Podpalacz. Peter Robinson

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Podpalacz - Peter Robinson страница 22

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Podpalacz - Peter Robinson

Скачать книгу

był malarzem.

      – Przydałoby mi się chociaż coś na temat jego historii choroby – utyskiwał doktor Glendenning.

      – Niestety nie możemy niczego dostarczyć – powiedział Banks.

      – Chociaż to, czy był alkoholikiem, brał narkotyki albo jakieś podejrzane pigułki… Nie mam pojęcia, Banks, dlaczego pan zawsze cholernie utrudnia mi pracę, która i tak jest niełatwa. Może pan mi to wyjaśni?

      – Niestety nie potrafię.

      – Pewnego dnia sam poszukam odpowiedzi. Wytrząsnę ją z pana, Banks. – Glendenning spojrzał groźnie, zapalił, choć palenie było całkowicie zakazane, i wrócił do pracy.

      Banks zazdrościł mu papierosa. Kiedyś sam palił podczas sekcji zwłok. Dym trochę maskował odór ciał. Zwłoki zawsze śmierdzą. Ten facet też zaraz zacznie, jak tylko doktor Glendenning go otworzy. Będzie jak wysmażony stek w drogiej restauracji: na zewnątrz zwęglony, a w środku różowy. A jeśli do organizmu dostało się dostatecznie dużo tlenku węgla, to jego krew nabrała koloru lemoniady wiśniowej.

      – Skoro był artystą, to na pewno lubił sobie wypić – monologował Glendenning. – Tak przynajmniej wynika z mojego doświadczenia.

      Annie nie odezwała się, chociaż jej ojciec, Ray, był artystą i lubił sobie wypić. Stała obok Banksa, z oczami wpatrzonymi w doktora, i już jakby trochę pobladła. Banks wiedział, że Annie nie przepada za sekcjami – nikt ich nie lubi, chyba że patolodzy – ale im częściej będzie brała w nich udział, tym szybciej się przyzwyczai.

      – Ma poparzone siedemdziesiąt pięć procent powierzchni ciała. Najpoważniejsze uszkodzenia, kombinacja oparzeń trzeciego i czwartego stopnia, występują w górnej części ciała.

      – Czyli najbliżej miejsca, gdzie powstał pożar – stwierdził Geoff Hamilton z miną spokojną i ponurą jak zawsze.

      Doktor Glendenning skinął głową.

      – To ma sens. Mamy do czynienia z całkowitym wypaleniem górnej części ciała z przodu. Widać czarne, zwęglone miejsca. Powodem jest wrzący tłuszcz podskórny. Ludzkie ciało pali się jeszcze długo po tym, jak zgasną płomienie. Działa jak świeczka, spalając swój własny tłuszcz.

      Banks zauważył, że Annie skrzywiła się z niesmakiem.

      – Dalej, na nogach i stopach na przykład, skóra jest różowa, miejscami plamista i pokryta pęcherzami – kontynuował patolog. – To sugeruje krótki kontakt z ogniem oraz niższą temperaturę.

      Gdy doktor Glendenning przystąpił do zewnętrznych oględzin głowy denata, Banks zauważył obrażenia, które wyglądały jak złamanie czaszki.

      – Co tam mamy, doktorku? – rzucił.

      – Tyle razy panu mówiłem, żeby mnie tak nie nazywać. To niestosowne.

      – Ale czy znalazł pan ślady od uderzeń w głowę czy nie?

      Glendenning pochylił się, żeby staranniej obejrzeć ślady.

      – Nie sądzę – stwierdził.

      – Moim zdaniem to wygląda na ślady uderzeń – wtrąciła Annie.

      – Pani zdaniem może i tak, ale ja widzę tutaj pęknięcia spowodowane wysoką temperaturą.

      – Wysoka temperatura powoduje pęknięcia? – zdziwiła się Annie.

      Doktor Glendenning westchnął. Banks mógł sobie wyobrazić, jakim Glendenning byłby nauczycielem i jak bardzo by się go bali biedni studenci medycyny.

      – Oczywiście, że tak – powiedział. – Od gorąca kurczy się skóra, co powoduje pęknięcia, które można łatwo pomylić z ciosami zadanymi za życia. Wysoka temperatura może też powodować pęknięcia długich kości rąk i nóg, albo tak je osłabiać, że stają się kruche i pękają przy transporcie zwłok. Niech pani pamięta, że w sześćdziesięciu sześciu procentach składamy się z wody, a ogień doskonale odwadnia.

      – Ale co z czaszką? – dopytywała się Annie.

      Glendenning spojrzał na nią z gniewnym błyskiem w oku.

      – Pęknięcia są skutkiem wysokiego ciśnienia. Mózg i krew zaczynają się gotować, para potrzebuje ujścia, wybija więc otwór w czaszce. Bum! Jak butelka szampana.

      Annie się wzdrygnęła. Nawet Banks poczuł lekkie mdłości. Doktor Glendenning wrócił do pracy z szelmowskim uśmiechem na twarzy.

      – Wracając do naszego przypadku – kontynuował. – Pęknięcia czaszki wskutek wysokiej temperatury często przebiegają wzdłuż szwów kostnych, czyli najsłabszego miejsca powierzchni czaszki i tak właśnie jest tutaj. Ponadto odłamki czaszki nie są wciśnięte do wewnątrz, co zapewne miałoby miejsce, gdyby pęknięcia powstały od uderzenia tępym narzędziem. Odłamki zostały wypchnięte na zewnątrz.

      – Twierdzi pan więc, że denat nie został uderzony w głowę?

      – Niczego takiego nie powiedziałem – odparł Glendenning. – Twierdzę tylko, że to raczej mało prawdopodobne. A pan jak zwykle wyciąga pochopne wnioski, Banks, na podstawie ledwie częściowych przesłanek. Jest pan w gorącej wodzie kąpany. A może by tak sięgnąć po jakąś naukową metodę, chłopie? Nie czytał pan Sherlocka Holmesa?

      – Wiem, że kiedy wyeliminujemy to, co niemożliwe, cokolwiek pozostaje, choćby najbardziej nieprawdopodobne, musi być prawdą. Albo jakoś tak.

      – No cóż, w tym wypadku niemal wszystko jest możliwe – podjął Glendenning. – Pański raport stwierdza, że zwłoki znaleziono pod warstwą gruzu. Widziałem też fotografie i rysunki zrobione na miejscu zbrodni. Obrażenia na ciele denata mogły powstać już po śmierci, gdy zawalił się sufit.

      – Przypuszczam, że mogło tak być – zgodził się Banks.

      – Całkiem możliwe – przytaknął Geoff Hamilton.

      – Cieszy mnie, że obydwaj panowie się zgadzacie – powiedział Glendenning.

      – Ale z drugiej strony, czy w takim wypadku nie należy się spodziewać odłamków kostnych wewnątrz czaszki? – polemizował Banks.

      Glendenning obdarzył go nieczęstym uśmiechem.

      – Szybko się pan uczy, młody człowieku. W każdym razie nie wiemy, czy te obrażenia powstały za życia czy już po śmierci. O to właśnie mi chodzi.

      – Czy może pan to jakoś stwierdzić?

      Glendenning przewrócił oczami.

      – Czy mogę to jakoś stwierdzić? – powtórzył, przedrzeźniając Banksa, po czym znów zajął się zwłokami. – No cóż, może najpierw ustalimy, czy istnieją oznaki wdychania dymu? – Wyciągnął rękę w teatralnym geście. – Skalpel!

      Wendy Gauge stłumiła uśmiech,

Скачать книгу