Podpalacz. Peter Robinson

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Podpalacz - Peter Robinson страница 19

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Podpalacz - Peter Robinson

Скачать книгу

było więc dla niej to, żeby dostać kopa, żeby fala złotego ciepła przetoczyła się przez nią jak orgazm. Dlatego wypadł stamtąd jak burza. Uciekł do Mandy, do jej młodego i gibkiego, kuszącego ciała. Oczywiście Tina nie miała pojęcia, dokąd on się wybiera. Teraz nigdy już tego się nie dowie. On jednak wiedział, i nie mógł sobie z tym poradzić.

      Przynajmniej tyle, że pożar nie zaczął się na ich barce. Czy Tina zdawała sobie sprawę, co się dzieje? Czy wiedziała, że płomienie podpełzają coraz bliżej, że ogarnia ją dym? Gdyby oprzytomniała, czując swąd albo widząc płomienie, to czy miałaby czas, żeby pozbierać myśli i zeskoczyć na ląd? Albo do wody? Ale wtedy pewnie by utonęła. Tina nie umiała pływać.

      Mark zwinął się w kłębek na twardej pryczy. W jego zmęczonej głowie nie przestawały galopować myśli. Gdy pijak znów zaintonował Your Cheatin’ Heart, Mark zasłonił uszy dłońmi i zapłakał.

      Nie przeszkadza pani muzyka? – Banks zapytał Frances Aspern.

      – Słucham?

      – Muzyka. Odpowiada pani?

      Właśnie wjeżdżali w doliny za Ripon. Odległe kształty wzgórz wyłaniały się z mgły różnymi odcieniami szarości, niczym wieloryby przebijające powierzchnię wody. Banks włączył Fado em Mim, płytę z tradycyjnymi pieśniami portugalskimi. Mariza śpiewała akurat z akompaniamentem gitary klasycznej oraz kontrabasu, ale zdał sobie sprawę, że taka muzyka nie każdemu musi odpowiadać. Frances Aspern od początku podróży milcząco gapiła się w szybę i Banks niemal już zrezygnował z nawiązania rozmowy. Nie mógł nie zauważyć olbrzymiego żalu tej kobiety. Żalu albo poczucia winy: nie był pewien.

      – Tak – odpowiedziała. – Jest ładna. Piosenkarka ma bardzo smutny głos.

      Istotnie, miała. Banks nie rozumiał ani słowa bez tłumaczenia w dołączonej do płyty książeczce, której druk z dnia na dzień stawał się zbyt mały, by mógł go odczytać bez okularów, ale nie miał wątpliwości, że w głosie Marizy pobrzmiewają smutek, poczucie straty i skarga na okrucieństwo losu. Nie trzeba było znać słów, żeby to wyczuć.

      – Nie chciałem zadawać pani tego pytania w obecności męża. Czy ojciec Christiny mieszka w okolicy?

      Pokręciła głową.

      – Byłam bardzo młoda. Nie pobraliśmy się. Moi rodzice… byli dla mnie bardzo dobrzy. Mieszkałam z nimi w Roundhay, dopóki nie pobraliśmy się z Patrickiem.

      – Mimo to będziemy musieli porozmawiać z ojcem Christiny.

      – Wrócił do siebie, do Stanów. Poznaliśmy się, gdy podróżował po Europie.

      – Czy ma pani dokładniejsze informacje?

      Patrzyła przez okno, odwrócona do niego tyłem, Banks ledwie więc słyszał jej słowa.

      – Nazywa się Paul Ryder. Mieszka w Cincinnati w Ohio. Nie znam adresu ani numeru telefonu. Nie kontaktowaliśmy się, od… no cóż…

      Banks zapamiętał nazwisko i miasto. Odnalezienie tego Paula Rydera może się okazać trudne po tak długim czasie, ale będą musieli spróbować.

      – Jak poznała pani doktora Asperna? – zapytał.

      – Patrick należał do znajomych mojego ojca, często gościł w naszym domu, gdy Christina była jeszcze maleńka. Mój ojciec też jest lekarzem. Można by powiedzieć, że mentorem Patricka. Oczywiście przeszedł już na emeryturę.

      Banks zastanawiał się, czy i na ile ich małżeństwo zyskało akceptację rodziny pani Aspern.

      – Czy wczorajszą noc spędziliście państwo w domu?

      Odwróciła głowę, żeby na niego spojrzeć.

      – Co niby mam panu na to odpowiedzieć?

      – Prawdę – rzekł Banks.

      – Ach, prawdę. Tak, obydwoje byliśmy w domu, oczywiście. – Znów zwróciła się twarzą do szyby.

      – Czy pani mąż wczoraj wychodził z domu?

      Pani Aspern nie odpowiedziała.

      – Czy chce mi pani powiedzieć coś jeszcze? – zachęcał Banks. – Może jest coś, o czym chce mnie pani poinformować. Cokolwiek.

      Pani Aspern spojrzała na Banksa. Nie potrafił określić wyrazu jej twarzy. Po chwili ponownie odwróciła się tyłem do niego, żeby znów wpatrywać się w szybę.

      – Nie – powiedziała po długiej pauzie. – Nie wydaje mi się.

      Banks zrezygnował i zajął się prowadzeniem auta. Na tle mglistych dolin Mariza śpiewała piosenkę o smutku, tęsknocie, żalu, karze oraz rozpaczy.

      Idąc przez las w kierunku odnogi kanału, Annie pomyślała, że późnym popołudniem wszystko wygląda tu inaczej. Teren pozostawał zagrodzony, więc żeby ją wpuszczono, musiała się wylegitymować i wpisać na listę. Sprzęt strażaków zniknął, oni sami też, ustępując miejsca upiornej ciszy, która otaczała dwie wypalone barki, oraz garstce ludzi w białych kombinezonach z kapturem, cierpliwie przeszukujących brzegi. W wilgotnym powietrzu ciągle wisiał zapach popiołu.

      Sierżanta Stefana Nowaka zastała na barce artysty plastyka nad stertą spalonych rzeczy, które uważnie przeglądał. Stefan koordynował policyjne dochodzenia na miejscu zbrodni. Kierował grupą świetnie wyszkolonych specjalistów, którzy mieli za zadanie zebrać możliwie najwięcej dowodów rzeczowych. Pełnił też funkcję łącznika między laboratorium kryminalistycznym a zespołem kierowanym przez Banksa.

      Gdy Annie podeszła, Stefan podniósł głowę. Był przystojnym, eleganckim mężczyzną i nawet w kombinezonie ochronnym miał prawdziwie arystokratyczny wygląd. Annie uważała, że Stefan jest na pewno jakimś księciem, jak wielu emigrantów z Polski. Wyczuwało się w nim jakąś wyniosłość, która jednak nigdy nie przekraczała granicy uprzejmej rezerwy wobec otoczenia, co dodawało mu prawdziwie królewskiej powagi. Mówił z lekkim polskim akcentem, co jeszcze zwiększało efekt tajemniczości. Z Annie i Banksem zaprzyjaźnił się na tyle, że był z nimi po imieniu, ale nie chadzał do Queens Arms jak reszta chłopaków i nikt nie wiedział wiele o jego życiu prywatnym.

      Annie pociągnęła nosem.

      – Macie coś?

      Stefan wskazał gestem ciemną wodę kanału.

      – Nurek natrafił na pusty pojemnik – odpowiedział. – Prawdopodobnie zawierał terpentynę, której użyto do wzniecenia pożaru. Ale bez odcisków palców ani jakichkolwiek śladów. Zwyczajny pojemnik po terpentynie, którą sprzedają w każdym sklepie. I tak już tu skończyłem – dodał. – Chodź, pokażę ci, co znaleźliśmy do tej pory.

      Annie ciaśniej owinęła szalikiem bolące gardło, gdy ruszyli wąską ścieżką przez las. Pasemka mgły wciąż utrzymywały się między drzewami, jak misterne pajęczyny. Od czasu do czasu musieli obchodzić rozmiękczony grunt i płytkie kałuże.

Скачать книгу