Podpalacz. Peter Robinson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Podpalacz - Peter Robinson страница 23
– Był nieprzytomny? – zapytał Banks.
– Bardzo prawdopodobne.
– Czyli uderzenie w głowę mogło nastąpić, zanim powstał pożar? Mogło doprowadzić go do nieprzytomności?
– Wstrzymaj konie! – Doktor Glendenning znów pochylił się nad zwłokami. – Przecież mówiłem, że uderzenie było skutkiem zapadającego się dachu raczej niż ludzkiego działania. Osad z sadzy na języku, w nozdrzach, w części ustnej gardła oraz nosogardzieli, co widzimy tutaj, nie wystarczy, by wnioskować, że denat żył, gdy powstał pożar.
– Czyli mógł umrzeć wcześniej?
Glendenning obdarzył Banksa nieprzyjemnym spojrzeniem i mówił dalej.
– Okopcenie poniżej krtani świadczyłoby o tym, że ofiara żyła w chwili powstania pożaru.
– Czy widzi pan je tutaj? – zapytał Banks.
– Nieznaczne. Teraz musimy zajrzeć głębiej. – Glendenning dał sygnał i Wendy Gauge także sięgnęła po skalpel, żeby wykonać zwyczajowe nacięcie w kształcie litery igrek. Poczerniała skóra, wysuszona przez ogień a następnie zmoczona wodą z węży strażackich, łuszczyła się jak spalony papier. Dopiero teraz pojawił się mdlący zapach śmierci. Na gorąco czy na zimno, zawsze się kończy tym samym. – Hm – mruknął Glendenning. – Widzicie, jak głębokie są poparzenia w niektórych miejscach. Obrażenia nie są równomierne z kilku powodów, także dlatego, że skóra ma różną grubość w poszczególnych miejscach.
– Przy panu trzeba mieć naprawdę grubą – rzucił Banks.
Glendenning ostentacyjnie go zignorował.
– Stwierdzam przesadną czerwień krwi, co świadczy o obecności tlenku węgla – kontynuował. – Stężenie gazu poznamy, gdy ten niekompetentny jełop Billings przyniesie wyniki badań laboratoryjnych.
Banks przypomniał sobie, jak znalazł swojego byłego szefa zatrutego tlenkiem węgla w jego własnym garażu. Samobójstwo. Miał pąsową twarz.
– Jaka ilość tlenku węgla powoduje śmierć? – zapytał.
– Każda ilość powyżej czterdziestu procent upośledzi zdolność oceny sytuacji, pozbawi przytomności i z czasem spowoduje śmierć, ale to zależy od stanu zdrowia danej osoby. Za śmiertelny przyjmuje się powszechnie poziom pięćdziesięciu procent. W porządku, Wendy. Możesz kontynuować.
– Tak, panie doktorze. – Wendy Gauge odchyliła płat skóry na piersi, po czym sięgnęła po nożyce, żeby przeciąć żebra i odsłonić organy wewnętrzne.
W tej samej chwili otworzyły się drzwi, a następnie pojawił się w nich Billings. Jatka na stalowym stole sekcyjnym nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia, za to wyraźnie bał się doktora Glendenninga, bo zawsze zaczynał się jąkać, gdy przychodziło mu z nim rozmawiać.
– Proszę, pa-panie do-doktorze. Po-poziom tlenku węgla.
Glendenning spiorunował go wzrokiem, po czym przeczytał raport.
– Woli pan wersję krótką czy długą? – zapytał Banksa, gdy gwałtownym ruchem głowy odprawił Billingsa.
– Na razie wystarczy krótka.
– Tlenek węgla na poziomie dwudziestu ośmiu procent – stwierdził. – Dość, by gaz wywołał zawroty i potworny ból głowy, nudności oraz zmęczenie.
– Ale nie śmierć?
– Nie, jeśli nie cierpiał na poważne zaburzenia układu oddechowego albo chorobę serca, o czym byśmy wiedzieli, gdybyśmy dysponowali jego dokumentacją medyczną. Ale ogólnie rzecz biorąc, taka ilość nie spowoduje śmierci. Zważywszy na stopień okopcenia oraz cząstki stałe w drogach oddechowych, powiedziałbym, że jeszcze żył w chwili powstania pożaru. Oznacza to, że bezpośrednią przyczyną zgonu była asfiksja wywołana wdychaniem dymu. Niech pan nie zapomina, że podczas pożaru uwalnia się wiele trujących gazów, włącznie z amoniakiem i cyjankiem. Pełna analiza potrwa dłużej.
– A badanie toksykologiczne?
– Niech mnie pan nie uczy mojego zawodu, młody człowieku – odparł Glendenning. – Już jest w trakcie.
– Da się przeprowadzić analizę stomatologiczną?
– Możemy oczywiście zrobić wyciski, ale nie roześlemy ich przecież do gabinetów dentystycznych w całym kraju.
– Istnieje pewna szansa, że był tutejszy – wyjaśnił Banks. – Zaczniemy więc od Eastvale i okolic.
– To już pański problem, nie mój. – Glendenning spojrzał na zegarek i odwrócił się do denata. – Nadal mam tu mnóstwo roboty – powiedział. – Niestety nie mogę panu obiecać, że jeszcze dzisiaj zdążę się zabrać za drugą ofiarę. Jak tak dalej pójdzie, chyba będę musiał odwołać moje wieczorne spotkanie.
Wendy Gauge wyjęła organy wewnętrzne i położyła je wszystkie razem na stole sekcyjnym.
– No cóż – zaczął Banks, patrząc na Hamiltona i Annie. – Bez względu na to, czy ten mężczyzna został uderzony w głowę, czy cierpiał na chorobę serca i zmarł wskutek stosunkowo niskiego stężenia tlenku węgla we krwi, czy też mózg rozsadził mu czaszkę, mamy dowód na to, że dokonano podpalenia, badamy więc sprawę morderstwa. Teraz musimy ustalić, kto podłożył ogień. – Banks raz jeszcze spojrzał na przerażający kadłub na stole sekcyjnym, zwęgloną i twardą skórę, wyjęte wnętrzności oraz kropelki jaskrawoczerwonej krwi. – Możemy tylko mieć nadzieję, że nie szukamy seryjnego podpalacza – dodał. – Nie chciałbym uczestniczyć w kolejnych sekcjach.
– Czy to coś osobistego? – zapytała Maria Phillips, sadowiąc się na krześle po drugiej stronie pełnego wgnieceń miedzianego blatu stolika w Queens Arms. – W takim razie mów. No dobra, weź mi campari z sodą, proszę.
Banks nie zdążył nawet zapytać, czy Maria ma ochotę na drinka, ona jednak najwyraźniej się tym nie przejmowała. Przewiesiła swoje sztuczne futro przez krzesło obok, przelotnie dotknęła dłońmi swoich blond loków, po czym sięgnęła do torebki po puderniczkę oraz szminkę i zajęła się nimi, podczas gdy Banks poszedł do baru. Gdy wcześniej dzwonił do niej do domu kultury, dowiedział się, że Maria pracuje dziś do późna, co mu odpowiadało. Z przyjemnością wybrał się do przyjaznego pubu po drastycznych widokach podczas sekcji zwłok. Nie pragnął niczego innego, jak tylko znaleźć się wśród zwyczajnych żywych ludzi, w otoczeniu których mógłby kilkoma mocnymi drinkami wypłukać z organizmu posmak śmierci w płomieniach.
– Dobry wieczór, Cyril – powiedział do barmana. – Kufel gorzkiego i duży laphroaig dla mnie oraz campari z sodą dla pani.
Cyril uniósł brwi.
– Nie pytaj – rzucił Banks.
– Znasz