Książę Cieni. Aleksandra Polak

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Książę Cieni - Aleksandra Polak страница 18

Książę Cieni - Aleksandra Polak

Скачать книгу

to stworzyłeś? – zapytałam zachwycona i obróciłam się, podziwiając szumiący zagajnik. Hadrian przytaknął, a kilka liści opadło na jego ramiona. Podeszłam i nieśmiało objęłam go w pasie. Splotłam palce na jego plecach i przyłożyłam głowę do jego piersi. Pachniał kwiatami i cynamonem. Czułam twarde mięśnie pod jego skórą i spokojny rytm jego serca. Jego oddech otulał moją głowę i było to najwspanialsze uczucie pod słońcem. Konary drzew otuliły nas jak zasłona. Hadrian mnie pocałował, a ja odwzajemniłam pocałunek, dużo odważniej, zaborczo, doskonale wiedząc, czego chcę. Przycisnęłam jego ciało do mojego, a grube zielone pędy zaczęły oplatać nasze stopy.

      – Nie bój się – powiedział Hadrian, kiedy próbowałam wyrwać nogę z uścisku. – To m ó j ogród. Nikt nie ma prawa wejść tu bez zaproszenia.

      Hadrian odgarnął moje włosy z czoła i już się pochylał, by znów mnie pocałować, gdy usłyszeliśmy wołanie. Bez wątpienia ten głos należał do Stelli i był lekko poirytowany.

      – Halo! Gdzie wy jesteście?

      Hadrian uśmiechnął się przebiegle, a moje serce oblała fala gorąca. Niczego innego nie potrzebowałam.

      – Wrócimy do tego wieczorem – szepnął i podniósł się, podając mi dłoń. Kwiaty i pnącza cofały się, przerzedzając, aż w końcu ujrzałam Stellę. Stała na ganku, opierając dłonie o biodra, i wyczekującym wzrokiem wpatrywała się w ogród. Wymieniliśmy z Hadrianem porozumiewawcze spojrzenia.

      – Nareszcie – fuknęła. – Gryf już czeka. Musimy się zbierać.

      – Naprawdę to robimy? – zapytałam, nie dowierzając.

      – Tak. Uda się, zobaczycie.

      – Oczywiście, że się uda – oznajmiła Stella, teatralnie poprawiając frywolne kosmyki, które spadły jej na prawą brew. Srebrne włosy spięła w wysoki kok, a jej smukłe ciało zakrywał biały komplet: obcisłe spodnie z pasami na broń oraz pobłyskująca bluza, której rękawy wysoko podwinęła. – Wszystko pójdzie gładko.

      Uśmiechnęła się przebiegle i zniknęła w przedpokoju. Hadrian wyjął z kieszeni białych spodni czarną wstążkę i, stanąwszy za mną, zebrał moje włosy w kucyk. Zacisnął wstążkę w dłoni, a gdy poluźnił uścisk, na wstążce pojawił się czerwony mak.

      – Na szczęście – wyjaśnił. – Będę obok, ale trzymaj się Stelli. Jak widzisz, czuje się w tej misji jak ryba w wodzie.

      – Dokładnie! – Stella nagle pojawiła się na ganku. – Nareszcie coś się dzieje!

      – Skupcie się – warknął Iwo.

      Na miejsce wymiany wybraliśmy opuszczoną gdańską masarnię. Od lat stała pusta, zrujnowana, pożarta kilkakrotnymi pożarami. Oddalona o kilkanaście minut drogi od starówki, ukrywała się pomiędzy niepokojąco ciemnymi uliczkami. Wieść niosła, że nad murami ciążyła klątwa zniszczenia. Ten, kto zagłębiał się w jej zrujnowane pomieszczenia, ryzykował życiem. Kilka najbardziej ekstremalnych plotek głosiło nawet, że ten, kto zniknie w cieniu masarni, już nigdy z niej nie wyjdzie. Zaprzeczali temu jednak bezdomni, którzy odważnie szukali tam schronienia. Słyszałam również o ścianach pokrytych krwią czy graffiti, które pożera dusze, jednak nie do końca dawałam im wiarę. Kiedyś widziałam masarnię z daleka, stojąc w punkcie widokowym. Nie wyglądała na miejsce z piekła rodem, jedynie odstraszała szpetnym wyglądem. Dach zionął dziurami, niektóre okna pozbawione były nawet framug, a pokruszona cegła opadła na ziemię wraz z podmuchami wiatru.

      Wraz z Gustawem, Aureą, Stellą i Iwo wdrapałam się do cyrkowej furgonetki. Za nami ociężale wgramolił się gryf. Stella poklepała go radośnie po piórach. Ale dlaczego? Wszystko po kolei.

      Reszta cyrku podzieliła się na dwie grupy, które miały nas osłaniać i czekać w ukryciu w razie kłopotów. Z Hadesem nietrudno było o komplikacje, dlatego Ariana i Igor mieli się ukryć w okolicach masarni, a Amelia i Okulus spoglądali na wszystko z bezkresu, gotowi w każdej chwili wkroczyć do akcji. Poprzedniej nocy poprzez kryształową kulę Okulus przekazał Samiemu wiadomość. Zaproponował wymianę – gryf za Juliana i jedno szkiełko wypełnione łzami gryfa. Sami długo wpatrywał się w wiadomość wyrytą blaskiem w ścianie jego komnaty, aż w końcu skinął głową. Dobrze wiedzieliśmy, że tak się stanie. Mężczyzna w żadnym wypadku nie przepuściłby szansy na udowodnienie Eryn swoich umiejętności dowódcy. Chciał pokazać, że jest zaradny, że to on odzyska dla niej gryfa, a może przy okazji i samego Hadriana. Jednak ten siedział spokojnie obok Okulusa i Amelii w bezkresie. Pod żadnym pozorem nie mógł wyjść, nie mógł się ujawnić. Furgonetka wywoływała uśmiechy na twarzach przechodniów. Wszyscy myśleli, że wóz jedzie ze spektaklem, jednak tym razem mieliśmy trafić prosto w objęcia cieni.

      Brak spektaklu wcale nie oznaczał braku cyrkowej atmosfery. Gustaw trzymał w dłoni swoją kulę, która otwierała się i zamykała, wypuszczając ze wnętrza melodię graną na niskich strunach wiolonczeli. Aurea miała przywiązane do nadgarstków czerwone chorągiewki, a w dłoniach trzymała żółty latawiec. Nerwowo wybijała rytm stopami, aż w końcu przestała pod karcącym spojrzeniem Stelli. Z całej naszej piątki to ona wyglądała najbardziej wojowniczo – jak wyrwana z komiksów. Z białym strojem kontrastowały wysokie czarne buty ozdobione ćwiekami. Na dłonie naciągnęła rękawice z metalowymi elementami, a gdy znów poprawiła sobie grzywkę, ostre akcesoria zaplątały się w jej srebrne kosmyki.

      Iwo prowadził furgonetkę, spięty, nerwowy i wyczulony na każde słowo. Co chwilę rzucał mi podejrzliwe spojrzenie, jakby wcale nie był pewien, że podołam tej misji. Jego turban ledwo mieścił się w samochodzie, reszta stroju też nie świadczyła o bojowym charakterze naszej wyprawy. Długie rękawy zakrywały dźwignię zmiany biegów, wzorzyste spodnie rozlewały się po fotelu, a żółte ciżemki połyskiwały spod nogawek. Odważnie wytrzymałam jego spojrzenie. Objęłam gryfa, którego szyję otaczała metalowa obroża. Pogłaskałam go po piórach, a metal brzęknął.

      Gdy dotarliśmy na miejsce, słońce było już nisko. Miasto było spokojne, a szczególnie ta część, gdzie mało kto się zapuszczał. Dwa szare koty wbijały w nas swoje złote ślepia zza śmietnika, a starszy pan w białej podkoszulce wyjrzał z okna, by zobaczyć, kto robi tyle hałasu. Nasza cyrkowa furgonetka wprowadziła go w niemałe zaskoczenie, lecz wtedy Iwo z impetem wysiadł z auta i z przymocowanej do pasa sakiewki wyjął garść kolorowego pyłu. Rzucił nim w powietrze, a wówczas zarówno koty, jak i staruszek zupełnie stracili nami zainteresowanie.

      Aurea rozwinęła latawiec, a on, pomimo bezwietrznego dnia, poszybował prosto nad jej głową. Gdy ruszyła, potulnie poleciał za nią, trzepocząc kolorową bibułą. Iwo nagle potrząsnął rękawem i po chwili cienka laska zakończona podobizną głowy tygrysa uderzyła o chodnik. Gustaw wziął głęboki oddech, chwycił sztylet i dołączył do Iwo, a za nim pomaszerowałam ja wraz z gryfem. Stella pilnowała tyłów i to ona jako ostatnia przeszła przez walącą się bramę. Wypalona słońcem trawa okalała nieregularnie ułożone płytki, a przed nami wyrosły trzy budynki – dwa niskie, jednopiętrowe, i jeden wysoki, w latach swojej świetności na pewno robiący wrażenie. Okna na poddaszu ledwo się trzymały we framugach. Gdzieniegdzie zachowały się resztki płaskorzeźb czy innych ozdobników, które teraz przyciągały uwagę jedynie leniwych gołębi. Dach częściowo się zawalił. Szpiczasty

Скачать книгу