Książę Cieni. Aleksandra Polak
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Książę Cieni - Aleksandra Polak страница 21
Iwo odrzucił Konrada w bok, a Sami opadł, odurzony blaskiem. Siostry złapały mnie za rękę, potem Iwo, Gustawa i Juliana. Iwo wyjął z kieszeni spodni kieszonkowy zegarek, otworzył go i przesunął wskazówki na godzinę trzecią. Poczułam, jak mną szarpie. Bezkres wsysał nas do środka, Okulus po nas sięgał, tak jak to zaplanowaliśmy. Uśmiechnęłam się w przypływie ulgi, która jednak nie trwała długo. Nie wylądowałam w domu cyrkowców, a z powrotem w opuszczonej masarni. Iwo wpadł na ścianę, która go przygniotła, Ariana potoczyła się aż na korytarz, a Gustaw utknął pomiędzy prętami. Jeden z nich na wylot przeszedł przez jego ramię. Chłopak jęknął.
– Co się stało?! – krzyknęłam przerażona, jednak gdy spojrzałam ponad pył unoszący się z zawalonej ściany, nie potrzebowałam już odpowiedzi. Czarne cielska demonów przyczepiły się do Konrada jak małpy do drzewa, wyciągając swoje długie macki. Jedna z nich dosięgnęła Amelię i zaplątała się w jej loki. Pazury stwora weszły do jej oczu i ust. Konrad dyszał żądzą krwi.
– Nie zostawicie mnie… – wysyczał. – Znowu. Znowu mnie porzucacie.
Demon podrapał policzek Amelii.
– Oszalałeś do reszty?! – wrzasnął Iwo, podnosząc się z gruzów. – Natychmiast ją puść!
Konrad zaśmiał się szyderczo i ścisnął Amelię jeszcze mocniej. Padła na kolana.
Iwo ruszył w kierunku Konrada, jednak to Julian był szybszy. Z dawną sprawnością chwycił jego ramię. Zrobił to tak mocno, że spod materiału wyciekła krew, a chłopak nieco osłabił uścisk. Konrad wyjął zza pasa sztylet. Wycelował go w Amelię, a moje serce na chwilę stanęło. Iwo uderzył swoją laską o podłogę, krusząc panele wokół Konrada. Sztylet szybował już jednak w powietrzu. Julian próbował go złapać, jednak na próżno. Stella wyciągnęła dłoń, ale też bez efektu. Wtedy siostry, wszystkie naraz, wyciągnęły dłonie. Moja też poszybowała do przodu. Na opuszkach ich palców pojawił się blask. Moje również lekko zaiskrzyły, niczym zapałka – ich świeciły blaskiem pochodni. Wtedy sztylet zmienił bieg, odbijając się od światła niczym piłka od ściany. Poszybował tak szybko, że zauważyłam tylko rozmazaną smugę. Sztylet wbił się w pierś Konrada. Chłopak westchnął, a pęknięcia na podłodze powiększały się stopniowo. Sufit runął, a Konrad spadł piętro niżej. Ściany zaczęły pochylać się niczym potrącony dom z kart.
– Szybko! – ponaglił nas Iwo i znów złapaliśmy się za ręce. Szarpnęło nami i po chwili wylądowaliśmy na tygrysim dywanie, który nieco zamortyzował upadek. Podniosłam się i spojrzałam po wszystkich. Byliśmy cali.
Iwo zwycięskim gestem uniósł fiolkę z łzami gryfa. Aurea rzuciła się w objęcia Juliana. Chwilę później do salonu wpadli Hadrian, Okulus i Igor i zaczęli nas po kolei ściskać. Nie minęło nawet kilka minut, a Hadrian uleczył wszystkie nasze rany. Na końcu przyczłapał prawdziwy Proto, który przysiadł przed kominkiem i ułożył głowę na podłodze.
– Udało się! – Objęłam Hadriana tak mocno, jak tylko potrafiłam. – Mamy kolejny składnik!
Hadrian spojrzał na mnie z podziwem. Uśmiechnęłam się szeroko i zmierzwiłam jego jasne włosy.
– Udało nam się. – Westchnął i mocno mnie objął, jakby próbował połączyć nasze ciała w jedno.
Nasi przyjaciele głośno rozmawiali, podekscytowani, rozradowani. My wpatrywaliśmy się w siebie. Patrzyłam w spokojne, lazurowe oczy Hadriana. Delikatny uśmiech, mocne, lecz przyjazne rysy twarzy. Spojrzenie, które objęłoby cały świat dobrem. Ramiona, które trzymały moje ciało jak lina bezpieczeństwa. Delikatnie go pocałowałam. Pogładziłam jego policzki, potem szyję i ramiona.
Myślałam o miłości. O tym, że to Hadrian mnie nauczył, że uczucie jest jak owoc, który wymaga starannej pielęgnacji. Delikatny owoc, który w każdym momencie może spaść z cienkiej gałązki, który potrzebuje czasu, by dojrzeć. Pączkuje, powoli dojrzewa. W naszej miłości nie było pośpiechu. Nie było granic ani złości. Tylko zrozumienie i chęć, by nie stracić tego, co najpiękniejsze na świecie. Pragnęliśmy, żeby klątwa odeszła i żebyśmy mogli się rozkoszować codziennością.
8
Odkąd odzyskaliśmy Juliana, nasze życie znów przewróciło się do góry nogami. Całą noc spędziłam u Hadriana, a po walce w zniszczonej masarni musiałam wrócić do przyziemnych obowiązków. Tym razem czekała mnie matura z matematyki, poziom rozszerzony. Jeden z najtrudniejszych egzaminów, do którego skrupulatnie się przygotowywałam. Zamierzałam napisać go wyspana, wypoczęta i z umysłem gotowym do matematycznych działań. Niestety bezsenność Juliana udzieliła się nam wszystkim. Chłopak, choć czuł się lepiej i przyjmował lekarstwa pod czujnym okiem Iwo, nie mógł spać. Próbował kilkakrotnie, ale za każdym razem budził się z krzykiem, płytkim oddechem i wspomnieniem cieni, które przez tak długi czas pożerały jego wnętrze.
– Gdy tam trafiłem, przez kilka dni rozsadzała mnie energia – opowiadał. – Konrad codziennie pakował we mnie oddech demonów, mówił, że muszę się wzmocnić. Obiecał, że jeżeli uda mi się opanować moją moc na tyle, bym rozpłynął się w powietrzu i dotarł wszędzie, zabierze mnie do Eryn. Powiedział, że ona da nam wszystko, że z nią będziemy mieć wspaniałe życie. Dlatego chłonąłem jego słowa i próbowałem robić to, o co prosił. Ale w pewnym momencie, zamiast się umacniać, moje ciało po prostu przestało funkcjonować. Zapadłem się, a Konrad mnie porzucił. Nie pamiętam, co się ze mną działo. Przed oczami mam tylko urywki wydarzeń, kiedy Sami przyszedł sprawdzić, w jakiej jestem kondycji. Zrugał Konrada, że przyprowadził do Hadesu takiego słabeusza. Powiedział, że do niczego się nie nadaję i żebym umarł i nie zawracał mu głowy. Pamiętam, jak Konrad próbował mnie obudzić, ładując we mnie jeszcze więcej ciemności. Potem mnie uderzył i krzyczał, że nie mogę go zostawić. Popadł w obłęd, aż w końcu przestał przychodzić. Pamiętam fragmenty wizji Stelli, Okulusa i kilka słów Alicji. Cała reszta jest pokryta gęstą mgłą zapomnienia. Nie pamiętam nawet, jak znalazłem się w masarni. Dopiero kiedy zobaczyłem Dianę… – Przełknął ślinę. – Nawet nie wiem, jak to opisać. Kiedy ją zobaczyłem, moje serce w końcu mocno zabiło, a światłość omal nie rozsadziła moich żył. Chciałem widzieć, żeby ją zobaczyć. Chciałem słyszeć, żeby ją usłyszeć. Chciałem się ruszać, żeby jej dotknąć. Jednego jestem pewien. Już nigdy nie zapragnę mocy demonów.
Okulus poklepał go pokrzepiająco po ramieniu.
– Masz szczęście, że żyjesz – powiedział cicho Iwo.
– Dzięki wam. – Julian uśmiechnął się delikatnie. – Ale i tak dziwnie mi z tym, co stało się z Konradem. Kiedyś walczył z nami, a potem próbował nas zabić. Teraz nie żyje.
– Ja