Korekty. Джонатан Франзен

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Korekty - Джонатан Франзен страница 23

Korekty - Джонатан Франзен

Скачать книгу

do końca. Kto inny egzaminował moich uczniów. Żeby się odwołać, musiałbym przedstawić świadka, a gdybym przedstawił świadka, wkopałbym się jeszcze bardziej.

      – Świadka? Jakiego świadka?

      Chip wyjął z kosza butelkę, dwukrotnie sprawdził, czy aby na pewno jest całkiem pusta, po czym wrzucił ją z powrotem.

      – Moja była uczennica twierdzi, że mam obsesję na jej punkcie, że z nią współżyłem i napisałem za nią pracę semestralną. Wolno mi z nią rozmawiać tylko przez adwokata, na którego mnie nie stać, ponieważ nie dostaję pensji. Jeśli się do niej zbliżę, zostanę dodatkowo oskarżony o molestowanie.

      – Czy ona kłamie?

      – Oczywiście byłoby lepiej, żeby mama i tata o niczym nie wiedzieli.

      – Chip, czy ona kłamie?

      Na kuchennym blacie leżał egzemplarz „New York Timesa” z podkreślonymi wielkimi „M”. Takie dokonane po kilku godzinach odkrycie było jak przypomniany niespodziewanie sen, tyle że ów sen nie miał już żadnej mocy przyciągania, za to widok artykułu o kolejnych obostrzeniach w usługach Medicare i Medicaid wzbudził w Chipie uczucie niepokoju i niezaspokojonej żądzy, połączone z tym samym pragnieniem osiągnięcia całkowitego zapomnienia, które kazały mu nie tak dawno obwąchiwać i obmacywać sofę. Z trudem przypomniał sobie, że już skorzystał z tej drogi ucieczki.

      Złożył gazetę i położył ją na wierzchu przepełnionego kosza na śmieci.

      – Nigdy nie miałem kontaktów seksualnych z tą kobietą – oświadczył.

      – Dobrze wiesz, że jestem zasadnicza w wielu sprawach, ale akurat nie w takich – przypomniała mu Denise.

      – Powiedziałem, że z nią nie spałem.

      – A szczególnie w tej dziedzinie możesz liczyć na moje całkowite zrozumienie – dodała Denise, po czym odchrząknęła znacząco.

      Gdyby Chip chciał ułożyć sobie stosunki z którymś z członków rodziny, jego wybór z pewnością padłby właśnie na Denise. Rzuciwszy college i wplątawszy się w nieudane małżeństwo, miała okazję poczuć na własnej skórze, co znaczy zniechęcenie i rozczarowanie. Mimo to nikt – z wyjątkiem Enid – nie uważał jej za nieudacznika. Jej nieukończony college był znacznie lepszy od tego, do którego uczęszczał Chip, a wczesne małżeństwo i niedawny rozwód pozwoliły jej zyskać dojrzałość, której jemu – co do tego nie miał żadnych wątpliwości – wciąż brakowało. Co więcej, choć pracowała osiemdziesiąt godzin tygodniowo, z pewnością czytała więcej książek od niego. Przez ostatni miesiąc, który poświęcił na realizację takich projektów, jak skanowanie zdjęcia Melissy Paquette, cyfrowego łączenia jej twarzy z rozmaitymi obscenicznymi obrazkami, a następnie obrabianie tychże obrazków piksel po pikselu (doprawdy trudno sobie wyobrazić bardziej czasochłonne zajęcie), w ogóle nie przeczytał żadnej książki.

      – To było nieporozumienie – wyjaśnił siostrze ponurym tonem. – Później tak jakby robili wszystko, żeby mnie jak najprędzej wywalić. A teraz odmawiają mi prawa do skorzystania z procedury odwoławczej.

      – Szczerze mówiąc, w samym fakcie wywalenia cię z college’u nie widzę nic złego. Każdy college to paskudne miejsce.

      – To było jedyne miejsce na świecie, do którego miałem nadzieję się dopasować.

      – I bardzo dobrze, że ci się nie udało. A tak właściwie to z czego teraz żyjesz?

      – Czy ktoś powiedział, że żyję?

      – Potrzebujesz forsy?

      – Denise, przecież ty nie masz pieniędzy.

      – Owszem, mam. Poza tym wydaje mi się, że powinieneś pogadać z moją przyjaciółką Julią. To ta od filmów. Opowiedziałam jej o twoim Troilusie i Kresydzie z East Village. Powiedziała, żebyś do niej zadzwonił, gdybyś zamierzał wziąć się za pisanie.

      Chip pokręcił głową, jakby Denise była razem z nim w kuchni i mogła go zobaczyć. Już dawno temu rozmawiali przez telefon o uwspółcześnieniu kilku mniej znanych sztuk Szekspira i Chip nie mógł znieść tego, że Denise poważnie potraktowała jego plany, że ciągle w niego wierzyła.

      – A co z tatą? – zapytała. – Zapomniałeś, że dziś są jego urodziny?

      – Straciłem poczucie czasu.

      – Nie wierciłabym ci dziury w brzuchu, gdyby nie to, że to ja otworzyłam twoją paczkę świąteczną.

      – Te święta to było jedno wielkie nieszczęście.

      – Tak, trzeba było zgadywać, który prezent był dla kogo.

      Na zewnątrz wschodni wiatr przybrał na sile, jego ciepłe podmuchy przyspieszały topnienie śniegu na patio. Uczucie, które ogarnęło Chipa w chwili, kiedy zadzwonił telefon – że jego nieszczęście jest względne – ulotniło się bez śladu.

      – Więc jak, zadzwonisz?

      Bez słowa odłożył słuchawkę, wyłączył dzwonek i przycisnął twarz do futryny. Problem prezentów świątecznych rozwiązał dosłownie ostatniego dnia, w wielkim pośpiechu zgarniając z półek resztki po książkowych wyprzedażach, owijając je aluminiową folią i obwiązując czerwoną wstążką, starając się równocześnie nie myśleć o tym, jak jego dziewięcioletni siostrzeniec Caleb zareaguje na oksfordzkie, opatrzone niezliczonymi przypisami wydanie Ivanhoe, które kwalifikowało się na prezent głównie ze względu na to, że wciąż jeszcze było opakowane plastikową folią. Narożniki książki natychmiast przebiły folię, a druga jej warstwa, którą usiłował zasłonić ubytki, nie chciała przylegać do pierwszej, w związku z czym musiał się ratować nalepkami Narodowego Stowarzyszenia na rzecz Prawa do Aborcji, których pokaźny zapas otrzymał razem z nową deklaracją członkowską. Końcowy rezultat jego poczynań był tak żałosny, dziecinny i odstręczający, i tak wyraźnie świadczył o mentalnym rozchwianiu autora, że po prostu wrzucił wszystkie prezenty do wielkiego kartonowego pudła po grejpfrutach, żeby tylko na nie nie patrzeć, po czym wysłał pudło pocztą kurierską na domowy adres Gary’ego w Filadelfii. Poczuł się tak, jakby zrobił gigantyczną kupę, i bez względu na to, jak bardzo była paskudna i cuchnąca, przynajmniej miał z tym spokój i wiedział, że nieprędko znów znajdzie się w takiej sytuacji. Jednak zaledwie trzy dni później, po powrocie z dwunastogodzinnej świątecznej imprezy w Dunkin’ Donuts w Norwalk, stanął wobec konieczności otwarcia bożonarodzeniowych paczek od rodziny: dwóch z St. Jude, wyściełanej grubej koperty od Denise i sporego pudełka od Gary’ego. Postanowił wkopać je na górę po schodach i otworzyć w łóżku. Okazało się to trudniejsze, niż przypuszczał, ponieważ podłużne pakunki nie wykazywały najmniejszej ochoty toczyć się pod górę, tylko co chwila utykały gdzieś po drodze, a wyściełana koperta razem z zawartością była zbyt lekka, w związku z czym pojawiły się poważne problemy z nadaniem jej właściwej prędkości. Jednak po nadzwyczajnie frustrujących i demoralizujących świętach – nagrał Melissie prośbę o to, żeby oddzwoniła pod numer automatu telefonicznego w Dunkin’ Donuts albo, jeszcze lepiej, przyjechała,

Скачать книгу