Korekty. Джонатан Франзен

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Korekty - Джонатан Франзен страница 21

Korekty - Джонатан Франзен

Скачать книгу

Driblettem. Opowiadałam ci chyba o przyjęciu w tym nowym, wspaniałym domu Deana? Dean i Trish to naprawdę wyjątkowo mili młodzi ludzie, ale wyobraź sobie, Denise, że zadzwoniłam do jego firmy w ubiegłym roku, po tym jak ojciec upadł na kosiarkę, i wiesz, ile sobie zażyczyli za koszenie naszego małego trawnika? Pięćdziesiąt pięć dolarów tygodniowo! Nie mam nic przeciwko temu, żeby młodzi ludzie szybko się dorabiali i ogromnie się cieszę z sukcesów Deana, i z tego, że zabrał Honey do Paryża, ale pięćdziesiąt pięć dolarów? Wyobrażasz sobie coś takiego?

      Denise skończyła rwać sałatę i sięgnęła po oliwę.

      – Ile by kosztowało, gdybyście chcieli zostać przy refundacji?

      – Kilkaset dolarów miesięcznie dodatkowo. Wszyscy nasi znajomi zostali przy tym systemie, ale szczerze mówiąc, nie wiem, czy będzie nas na to stać. Ojciec inwestował bardzo ostrożnie, z trudem udaje nam się coś odłożyć na sytuacje awaryjne. Muszę ci się przyznać, że ogromnie mnie to niepokoi. A skoro o tym mowa… – Enid zniżyła głos. – Chciałam poprosić cię o radę, bo wygląda na to, że jeden ze starych patentów ojca wreszcie może dać jakieś zyski. – Zajrzała do pokoju. – Wszystko w porządku, Al? – zapytała głośno.

      Właśnie niósł do ust drugą kanapkę, w kształcie małego samochodzika. Trzymał ją tak mocno i z takim skupieniem, jakby była małym żywym zwierzątkiem, gotowym skorzystać z najkrótszej chwili jego nieuwagi i rzucić się do ucieczki. Skinął głową, nie odwracając wzroku.

      Enid wycofała się z powrotem do kuchni.

      – Nareszcie ma szansę coś na tym zarobić, ale w ogóle nie jest zainteresowany. W zeszłym miesiącu Gary rozmawiał z nim przez telefon i próbował go namówić, żeby był odrobinę bardziej agresywny, ale nic z tego nie wyszło.

      Denise zesztywniała.

      – Czego chciał Gary?

      – Tak jak mówię: żeby był bardziej agresywny. Zaraz pokażę ci list.

      – Mamo, to są patenty taty. Może z nimi robić, co zechce.

      Enid w głębi duszy miała nadzieję, że koperta na dnie jej torebki zawiera zaginiony polecony list z Axon Corporation. Zdarzało się już wielokrotnie, iż zagubione przedmioty w cudowny sposób odnajdywały się właśnie w torebce albo gdzieś w domu. Niestety, okazało się, że to pierwszy list, który nigdy nie zaginął.

      – Przeczytaj i sama powiedz, czy Gary nie ma racji.

      Denise odstawiła pieprzniczkę i wzięła list do ręki. Enid zaglądała jej przez ramię, żeby się upewnić, że jest w nim to, co zapamiętała.

      Szanowny doktorze Lambert,

      W imieniu Axon Corporation, 24 East Industrial Serpentine, Schwenksville, Pensylwania, proponuję Panu jednorazowe honorarium w wysokości pięciu tysięcy dolarów w zamian za przekazanie pełni praw do patentu zarejestrowanego w Urzędzie Patentowym Stanów Zjednoczonych pod numerem 4934417 (TERAPEUTYCZNA ELEKTROPOLIMERYZACJA ŻELU OCTANOWOŻELAZOWEGO), których to praw jest Pan jedynym właścicielem.

      Kierownictwo Axon Corporation z przyjemnością przedstawiłoby Panu bardziej interesującą propozycję, lecz ich produkt znajduje się jeszcze we wstępnej fazie badań i nie mają żadnej pewności, czy przyniesie oczekiwane zyski.

      Jeśli akceptuje Pan warunki przedstawione w załączonej umowie, uprzejmie proszę podpisać i poświadczyć notarialnie podpisy na wszystkich trzech egzemplarzach, a następnie odesłać je w terminie do 30 września br.

Z poważaniemJoseph K. PragerKancelaria Adwokacka Bragg Knuter & Speigh

      Kiedy w sierpniu, zaraz po odebraniu listu, Enid zeszła do piwnicy, obudziła Alfreda i pokazała mu pismo, ten tylko wzruszył ramionami i odparł:

      – Pięć tysięcy dolarów nie zmieni naszego życia.

      Enid zaproponowała, żeby napisać do Axon Corporation i zażądać wyższego honorarium, lecz Alfred pokręcił głową.

      – Skończyłoby się na tym, że wydalibyśmy te pięć tysięcy na prawnika, i co dalej?

      Enid upierała się jednak, że nie zaszkodzi spróbować.

      – Nie będę próbował – odparł Alfred.

      Ale gdyby jednak napisał i poprosił o dziesięć tysięcy…

      Umilkła, ponieważ zmierzył ją takim wzrokiem, jakby zażądała od niego, żeby się z nią kochał.

      Denise wyjęła z lodówki butelkę wina, jakby chcąc podkreślić brak zainteresowania dla sprawy, która dla Enid miała tak żywotne znaczenie. W ogóle Enid odnosiła wrażenie, iż Denise programowo gardzi wszystkim, na czym choć trochę zależy jej matce. Dawała to do zrozumienia nawet ruchami: zamykając szufladę pchnięciem pośladka opiętego ciasnymi dżinsami, energicznie otwierając butelkę z winem.

      – Napijesz się trochę?

      – Jak dla mnie to trochę za wcześnie…

      Denise piła wino jak wodę.

      – Znając Gary’ego, przypuszczam, że chciałby ich jakoś przydusić?

      – Chociaż, wiesz co… – Enid sięgnęła oburącz po butelkę. – Może kropelkę, ale nie więcej, naprawdę. Nigdy nie piję o tej porze, a Gary zastanawia się, dlaczego w ogóle interesują się patentem ojca, skoro jeszcze nawet nie myślą o produkcji. Tyle wystarczy, Denise! Nie przepadam za winem. Prawa do patentu i tak wygasają za sześć lat, więc Gary podejrzewa, że mają nadzieję już niedługo zbić na wynalazku ojca kupę forsy.

      – Czy tata podpisał umowę?

      – O, tak. Poszedł do kancelarii Schumpertów i Dave potwierdził podpis.

      – W takim razie nie pozostaje ci nic innego, jak uszanować jego decyzję.

      – Ale on jest uparty i nierozsądny! Nie rozumiem, jak…

      – Chcesz powiedzieć, że byłoby lepiej go ubezwłasnowolnić?

      – Nie, skądże znowu! To kwestia charakteru. Nie rozumiem…

      – Skoro jednak już podpisał tę umowę, to co Gary zamierza osiągnąć?

      – Wydaje mi się, że nic.

      – W takim razie po co to całe zamieszanie?

      – Masz rację – westchnęła Enid. – Nic już nie możemy zrobić.

      Nie była to do końca prawda. Gdyby Denise nieco mniej zdecydowanie opowiadała się po stronie Alfreda, Enid być może przyznałaby się, iż Alfred wręczył jej podpisaną umowę, żeby idąc do banku wysłała ją listem poleconym z poczty, a ona wetknęła kopertę do schowka na rękawiczki i zostawiła ją tam na kilka dni, później zaś, podczas jednej z niezliczonych drzemek Alfreda, ukryła ją w bezpieczniejszym miejscu, czyli w stojącej w pralni szafce wypełnionej

Скачать книгу