Odyssey One: W samo sedno. Evan Currie
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Odyssey One: W samo sedno - Evan Currie страница 10
Od tamtego czasu Konfederacji udało się utrzymać i stale unowocześniać środki obronne na tym terytorium, służące odpieraniu zagrożeń balistycznych i energetycznych. Górski bastion stał się de facto głównym centrum dowodzenia dla całej Konfederacji.
Admirał Gracen szła dziarskim krokiem przez tunele wraz z doradcą, ignorując kilka innych osób zajętych własnymi sprawami, aż dotarła do wielkiej sali konferencyjnej.
– Panowie. – Skinęła głową czekającym na nią generałom, admirałom oraz różnym wysoko postawionym politykom. – Przepraszam, że musieliście na mnie czekać, ale obawiam się, że pojawił się pewien problem.
– W porządku, pani admirał. – Generał z trzema gwiazdkami kiwnął głową, zajmując miejsce. – Wszyscy rozumiemy trudności związane z dowodzeniem. Czy przekazała pani rozkazy kapitanowi Westonowi?
– Tak, panie generale. Zaakceptował je, a „Odyseja” w ciągu najbliższych dwóch tygodni będzie się przygotowywać do opuszczenia systemu – odparła Gracen, kładąc na stole swoje przybory i siadając.
– W dalszym ciągu nie podoba mi się, że ten człowiek dostanie kolejną szansę na wpakowanie nas w jeszcze większe kłopoty – odezwał się generał brygady, marszcząc brwi. – To łut szczęścia, że za pierwszym razem sprawy potoczyły dla nas wyjątkowo pomyślnie.
– Doceniamy pańską troskę, generale McGivens – powiedział spokojnym tonem mężczyzna w garniturze. – Jednakże odsunięcie kapitana Westona byłoby w tym momencie dość nierozważne.
– Tylko dlatego, że wasz przeklęty wydział PR zmienił tego człowieka w bohatera narodowego! – warknął w odpowiedzi generał.
– Panowie! – przerwał im surowym tonem generał broni. – Proszę, to ani miejsce, ani czas na takie kłótnie. Cokolwiek sobie myślimy, ufam, że zgodzimy się co do tego, iż potrzebujemy lepszego wywiadu infiltrującego zarówno Priminae, jak i ich wrogów. A żeby to uzyskać, musimy wysłać „Odyseję” w rejs.
– Wystarczy kilka tygodni, a „Enterprise” będzie gotowy do użytku – sprzeciwił się odruchowo McGivens.
– To o kilka tygodni dłużej, niż jesteśmy sobie w stanie pozwolić, Larry – przypomniał swojemu młodszemu koledze generał Howard Sullivan. – Ambasador zaczyna się coraz bardziej martwić o przebieg wojny i o swoich ludzi.
McGivens spojrzał na niego spode łba.
– W dalszym ciągu sądzę, że powinniśmy kazać mu czekać. Zjawił się tu, okazując pokorę, ale my wcale nie potrzebujemy jego zabawek.
– Być może – wtrąciła się gładko w rozmowę Gracen – potrzebujemy ich całkiem sporo. Chyba zdaje pan sobie sprawę z faktu, że w ciągu najbliższych trzech lat sam postęp medyczny skutecznie wyeliminuje zagrożenie śmierci w osiemdziesięciu procentach przypadków raka? Nie wspominając już o kuracjach odmładzających, które z tego, co wiem, ma pan zaplanowane na najbliższy miesiąc.
– Kilka tygodni nic nie zmieni na wojennym froncie.
– Nie, ale będzie oznaczać, że wyślemy w rejs niesprawdzony okręt, załogę i kapitana, oczekując, że zintegrują się w potencjalnej strefie wojennej – odparła Gracen. – Poza tym, kapitan Weston i jego ludzie cieszą się swego rodzaju… popularnością wśród Priminae, czego doskonałym przykładem są Corasc oraz jego pomocnice.
– Właśnie – odezwał się jeden z polityków. – Możemy wykorzystać tę reputację. Dobry Boże, przecież ambasador Corasc uważa Westona niemal za zbawcę swojego ludu! Takiego wpływu nie można kupić za żadne pieniądze!
Admirał Gracen i dwójka generałów przewrócili oczami, słysząc ten komentarz. Choć często różnili się w poglądach, mieli podobną opinię na temat niektórych cywilów.
Politycy oczywiście również mieli swoje zdanie na temat kolegów wojskowych.
TYMCZASOWA AMBASADA KOLONIALNA
Dystrykt Waszyngton
– Starszy?
– Tak, ithan? – odezwał się cichym głosem Corasc, unosząc wzrok, gdy przemówiła Cora Sienthe.
– Czy… czy wierzysz, że kolonie utrzymają obronę przeciwko Drasinom w trakcie naszej nieobecności?
Corasc westchnął, odrywając się od pracy. Często zastanawiał się nad tym samym, ale nigdy do końca nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie.
– Nie wiem – powiedział, wzruszając ramionami. – Kuźnia prawie ukończyła budowę ośmiu kolejnych okrętów, zanim musiała przerzucić się na dokończenie „Cerekusa”. Pozostałe światy będą w stanie same wyprodukować przynajmniej część okrętów wojennych, choć Kuźnia jest największym i najlepiej strzeżonym ze wszystkich naszych ośrodków.
Odchylił głowę w tył, a potem wyciągnął ręce dłońmi do góry, łapiąc się za skronie.
– Czy to wystarczy? Nie mam pojęcia. Obawiam się jednak, że nie ma to aż tak dużego znaczenia, jak myślisz.
– Co takiego? – Ithan rzuciła mu ostre spojrzenie, mocno zmieszana.
– Gdybyśmy nie opuścili Ranquil, nasza obecność nie zmieniłaby przebiegu wojny. Możliwe, że przybywając w to miejsce, zyskaliśmy szansę. Kilka tygodni nie ma żadnego znaczenia w planie całego wszechświata, nawet w skali takich wydarzeń.
Skinęła głową, wyglądając na przygnębioną.
– Rozumiem. Ja tylko…
– Wiem, ithan – powiedział, ukrywając własny ból pod osłoną formalności. – Ja również chciałbym wiedzieć, jak przebiega wojna w naszym domu, ale przysłużyliśmy się tu lepiej niż tam. – Urwał, zastanawiając się nad znaczeniem wypowiedzianych słów. – Ci… ZIEMIANIE… dostarczyli nam konceptów broni, które z łatwością mogą przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę, o ile uda nam się zintegrować ją z naszymi okrętami. Konstrukcja lasera wielozakresowego jest tak prosta, że już dawno powinna zostać opracowana przez naszych projektantów. Ich system obrony energetycznej również jest wspaniały, o wiele prostszy i wymagający mniejszej ilości mocy niż nasze tarcze, a mimo to o wiele bardziej skuteczny. Ithan, same tylko technologie mogą uratować nasze światy.
Kiwnęła głową, zgadzając się, a potem wyjrzała przez okno na nocne niebo.
– Z radością zobaczę znów swój dom.
– Ja również.
OKRĘT KONFEDERACJI PÓŁNOCNOAMERYKAŃSKIEJ „ODYSEJA”
Układ Słoneczny
Kapitan