Krew sióstr. Złota. Krzysztof Bonk

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krew sióstr. Złota - Krzysztof Bonk страница 11

Krew sióstr. Złota - Krzysztof Bonk

Скачать книгу

przewodzi nam ta, przy której płonie oraz pierzcha dzika zwierzyna. Za Srebrną!

      Zaraz także przywódczyni została poczęstowana pełnym rogiem i wzięła nieco płynu do ust. Wszak wtedy zrobiła wielkie oczy. Szybko odjęła sobie naczynie od twarzy, po czym pytająco spojrzała na rozochocone towarzystwo, znowu wzbudzając podejrzaną w swej skali radość:

      – Heh! To ostre wino!

      – Pij, pij nasze ostre wino! – padło wyjaśnienie, demaskujące naturę nietypowego w smaku napitku. A wokół ogniska potoczyła się wartko rozmowa zgłębiająca genezę serwowanego napoju:

      – A cóż to za wino, alabastrowe? Toć alabastrowi przecież w ogóle nie piją trunków, mają zabronione!

      – Jakie tam alabastrowe, toż to z tutejszych owoców fermentuje! Jeden z kasztanowych więźniów imieniem Mahoń, czy jakoś tak, pędził tu takie cudo z bratem i składowali to w beczkach!

      – Ha! No musimy to zawieźć na północ. A tak w ogóle to zdobyć recepturę. Toć handel tym trunkiem może być bardziej intratny niż najemna wojaczka. Ja nie żartuję!

      Przysłuchująca się gwarnej biesiadzie Srebrna, nie włączyła się do dyskusji, tej dotyczącej ostrego wina, jak i kolejnych. Za to napiła się jeszcze trochę trunku, który przyjemnie ją rozluźniał, kojąc zmysły. Do tego posilała się mięsem pieczonego na rożnie jelenia. Aż z mroku nocy wyłonił się jeden z alabastrowych jeźdźców, którzy spożywali wieczerzę we własnym gronie. Oznajmił on Srebrnej, że powrócił już ze zwiadu wyczekiwany przez nią nowy dowódca alabastrowego oddziału, Albin.

      Srebrzysta dziewczyna powitała go na znanym sobie molo, gdzie obecnie zacumowane były dwa statki pod banderą wschodzącego słońca i księżyca. Natomiast wieści, które otrzymała, sprawiły, że jej ostatnio wątłe kolana ponownie się pod nią ugięły i spoczęła na klęczkach, do kompletu chowając twarz w dłoniach. Lecz kiedy odjęła ręce od swego lica, spojrzała na alabastrowego przybysza nie ze łzami w oczach, a nad wyraz hardo i żeby się upewnić w strasznych wieściach, jeszcze dopytała:

      – Jesteś absolutnie pewien, że Marrengo nie żyje, poległ w bitwie?

      – Sam widziałem, jak monstrualna kobieta mieniąca się… Srebrną pokonała go niezwykłą mocą, a potem bestialsko uśmierciła.

      – Uśmierciła go… – powtórzyła na bezdechu dziewczyna, wspominając zarówno okrutną wojowniczkę, jaki i tak drogiego jej wojownika. Równocześnie z pewnym przestrachem spojrzała we własne wnętrze, widząc, że kolejne nawarstwiające się śmierci bliskich robiły na niej coraz mniejsze wrażenie. Miała uczucie, iż jej serce ulegało zlodowaceniu, jakby ściskane klamrami lodu. Wszak odkąd poznała Marrenga ten starał się ją przygotować na własną śmierć. Mówił, że taki dzień zapewne nadejdzie nagle i niespodziewanie, a ona nie będzie na to gotowa. Lecz zaznaczył też, iż nie pozostanie jej w tych okolicznościach nic innego, jak tylko to zaakceptować. Zatem tak, nie była gotowa, ale jednocześnie godziła się na to. Takie przynajmniej w tej chwili odnosiła wrażenie. Zaś od spożytego trunku dziwnie szumiało jej w głowie, co dodatkowo ściągało na umysł swoiste otępienie zmysłów i jeszcze potęgowało znieczulicę.

      – To był dobry człowiek. – W trakcie przedłużającej się ciszy wtrącił Albin.

      – Dobrzy ludzie… umierają – odparła w zlodowaciały sposób ciągle klęcząca Srebrna. Odgarnęła sobie z twarzy niemal całkiem rozplątane warkocze i spojrzała na fragment pomostu, na którym nie tak dawno zasztyletowała Zieleń. Potem przeniosła pomieszany wzrok na bezkresny horyzont, gdzie na wschodnim niebie malował się ciemno-malachitowy mrok do kompletu z butelkową zielenią.

      I naraz srebrzysta dziewczyna zapragnęła po prostu oddać swe ciało wodzie. Zostawić cały przeklęty kontynent Unton za sobą, wskoczyć w wodny bezmiar i płynąć przed siebie, ile tylko wystarczy jej tchu. Później opaść na samo dno i nigdy już nie wypływać na powierzchnię, nigdy. Odczuła, iż w ten sposób zostawiłaby całe to cierpienie oraz śmierć za sobą. I naprawdę gotowa była to uczynić. Ocean bowiem nagle przyzywał ją z wielką siłą, obiecując ukojenie w swych odmętach, a ona zapałała do niego dojmującą tęsknotą, niemal miłosną. Jednak właśnie za sprawą miłości została powstrzymana przez słowa dowódcy jeźdźców:

      – W bitwie po stronie Marrenga brał też udział książę Złoty ze swymi złocistym rycerzami.

      – Przeżył…? – Srebrna zamarła. Lecz potwierdzenie ani też zaprzeczenie nie padło.

*

      Od śmierci Zieleni upłynęło sporo dni. Nowi robotnicy alabastrowej rasy zdążyli już odbudować port, a drwale przystąpili do dalszej wycinki drzew. Te były transportowane do szkutników i już niebawem powstawały na miejscu nowe okręty. Z kolei stacjonujące tu oddziały srebrzystych wojowników oraz alabastrowych jeźdźców gryfów od czasu pamiętnej bitwy o port nie były już niepokojone przez zastępy leśnego wojska. Tym samym Srebrna wykonała swoje zadanie w Wielkiej Puszczy z sukcesem i wraz z przybyciem tu zmienników alabastrowych jeźdźców Albina dostała rozkaz powrotu do wielkiej księżnej.

      Osobiście przyjęła to z obojętnością, ale też zbierała się do opuszczenia leśnych kniei z pewną ulgą. Ponieważ ilekroć wkraczała, chociażby na skraj lasu, wówczas odzywała się w niej nieznana dotąd tęsknota za dziewiczą przyrodą, której źródłem była osobowość wiły. Zielona krew bowiem ciągle płynęła w srebrzystych żyłach wojowniczki i w leśnych ustępach wręcz wrzała, nakazując służyć Wielkiej Puszczy. Jednakże srebrzysta dziewczyna już dokonała wyboru – postanowiła pozostać wierna wielkiej księżnej Alabaster oraz swej miłości do księcia Złotego. Choć bynajmniej nie czuła z tego powodu ani kropli dumy.

      Tymczasem wszystko zostało już przygotowane do drogi. Do portu przybył nowy oddział gryfów, a uprzedni pod wodzą Albina czekał już tylko na Srebrną, aby powrócić z nią do alabastrowego pałacu. Ona natomiast przemogła się i przed opuszczeniem Wielkiej Puszczy zdecydowała się jeszcze coś zrobić dla swej zielonej siostry, której odebrała życie. Mianowicie poszła przekroczyć skraj lasu, aby pożegnać się z pierwotną i czystą naturą.

      Tak oto wkroczyła w gęste chaszcze, nacięła dłoń sztyletem, po czym pozwoliła, aby jej krew, w tym także zielona, skapywała na bujną trawę. Jednocześnie oddała swe zmysły elementowi wiły w sobie, aby poczuła ona swój świat, z którym być może na zawsze musiała się już pożegnać.

      Chociaż obecnie osobowość Srebrnej nie była całkiem odseparowana od ducha jej zielonej siostry, przez co współodczuwała razem z nią. Dlatego jej ostatnio poważną twarz teraz rozjaśnił lekki uśmiech, kiedy niemal się rozpłynęła w łagodnym śpiewie niezliczonych ptaków. Ich trele były tak kojące i przejmujące zarazem, jakby głaszczące uszy oraz całe wnętrze srebrzystej dziewczyny. Upojona zdjęła buty, aby poczuć pod gołymi stopami miękkość seledynowej trawy. A doświadczając jej, rozplotła warkocze, po czym kilka razy szybko okręciła się wokół własnej osi, kręcąc piruety. Jej włosy zawirowały i w pewnym zachwycie zobaczyła koło nich leśne owady, motyle oraz bzyczące chrząszcze, na które do tej pory nie zwracała uwagi. Jej uśmiech się poszerzył i ani się zorientowała, a zaplotła kwietny wianek, ozdabiając nim srebrzyste włosy. Następnie już chciała wejść na drzewo, by zanurzyć się w jego oliwkowych konarach.

      Wszak wtedy przyszło opamiętanie. Pomrugała oczyma, które przez moment mieniły się pistacjowym kolorem, ale już zaraz srebrzyły, a

Скачать книгу