Podpalacz. Peter Robinson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Podpalacz - Peter Robinson страница 15
– Czy w zatoczce przy lesie parkowały jakieś samochody?
– Zdarzało się.
– Jakie to były samochody?
– Pamiętam, że widziałem jakąś terenówkę. Granatową.
– Jeep cherokee? Range rover?
– Nie wiem, po prostu terenówka. Granatowa albo czarna.
– Coś jeszcze pamiętasz?
– Nie.
– Ale nigdy nie widziałeś, żeby ktoś z tego samochodu wysiadał?
– Nie.
– Czy auto stało tam wczoraj, gdy przyszedł ten mężczyzna?
– Nie widziałem, ale też nie patrzyłem. No wie pan, było ciemno, musiałbym przechodzić tamtędy, żeby zauważyć. Ale ta sama terenówka parkowała, jak przychodził ten drugi facet, ten wysoki.
– Czy cokolwiek się wydarzyło, zanim wczoraj wyszedłeś z domu?
– Ten skurwiel z domku śluzowego kręcił się na rowerze.
– Andrew Hurst? Co on tam robił?
– To samo co zwykle. Gapił się. Myśli, że go nie widać, jak stoi w lesie, ale ja zawsze go zauważę.
Podobnie jak my ciebie, pomyślał Banks.
– Na kogo tak się gapi?
– Nie wiem. Ale moim zdaniem chodzi mu o Tinę nago.
– Dlaczego tak mówisz?
– Przecież widzę, jak się do niej ślini, kiedy jest obok. Moim zdaniem to zboczeniec, i tyle. Ciągle się czai po krzakach i szpieguje. Niby po co?
Dobre pytanie, pomyślał Banks. Ciekawe, że Andrew Hurst tak wyraźnie zaznaczył, że się nie zajmuje szpiegowaniem. Podczas porannej rozmowy nie powiedział też Banksowi i Annie, że poprzedniego dnia kręcił się przy barkach. Banks będzie musiał jeszcze porozmawiać z tym samozwańczym śluzowym.
– Co teraz stanie się z Tiną?
Banks nie chciał się wdawać w drastyczne szczegóły sekcji zwłok, odpowiedział więc tylko ogólnie.
– Zostanie u nas, dopóki wszystko się nie wyjaśni.
– A potem? Przecież musi być jakiś pogrzeb.
– Oczywiście – zapewnił go Banks. – Nie martw się, wszystkim się zajmiemy.
– Kiedyś, jak o tym rozmawialiśmy, tylko raz, powiedziała mi, żeby na jej pogrzebie zagrać Stolen Car. Bardzo lubiła Beth Orton. Chciała zostać piosenkarką.
– Jestem pewien, że spełnimy jej prośbę. Ale to musi jeszcze potrwać. Co zamierzasz?
– Chyba muszę znaleźć jakieś mieszkanie.
– Pomogą ci w pomocy społecznej. Dostaniesz od nich ubranie, pieniądze i potrzebne rzeczy. Skoro mowa o pieniądzach, to masz w ogóle jakieś?
– Może dziesięć funtów, tyle, co przy sobie. Na barce trzymaliśmy trochę oszczędności, kilkaset funtów, ale się spaliły, jak wszystko inne. Ale nie jestem pasożytem. Mam stałe zajęcie. Nie boję się ciężkiej pracy.
Banks przypomniał sobie, co o marzeniach Marka powiedziała mu Annie po wizycie u Mandy Patterson.
– Słyszałem, że chcesz zostać kamieniarzem i prowadzić prace restauracyjne w kościołach. To prawda?
Mark odwrócił wzrok, zakłopotany.
– Nie mam kwalifikacji, ale chciałbym spróbować. Lubię stare kościoły i tyle. Nie jestem wcale religijny. Nie wiem, skąd się to wzięło, ale lubię kościoły. To piękne budynki.
– Co z ubraniami?
– Zostały mi tylko te, które zabraliście do badania – odpowiedział. – Wszystkie inne poszły z dymem.
– Nosimy chyba podobny rozmiar. Mogę ci pożyczyć jakieś stare dżinsy i trochę rzeczy, dopóki jakoś się nie urządzisz – zaoferował Banks.
– Dziękuję. – Mark spojrzał na czerwony, kiepskiej jakości kombinezon dla aresztantów, który mu wydano w izbie zatrzymań. – Wszystko będzie lepsze niż to.
– Może powinieneś na jakiś czas wrócić do domu? Do rodziców?
Mark energicznie pokręcił głową. Banks wiedział, że tego tematu także nie należy drążyć, choć bardzo był ciekawy, dlaczego Mark tak gwałtownie zareagował na wzmiankę o rodzicach. Najprawdopodobniej spotkało go to samo co Tinę. Pomyślał, że takie rzeczy zdarzają się zbyt często, i większość z nich nie jest zgłaszana na policję.
– To może się zatrzymaj u któregoś z kolegów? U kogoś z budowy?
– Mógłbym chyba u Lenny’ego.
– Znasz jego adres?
– Nie, ale prawie codziennie je lunch w George and Dragon. No i ludzie na budowie wiedzą, gdzie mieszka.
– Myślisz, że pozwoliłby ci nocować u siebie przez kilka dni, dopóki nie znajdziesz jakiegoś mieszkania i jakoś nie staniesz na nogi?
– Nie wiem. Ale niech się pan o mnie nie martwi – powiedział Mark. – Nic mi nie będzie. Potrafię o siebie zadbać. Czy mogę już wrócić do celi? Nie zmrużyłem oka i jestem wykończony.
Banks spojrzał na zegarek.
– Zaraz będą dawać lunch. Słyszałem, że dziś jest nawet niezły hamburger i frytki.
Mark podniósł się z miejsca. Zeszli na dół, po czym Banks przekazał chłopaka jednemu z funkcjonariuszy, który miał go eskortować do piwnicy, gdzie znajdowały się cele. Następnie Banks wyszedł na rynek i ruszył w kierunku Queen’s Arms. On też nabrał ochoty na hamburgera wołowego z frytkami. Zrezygnuje jednak z kufla piwa, który zazwyczaj wychylał w porze lunchu. Potem wybierał się do Adel na spotkanie z rodzicami Tiny i nie chciał, żeby czuć było od niego alkohol podczas rozmowy z doktorem Aspernem.
Rozdział 3
Banks wpadł na chwilę do domu, żeby wziąć prysznic i zmienić ubranie. Wczesnym popołudniem jechał do Adel, słuchając po drodze tego samego kwartetu smyczkowego Beethovena, który nadawali w radio podczas jego rozmowy z Markiem: dwunastego, w Es-dur.
Mgła znacznie zrzedła i utrzymywała się tylko miejscami, Banks nie miał więc problemów z prowadzeniem auta. Temperatura powoli zmierzała w kierunku dwucyfrowych