Krew sióstr. Złota. Krzysztof Bonk
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Krew sióstr. Złota - Krzysztof Bonk страница 24
– Przeklęta blada siostra, powinnam się była tego po niej spodziewać… – A zaraz, jak wyrwany z transu, władca obrzucił rozbieganym wzrokiem przybyłych gości. Odchrząknął w dłoń, czyniąc to już w dystyngowany sposób z typową sobie arystokratyczną manierą. Zastukał laseczką w nieoheblowany parkiet i śpiewnym głosem rzekł: – Witajcie, o… przegrani. Miło, iż wreszcie zawitaliście w me drewniane progi. Zatem… co teraz radzicie w obliczu poniesionej klęski, hm?
– Powinniśmy się poddać – odparła swobodnie Kasztan.
– Będziemy walczyć do upadłego! – ripostowała Ruda.
– Aha… – mruknął pod nosem monarcha zdezorientowany sprzecznymi sugestiami, za to płynącymi z brązowych ust jednej osoby. Skonsultował się szeptem z Hipciokryzją i od tej pory to ona przejęła pałeczkę w debacie, zadziornie zapytując:
– Czy poza rozbiciem leśnej armii także dowodząca nią kasztanowa istota doznała uszczerbku na stabilności swego umysłu? Albowiem słyszymy, że nie potrafi zająć jednoznacznego stanowiska w sprawie.
– Ależ skądże… – oznajmiła pojednawczo Kasztan.
– Jak najbardziej! – potwierdziła przekornie Ruda i wypięła dumnie lewą pierś.
– Rozumiem… – Kobieta z głową hipopotama poczuła się na dobre skołowana uzyskanymi odpowiedziami. Niemniej w obliczu władcy postanowiła trzymać fason. W związku z tym zmieniła taktykę i zamiast zadawać kolejne pytania, zasugerowała: – Szybka odbudowy armii i kontratak na wroga celem odbicia utraconych ziem. Oto wola naszej Lesistej Malachityczności.
– Dość ryzykowne.
– Samobójcze.
Tym razem ku uciesze Hipciokryzji uzyskała ona dość zgodne stanowisko przedstawicielki republiki. Przez co wyraźnie podbudowana sukcesem dyplomatycznym ozdobiła swą hipopotamią twarz szczerym uśmiechem. Jednak zaraz zdała sobie sprawę, że brakiem przyzwolenia na atak właśnie podważona została wola monarchy, więc jej uśmiech był zdecydowanie nie na miejscu. Wobec tego szybko ściągnęła monstrualne wargi i znowu zagaiła:
– To może istoty z zachodu w służbie Wielkiej Puszczy zdradzą nam swoje obecne plany, hm?
– Zamierzamy ratować anioły. – Kasztan zakwitła ujmującym uśmiechem. Ale ten zarysował się tylko na prawym kąciku brązowych ust. Przez to ów pogodny w zamierzeniu grymas wyszedł nader niezręcznie. Szczególnie gdy za sprawą Rudej lewa część brązowego lica przybrała hardy wyraz, a jego właścicielka ostro oświadczyła:
– Zadbamy o to, aby nasz wspólny alabastrowy wróg z północy nie urósł za bardzo w siłę. Dlatego wyruszamy na wschodni archipelag wysp i na tamtejszym froncie będziemy kontynuować morderczą walkę w imię Wielkiej Puszczy! Wszak w tym celu potrzebujemy leśnych zasobów.
– Jakich konkretnie…? – zainteresowała się, choć wstrzemięźliwie, dyplomatka.
– Drobnostka, wystarczy dobre słowo, poradzimy sobie – stwierdziła rezolutnie Kasztan, co podkreślone zostało niedbałym machnięciem prawej ręki, po czym za sprawą Rudej z brązowych ust popłynęła cała litania życzeń:
– Będziemy potrzebowali stada łosi, aby zaciągnąć na Płonącą Polanę nasz sterowiec. Do tego musicie dać nam te latające i zagazowane purchawki na czterech łapach.
– Karambuchy – podpowiedziała Kasztan.
– Karambuchy, właśnie – zgodziła się Ruda. – Chcemy tych purchawek naprawdę dużo oraz same największe okazy. Oczywiście niezbędne będą też całe kontenery świeżych owoców, jako prowiant i beczki z wodą pitną. Jeżeli zaś pogorszy się pogoda i spadnie deszcz, to małpy muszą trzymać nade mną parasol, bo dłuższy czas będę miała lewą rękę pełną roboty. Ponadto mile widziana byłaby dostawa twardego drewna, mocnych lian oraz zwierzyńca, który nauczył się już ten surowiec obrabiać. Tak… – zadumała się Ruda… – to chyba na dobry początek z grubsza tyle, aby postawić się Alabaster i sprawić, że Wielka Puszcza nie stanie się wkrótce Małą Puszczką, a potem całkiem zniknie pod alabastrową nawałą.
Po przedstawieniu tej oferty Hipciokryzja nachyliła się nad Malachitowym Królem. Następnie zrobiła przy swej hipopotamiej skroni kilka kółek wskazującym palcem, sugerując obrazowo, że wypowiadająca się kasztanowa osoba nie cieszyła się psychicznym zdrowiem. Z kolei leśny monarcha westchnął tak ciężko, aż wydyszał z ust zieloną mgiełkę, po czym znużonym głosem oświadczył:
– Kasztanowa istota dostanie wszystko, czego żąda. Aczkolwiek zaznaczam, że po poniesionej porażce tym razem kategorycznie oczekuję sukcesu. Zaś najmilej widziana byłaby na drzewnej tacy głowy mej bladej siostry, Alabaster. To jest… – zająknął się – Po prostu Alabaster…
– Zrobimy, co w naszej mocy, Wasza Lesistość. – Kasztan ukłoniła się z gracją. A zaraz gwałtownie się wyprostowała, kiedy Ruda wypaliła:
– Wyluzuj, leśny króliku, damy radę! – Puściła władcy lewe oko. Potem okręciła się na pięcie i zadowolona, że postawiła na swoim, a Kasztan jej w tym nie przeszkodziła, także w wykonaniu zgrabnego piruetu, w obstawie robota Ugiera ruszyła w powrotną drogę.
W nadchodzące dni, jak również noce; Ruda, Kasztan, Ugier oraz mahoniowi bliźniacy, mając do pomocy zastępy i zasoby Wielkiej Puszczy wzięli się do naprawy sterowca. Główne prace prowadzone były w okolicach Płonącej Polany, gdzie istniała już spora infrastruktura w tym tartak i bite drogi. Choć po pierwszych testach sterowca z udziałem monstrualnych purchawek z gazem lżejszym od powietrza, Ruda utwierdziła się w przekonaniu, że siłę nośną powietrznego środka transportu można było znacząco wzmocnić. W konsekwencji zaś będzie on w stanie unieść o wiele większy ładunek niż do tej pory.
Idąc tym tokiem rozumowania, Ruda zarządziła niebawem śmiały wypad na drugi kraniec Wielkiej Puszczy. Bowiem w przynależnej jej lewej części brązowej głowy już jakiś czas temu zrodził się iście demoniczny plan godzien wręcz najmroczniejszej istoty z Centralnej Czeluści. Teraz natomiast zamierzała wcielić go w życie.
Otóż odrestaurowany już sterowiec miał polecieć w okolice utraconego portu. Tam Ruda postanowiła przejąć najprawdziwszy statek. Lecz nie chciała nim bynajmniej pływać, a za pomocą zestawu lin oraz haków opuszczonych ze sterowca, pragnęła unieść okręt. Potem obwiązać go lotnymi karambuchami i zawiesić pod cylindrem w miejsce dotychczasowego kosza. W ten sposób przedstawicielka Kasztanowej Republiki oczyma wyobraźni już widziała samą siebie, jako pirackiego herszta przestworzy. Czy coś, cokolwiek, mogło brzmieć bardziej imponująco i ekscytująco zarazem?
Zachowawcza Kasztan była oczywiście sceptyczna wobec takich planów i przede wszystkim przeciwna zuchwałej kradzieży do tego obarczonej pewnym ryzykiem. Ugier dyplomatycznie wstrzymał się od głosu, nie chcąc się nikomu narazić, po czym zagłosował jednocześnie za, jak i przeciw. W końcu posiadał dwie mackowate ręce, których właśnie w tym celu użył. Podobnie para mahoniowych bliźniaków wyjątkowo nie mogła dojść do konsensusu, gdzie Mahoń poparł Rudą, a Mahoniowy Kasztan.
Tak oto ostateczna decyzja spoczęła nieoczekiwania na barkach Perlisa, którego Ruda wspaniałomyślnie przyjęła w poczet Spiżowej Braci. Zaś uczyniła