Książę Cieni. Aleksandra Polak

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Książę Cieni - Aleksandra Polak страница 17

Książę Cieni - Aleksandra Polak

Скачать книгу

raz przyszła odebrać mu życie, wyciągnął dłoń i dotknął jej twarzy. Eryn wbiła sztylet w jego pierś, ale na próżno – mag nawet się nie zachwiał. Jego dłoń zabłysła, a wzrok Eryn uciekał razem z jej wypływającym łzami. Okulus zamknął wzrok córki w perle i na zawsze wyrzucił Eryn z królestwa światła. Wówczas kobieta oszalała. Paliła pióra gryfa w każdą pełnię księżyca. Pocierała oczy popiołem i powoli odzyskiwała wzrok. Nie widziała już jednak światła – otaczały ją tylko cienie. Z jej ciała zniknęły świetliste wzory.

      Wraz z piórami zabierała Protonowi krew. Krew gryfa, jak mówił Okulus, to jeden z trzech legendarnych leków na śmierć. Eryn, pijąc ją codziennie, przeżyła tysiące lat. Wielką moc miały także łzy gryfa. Kiedy cienie atakowały Eryn niczym wataha wilków, łzy pomagały odpierać atak. Wypływają z serca samych gwiazd – gęste, obfite, czyste jak górska woda – palą demony żywym ogniem. W ten właśnie sposób Eryn poskromiła demony – pokazała, że może stanąć z nimi do boju, co więcej, może wygrać.

      Kolejne panaceum, terakotowa zbroja, zaginęło. Starożytne plemię ją schowało, tak by nikt nie zyskał dostępu do nieśmiertelności. Ten, kto założył zbroję, zamrażał swoje serce. Wraz z nieśmiertelnością otrzymywał jednak okrucieństwo. Stawał się żołnierzem, który przemierzał świat pozbawiony uczuć.

      Trzecim lekiem była woda z jeziora życia. Nikt nigdy go jednak nie znalazł. Ponoć znajdowało się na końcu świata.

      Gdy gryf uciekł, Eryn wpadła w szał. Straciła wszystko – swój wzrok, lekarstwo na śmierć i kontrolę nad cieniami. Próbowała go złapać, jednak ślepa, osłabiona, nie była w stanie walczyć ani z ojcem, ani z gryfem. Wydała rozkaz, by wszyscy jej podwładni polowali na stwora, jednak żaden z nich nie potrafił namierzyć gryfa, szczególnie gdy obdarowaliśmy go niewidzialnością. Z dnia na dzień Eryn popadała w coraz większy obłęd. Baliśmy się, że gdy furia ogarnie ją w całości, może wykorzystać Juliana. Prędko się domyśli, że on nie jest nam obojętny, że będziemy go chcieli ocalić za wszelką cenę, a wtedy ona posunie się do wszystkiego, by wymusić wymianę. Dlatego musieliśmy być pierwsi. Musieliśmy odzyskać naszego przyjaciela, w zamian oferując Eryn gryfa. Musieliśmy też zdobyć jego łzy do mikstury.

      Dzień odbicia Juliana zaczęłam… maturą. Tym razem zdawałam angielski i byłam bardziej zestresowana naszym planem niż egzaminem. Zastanawiałam się, czy znowu spotkam Eryn. Czy pojawi się w miejscu wymiany, czy wyśle kogoś ze swoich podwładnych…? Intrygowała mnie. Oczywiście, że wolałabym starcie z kimś, po kim wiedziałam, czego się spodziewać, jednak myśl o spojrzeniu w oczy legendarnego Księcia Cieni wzbudzała we mnie dreszcz ekscytacji. Wiedziałam, że prawdopodobnie pojawi się tam również Tristan, szukając okazji, by osłabić Hadriana. Istna mieszanka wybuchowa.

      Julian miał się coraz gorzej. Jego wzrok był nieobecny, ruchy powolne. Czasami po prostu znikał, a jego miejsce zajmowały demony. Poprzedniego wieczoru jeden z cieni otoczył go mackami niczym pająk. Otworzył paszczę i pożarł Juliana, owijając go sobą jak kokonem. Gdy Julian powrócił, głodny demon siedział już w jego otępionych oczach. Musieliśmy działać. I to jak najszybciej.

      Matura z angielskiego nie sprawiła mi problemów. Zarówno poziom podstawowy, jak i rozszerzony skończyłam przed czasem. Odłożyłam arkusz i rozkoszowałam się ciszą sali gimnastycznej. Demony oddaliły się, nie nawiedzały mnie w biały dzień. Widziałam ich ślepia w snach, budziłam się, przerażona, że mnie obejmują, widziałam je wychodzące zza szafy. Naciągałam kołdrę aż po szyję, przytulałam Pannę Ninę, której spokojna senność mnie uspokajała. Zasypiałam znowu, powtarzając niczym mantrę słowa magicznego cyrku. Omnia pro lucem. Wszystko dla światła. Wszędzie jest blask. Demony nie mają prawa wstępu do mojej głowy.

      To Okulus nauczył mnie tej metody, uprzednio opowiadając o historii magii, wszechświata i swojej rodziny zrodzonej z gwiazd. Siedział odchylony w fotelu i tylko palce mocno ściśnięte na oparciu fotela zdradzały jego niepokój. Mówił o Eryn i o antidotum na śmierć. Wspominał czasy, kiedy Proto był tylko małym gryfem, który broił, a nie bronił światłości. Mag powiedział, że motto cyrku wypełni moje ciało blaskiem, zabierze ciemność, która zalegała w mojej głowie po Hadesie i mrocznych sekretach związanych z Tristanem. Wzór jego tatuaży odcisnął się na mojej skórze i choć chwilę później zanikł, to przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Moja głowa stała się lżejsza, nogi same ciągnęły do przodu. Uśmiechałam się jak dawniej, zupełnie jakby mag uwolnił mnie od ciężkiego bagażu, który krępował moje ruchy.

      Hadrian trenował, odpoczywał, potem znów trenował. Rozmawialiśmy kilka razy dziennie, jednak brakowało mi naszej dawnej bliskości. Kiedyś spędzaliśmy całe dnie razem, teraz widzieliśmy się raz na kilka dni. Ta rozłąka uświadomiła mi, jak bardzo go kocham. Jak silne są korzenie miłości, kiedy wichura zagraża konarom drzewa. Potrzebowałam jego obecności, potrzebowałam jego czułości i poczucia bezpieczeństwa, które tylko on mi zapewniał. Chciałam go pocałować i poczuć jego pożądanie. Brakowało mi jego i spojrzeń błękitnych oczu.

      – Wszystko w porządku? – zapytałam przez telefon, kiedy pierwsza matura dobiegła końca. Musiałam przeczekać przerwę, żeby podejść do kolejnej, rozszerzonej, a potem już nic nie będzie mnie powstrzymywało przed podróżą do domu cyrkowców.

      – Jasne – odparł spokojnym głosem. – Mam nowy trening. Po południu obejrzysz go na własne oczy.

      – Naprawdę? Świetnie! Nie mogę się doczekać. A… Trzymamy się planu, prawda?

      – Tak. Cokolwiek by się działo, trzymamy się planu – potwierdził.

      Uśmiechnęłam się do komórki.

      – Do zobaczenia.

      – Do zobaczenia…

      Nim nadeszła siedemnasta, jechałam już rozklekotanym autobusem ku zacisznej uliczce, gdzie wznosił się las, niebawem rozstępujący się przed wysoką bramą cyrkowców. Najpierw zobaczyłam przyczepę, wokół której były porozrzucane aktorskie rekwizyty. Kiwała się na boki w rytm cichej muzyki, która dochodziła z jej wnętrza. Kilka kolorowych bączków kręciło się dookoła, napędzanych siłą niedostępną dla moich oczu. Przyłożyłam dłoń do bramy. Tak jak zwykle, zabrzęczała kilka razy i otworzyła się przede mną wąsko, lecz wystarczająco, bym przecisnęła się pomiędzy prętami. To, co zastałam po drugiej stronie, przerosło wszelkie moje oczekiwania.

      Ogród cyrkowców, zazwyczaj spowity mrokiem, tym razem skrzył światłem. Konary, które dotąd pochylały się do ziemi niczym macki potworów, teraz uniosły się, ozdobione małymi zielonymi listkami. Trawa zmieniła kolor z brudnej butelkowej zieleni na soczysty odcień szmaragdów. Napawałam się świeżym zapachem wiosny, który mieszał się ze słodką wonią kwiatów. Wkrótce zobaczyłam, skąd dochodził ten pieszczący zmysły zapach. Dom cyrkowców tonął w kwiatach. Przy ziemi w obfitych kulach plątały się hortensje, a wieżyczkę pokryła firanka herbacianych róż. Największe drzewo z konarem tak grubym, że bez problemu mogłabym się za nim schować, zazwyczaj suche i skrzeczące, dzisiaj było okazem zdrowia. Na jego gałęziach wiły się kwiaty podobne liliom, jednak ich płatki błyszczały wszystkimi kolorami tęczy. W jego koronie ukrywały się śpiewające białe ptaki. Przecierałam oczy ze zdumienia.

      Zza drzewa wyłonił się Hadrian, ubrany w luźną białą koszulkę i jasne, przetarte na kolanach dżinsy. W jego

Скачать книгу