Książę Cieni. Aleksandra Polak
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Książę Cieni - Aleksandra Polak страница 20
Mężczyzna skinął na Juliana, jednak ten ani drgnął. Konrad go popchnął, a wówczas nasz przyjaciel zrobił parę kroków, jednak leniwie, opornie, niczym maszyna, która działa na wyczerpanej baterii. W dłoni Samiego zamigotała fiolka. Podłużna, smukła fiolka z wypukłym brzuszkiem, w której pobłyskiwał przezroczysty płyn. Łzy gryfa. Jeden z niezbędnych składników potrzebnych do naszej mikstury. Przełknęłam ślinę i zastygłam, wpatrując się w przedmiot. Wiedziałam, jak ważna jest ta malutka fiolka. Chwila obłędu Samiego, jego furia lub przekora mogły zniszczyć cały nasz plan. Wymieniłam zaniepokojone spojrzenia ze Stellą, jednak Gustaw uspokajał nas wzrokiem. Jego ciemne, brązowe oczy mówiły, że wszystko mamy pod kontrolą. Widziałam, jak Iwo mruży w skupieniu oczy, ściąga brwi, rozważając każdą możliwą opcję. Fiolka i Julian – oboje musieli trafić w nasze objęcia.
Iwo wyciągnął ramię, pokazując mi, bym podała mu łańcuch, którym skrępowany był gryf. Tak zrobiłam, a stwór posłusznie ruszył za Iwo ku środkowi pomieszczenia. Sami też powoli ruszył się w naszą stronę, jednak Julian wciąż stał nieruchomo jak posąg. Magowie stanęli naprzeciwko i był to widok zapierający dech w piersiach. Obaj rośli, dostojni, otoczeni aurą magii, która nie mogła się bardziej różnić. Zwiewne szaty Iwo ukrywały blask, a czarny kaptur Samiego aż wibrował od demonów, które kręciły się jak rozjuszone pszczoły. Sami zmrużył oczy, a jego tatuaże otoczyły je niczym maska. Nagle, bez uprzedzenia, rzucił w kierunku Iwo fiolkę. Gdy przedmiot szybował w powietrzu, serce zabiło mi mocniej. Widziałam, że Stella też się spięła – była gotowa do pomocy. Fiolka na szczęście wylądowała w dłoniach maga, który szybko włożył ją do rękawa, gdzie znajdowały swoje schronienie wszystkie magiczne przedmioty.
– Mieliście gryfa, a żądacie samych łez – powiedział Sami. Każdy wyraz ociekał jadem.
– Nie jesteśmy takimi sadystami, żeby je pozyskiwać – mruknął Iwo. – A skoro wy macie tyle zapasów, postanowiłem skorzystać.
– To ostatnia – powiedział Sami i tym razem jego głos zmieszał się z rozjuszonym syknięciem. Mag uniósł głowę, patrząc na Iwo z wyższością. – Dlatego oddawaj gryfa.
Iwo westchnął. Na jego twarzy malowały się ból i rozterka. Spojrzał na stwora i potarł skronie dłonią.
– Oddawaj go! – wrzasnął Sami, a podłoga niebezpiecznie zadrgała. Na głowę Stelli spadł deszcz betonowego pyłu. Iwo przekazał Samiemu łańcuch. Aurea zapłakała, a Gustaw jęknął. Sami od razu wyjął zza pazuchy długą strzykawkę z trucizną i wbił igłę w ciało gryfa. Iwo machnął w kierunku Juliana. Chłopak wciąż jednak się nie ruszył.
– Julian! – warknął Gustaw. – Chodź tu natychmiast!
– Wasz chłoptaś wcale się nie pali, żeby do was wracać – zachichotał Sami, który był teraz w wybornym humorze. Konrad obserwował wszystko w napięciu i byłam pewna, że trzyma zaciśnięte kciuki, by Julian nie odszedł. Na szczęście mieliśmy na to sposób.
Stella ruszyła w kierunku Juliana, a po sekundzie była już obok niego.
– Odejdź – warknęła tylko, mocno popychając Konrada.
Stella podała Julianowi drewnianą szkatułkę. Zbliżyła usta do jego ucha i wyszeptała kilka słów. Julian drgnął. Jego palce zaczęły się poruszać, badając przedmiot. Stella rzuciła mu zachęcające spojrzenie. Chłopak podniósł wieko.
Tak jak Hadrianowi ukazała się jego matka, tak teraz przed Julianem pojawiła się Diana. To była nasza jedyna nadzieja. Gdy obmyślaliśmy plan odbicia przyjaciela, Aurea wpadła na pomysł, by do szkatułki włożyć bransoletkę Diany i dać ją Julianowi. Od razu zauważyłam zmianę na jego twarzy. Jego usta drgnęły, w jego oczach zatańczyła iskierka blasku, a mięśnie się napięły. Diana nic nie mówiła. Nawet utkana z jasnej powłoczki, porażała swoim pięknem. Doskonale ją pamiętałam, jakbym jeszcze wczoraj rozmawiała z nią twarzą w twarz. Jej sylwetka, ruchy i ciepłe spojrzenie uzmysłowiły mi, jak bardzo tęskniłam za przyjaciółką. Obfite pukle falistych włosów spadały na ramiona dziewczyny, otulały też jej plecy. Wyciągnęła rękę i dotknęła policzka Juliana. Wtedy rozpętał się chaos.
Najpierw Julian ożył. Żadne inne określenie nie pasowało – on po prostu ożył. Jego skóra pojaśniała, ciało nabrało energii, a oczy powróciły do dawnego koloru. Chłopak zamrugał i spojrzał na Dianę. Był zszokowany. Kilka sekund później dziewczyna rozpłynęła się w powietrzu, a Julian upuścił szkatułkę.
Stella aż klasnęła w dłonie z radości i rzuciła mu się na szyję. Szybko jednak odskoczyła – Julian zaczął kaszleć tak gwałtownie, że aż zgiął się wpół i padł na kolana. Gustaw i Ariana podbiegli do niego przerażeni, jednak nim znaleźli się przy jego boku, Julian zwymiotował. Czarna, gęsta ciecz pokryła podłogę starej chłodni. Stella szybko podniosła go z kolan, a wtedy powietrze przeciął krzyk Konrada.
– Mówiłem ci, że nie masz prawa mnie zostawić! – Konrad wpadł w szał. Wyciągnął ogromny nóż i cisnął nim w Juliana. Skryłam się za zwiewnymi szatami Iwo, jednak Stelli udało się zmienić tor biegu tego śmiercionośnego narzędzia.
Konrad wrzasnął jeszcze raz, a z jego oczu wypłynęły czarne łzy. Sami obserwował wszystko z boku niby pasjonujący spektakl. Trzymał gryfa blisko siebie i co chwilę wybuchał histerycznym śmiechem, jakbyśmy odgrywali najwspanialszą komedię. Konrad dyszał. W furii rzucił się w stronę Juliana, lecz Iwo użył swojej laski, odtrącając go kilka metrów w tył. Sami ryknął śmiechem. Korzystając z chwilowej przerwy w walce, uścisnęłam dłoń Juliana. Była zimna i koścista, ale chłopak odwzajemnił mój uścisk. Pod powiekami poczułam łzy radości. Naprawdę go odzyskaliśmy. Szkatułka, tak jak przewidziała Aurea, wyciągnęła jego światło na powierzchnię.
Gdy Konrad się podniósł, by znów zaszarżować, Iwo z drugiego rękawa wyjął obręcz żonglerską. Okręcił ją wokół palca i rzucił Stelli, a ta złapała ją z gracją i dostojnym, wręcz kocim krokiem zbliżyła się do Konrada. Chłopak próbował ją kopnąć, jednak Stella zwinnie uskoczyła, jakby tańczyła na linie. Konrad chciał złapać jej ramię, ale wykonała salto, dzięki czemu znalazła się za jego plecami. Podrzuciła obręcz nad głowę, a ta, opadając, skrępowała Konrada. Zacisnęła się mocno wokół jego ramion, a chłopak opadł bezwładnie na ziemię niczym szmaciana lalka.
Gdy odwróciłam wzrok, ujrzałam, że na ciele gryfa tworzą się czarne pęknięcia. Jęknęłam. Szturchnęłam Aureę, a ona, ujrzawszy to samo, nerwowo złapała ramię Iwo. Gryf pękał jak uderzona porcelana; podobnie rozsypywał się nasz plan. To był czas na ucieczkę.
Sami też zauważył te pęknięcia.
– To… to nie jest… gryf. To nie jest Proto!
Tak. To nie był Proto. Obok Samiego stał gryf zbudowany z magicznego piasku z ogrodu Hadriana oraz piór prawdziwego Protona, który krył się u boku Okulusa. Nie mogliśmy oddać go w ręce Hadesu, nawet przez sekundę nie braliśmy tego pod uwagę. Gdy Hadrian powiedział, że potrafi zbudować z piasku każde stworzenie, które wzmocnione atrybutem prawdziwego przez chwilę będzie jego idealną kopią, od razu wiedzieliśmy, że to najlepszy pomysł. Sami nie odszedłby bez gryfa. Trucizna jednak osłabiła zaklęcie