Wyspa Camino. Джон Гришэм

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wyspa Camino - Джон Гришэм страница 11

Wyspa Camino - Джон Гришэм

Скачать книгу

spał w tanich motelach, czasem z innym molem książkowym, którego właśnie poznał, godzinami rozmawiał z księgarzami, którzy chcieli podzielić się z nim wiedzą i radą, sączył podłe wino na spotkaniach z pisarzami, których przyszła posłuchać ledwie garstka ludzi, zrobił setki zdjęć w środku i z zewnątrz, zapełniał zeszyt notatkami i prowadził dziennik. Zanim zmęczyło go ciągłe jeżdżenie i przygoda dobiegła końca, w siedemdziesiąt cztery dni pokonał prawie trzynaście tysięcy kilometrów i odwiedził sześćdziesiąt jeden niezależnych księgarni, z których żadna nie była w najmniejszym stopniu podobna do poprzedniej. W końcu uznał, że ma plan.

      Wrócił na Camino. Tim był tam gdzie zawsze, w swojej kawiarence. Pił espresso, czytał gazetę i robił wrażenie jeszcze bardziej wymizerowanego niż przedtem. Nie pamiętał Bruce’a, lecz on mu się przypomniał.

      – Parę miesięcy temu chodziło mi po głowie kupno księgarni – powiedział. – Chciał pan sto pięćdziesiąt tysięcy.

      – A, tak. – Tim lekko się ożywił. – Znalazł pan pieniądze?

      – Nie wszystkie. Wypiszę panu czek na sto tysięcy, a za rok dorzucę dwadzieścia pięć.

      – Pięknie, ale jeśli dobrze liczę, to i tak dwadzieścia pięć tysięcy za mało.

      – Więcej nie mam. Pana decyzja. Mam jeszcze jedną ofertę.

      Tim zastanawiał się tylko sekundę. Powoli wyciągnął rękę i uścisnęli sobie dłonie. Wezwał adwokata i kazał mu szybko przygotować papiery. Trzy dni później podpisali umowę i pieniądze zmieniły właściciela. Bruce zamknął księgarnię na miesiąc, żeby przeprowadzić remont, i wykorzystał ten czas na intensywny kurs sprzedaży książek. Tim chętnie dzielił się z nim wiedzą o tajnikach branży, plotkami o klientach i innych księgarniach na wyspie. Miał własne zdanie niemal na każdy temat i po miesiącu Bruce mu podziękował.

      Pierwszego sierpnia 1996 roku księgarnia ponownie otworzyła swe podwoje z największą pompą, na jaką było go stać. Tłumnie zgromadzeni goście pili szampana i piwo, słuchali reggae i jazzu, a on delektował się chwilą. Rozpoczynał swoją wielką przygodę: księgarnia Bay Books, Książki Nowe i Stare, weszła na rynek.

2

      Rzadkimi książkami zainteresował się przypadkowo. Usłyszawszy straszną wiadomość, że ojciec zmarł na atak serca, pojechał do Atlanty, do domu. Właściwie nie był to jego dom – rzadko kiedy tam bywał – tylko aktualny i ostatni dom jego ojca, który często się przeprowadzał, zwykle ciągnąc za sobą kolejne straszydło. Starszy pan Cable był dwukrotnie żonaty, lecz choć obie żony okazały się fatalne i poprzysiągł sobie, że trzeciej i następnych już nie będzie, po prostu nie mógł istnieć bez ubranego w spódnicę koszmaru, który komplikował mu życie. Kobiety lgnęły do niego z powodu jego domniemanego bogactwa, z czasem jednak każda odkrywała, że dwa rozwody potwornie go okaleczyły. Na szczęście dla Bruce’a ostatnia właśnie się wyprowadziła i w domu nie było wścibskich oczu i rąk, które…

      …pojawiły się dopiero wraz z jego przyjazdem. Na trzecim poziomie domu, zbijającego z tropu awangardowego budynku ze stali i szkła w modnej części miasta, było duże atelier, gdzie ojciec lubił malować w chwilach wolnych od inwestowania. Nigdy nie miał żadnego zawodu i żyjąc z odziedziczonego po przodkach majątku, zawsze określał się mianem „inwestora”. Pod koniec zajął się malarstwem, lecz jego obrazy były tak straszne, że nie chciała ich żadna galeria w Atlancie. Jedną ścianę atelier pokrywały książki, setki tomów, ale Bruce początkowo nie zwrócił na nie uwagi. Założył, że są to tylko ozdoby, kolejna dekoracja, trywialna próba podszycia się pod kogoś głębokiego, skomplikowanego i oczytanego. Po bliższym zbadaniu okazało się jednak, że na dwóch półkach stoją stare książki o znajomych tytułach. Jedną po drugiej zaczął je zdejmować i oglądać i zwykła ciekawość szybko przerodziła się w coś innego.

      Były to same pierwsze wydania, niektóre podpisane przez autorów. Paragraf 22 Josepha Hellera z 1961 roku, Nadzy i martwi Normana Mailera (1948), Uciekaj, Króliku Johna Updike’a (1960), Niewidzialny człowiek Ralpha Ellisona (1952), Kinoman Walkera Percy’ego (1961), Goodbye, Columbus Philipa Rotha (1959), Wyznania Nata Turnera Williama Styrona (1967), Sokół maltański Dashiella Hammetta (1929), Z zimną krwią Trumana Capote’a (1965) i Buszujący w zbożu J.D. Salingera (1951).

      Po pierwszych kilkunastu Bruce, zamiast wstawiać z powrotem na półkę, zaczął je układać na stole. Początkowa ciekawość ustąpiła miejsca uderzającemu do głowy podnieceniu, a potem chciwości. Na niższej półce natknął się na powieści i pisarzy, o których nigdy nie słyszał, lecz zaraz potem dokonał jeszcze bardziej zdumiewającego odkrycia. Za grubą trzytomową biografią Churchilla stały cztery książki: Wściekłość i wrzask Williama Faulknera (1929), Złota czara Steinbecka (1929), Po tej stronie raju F. Scotta Fitzgeralda (1920) i Pożegnanie z bronią Ernesta Hemingwaya (1929). Podpisane przez autorów cztery pierwsze wydania w znakomitym stanie.

      Bruce pomyszkował jeszcze trochę i nie znalazłszy nic ciekawego, opadł na stary fotel ojca i wbił wzrok w ścianę książek. I kiedy tak siedział w domu, którego w sumie nie znał, patrząc na szkaradztwa namalowane przez pozbawionego talentu artystę, zastanawiając się, skąd ów artysta wytrzasnął te wszystkie książki i co będzie, kiedy przyjedzie jego siostra Molly, żeby wraz z nim zaplanować pogrzeb, uderzyło go to, jak mało wiedział o zmarłym. Ale niby skąd miałby wiedzieć więcej? Ojciec w ogóle nie poświęcał mu czasu. Kiedy Bruce skończył czternaście lat, umieścił go w szkole z internatem. Latem wysyłał go na półtora miesiąca na obóz żeglarski, a potem, na drugie półtora miesiąca, na ranczo jakiegoś znajomego, słowem robił wszystko, żeby syn nie wrócił do domu. Bruce nie miał pojęcia, że ojciec coś kolekcjonował, nie licząc łańcuszka koszmarnych kobiet. Grał w golfa, w tenisa i lubił podróżować, ale nigdy nie z nim czy jego siostrą, tylko zawsze z najnowszą przyjaciółką.

      Więc skąd wziął te wszystkie książki? Od kiedy je zbierał? Czy w domu leżały gdzieś stare rachunki, pisemny dowód ich istnienia? Czy wykonawca testamentu będzie musiał zaliczyć je do spadku i przekazać Uniwersytetowi Emory?

      Spadek dla Emory – to też go drażniło. Ojciec czasem o tym wspominał, lecz bez szczegółów. Wzniośle uważał, że jego pieniądze powinny zostać zainwestowane w edukację, zamiast przekazane dzieciom, które by je roztrwoniły. Kilka razy Bruce’a kusiło, by wytknąć mu, że przez całe życie trwonił pieniądze zarobione przez kogoś innego, ale handryczenie się o tego rodzaju sprawy źle by się skończyło.

      W tym momencie jednak naprawdę chciał te książki mieć. Postanowił zatrzymać osiemnaście najlepszych, a resztę zostawić. Gdyby ulegając zachłanności, zostawił na półkach dziury, ktoś mógłby je zauważyć. Ułożył książki starannie w kartonach po winie, które znalazł w garażu. Ojciec walczył z butelką od lat i w końcu zawarł z nią rozejm, ograniczając się do kilku wieczornych kieliszków wina dziennie. Przestawianie książek na półkach i maskowanie wolnych miejsc zajęło Bruce’owi wiele godzin. Ale właściwie kto miałby coś zauważyć? O ile się orientował, Molly nic nie czytała i, co ważniejsze, unikała ojca jak ognia, bo nie znosiła jego przyjaciółek. Nie spędziła w tym domu ani jednej nocy i nie wiedziała, co ojciec w nim ma (mimo to dwa miesiące później spytała Bruce’a przez telefon, czy nie słyszał czegoś o „starych książkach tatusia”. Odparł,

Скачать книгу