Krew sióstr. Złota. Krzysztof Bonk

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krew sióstr. Złota - Krzysztof Bonk страница 25

Krew sióstr. Złota - Krzysztof Bonk

Скачать книгу

do Spiżowej Braci dokooptować jeszcze Srebrną. Lecz Ruda szybko wybiła jej ten pomysł z prawej części jej brązowej głowy. Mianowicie przypomniała, że obie nienawidziły Rybiej Twarzy za zabójstwo Zieleni, więc jej przynależność do paczki nie miała racji bytu.

      Kasztan zaaprobowała taki punkt widzenia. I tak w ciemny nów para mahoniowych bliźniaków przyczaiła się ze sterowcem w gęstych konarach drzew na skraju portu. Mieli oni wyczekiwać pohukiwania sowy z okolicy molo, co będzie znakiem, że zacumowany przy pomoście statek został opanowany i czas podpiąć go do sterowca. Przy czym razem z bliźniakami pozostał też Ugier, bo ze swoimi metalowymi elementami w ciele potrafił być nader hałaśliwy, a w planowanej akcji klucz do sukcesu stanowiła dyskrecja.

      Dyskrecja i odrobina sprytu, rzecz jasne. Dlatego pod osłoną nocy, skonstruowaną zawczasu łódką, do portu zawitała ostatecznie kasztanowa dziewczyna pod postacią Rudej i Kasztan oraz Perlis. Ten ostatni ze swoją bladą cerą, równie jasnymi włosami i alabastrowym strojem gwardzisty do złudzenia przypominał jeźdźca gryfów. Za takiego też miał się podać pilnującemu mola srebrzystemu strażnikowi, sugerując, że teraz to on popilnuje pomostu.

      Zatem w toku realizacji planu na dobry początek łódka zacumowała po cichu przy brzegu już w ramach ogrodzonego palisadą portu. Zaś Perlis ruszył samotnie na molo, podczas gdy przedstawicielki republiki przycupnęły niewidoczne przy swoim środku transportu. Stąd bacznie obserwowały, jak młodzieniec podchodzi do srebrzystego wojownika i się z nim wita. Lecz ku ich wielkiej konsternacji, strażnik z północy nie zszedł z pomostu, jak zaplanowano. Za to wyglądało na to, że został przez Perlisa ułożony na deskach do snu. Choć Kasztan i Ruda zaraz we wspólnym gardle z trudem przełknęły ślinę, zdawszy sobie sprawę, że młodzieniec zafundował wojownikowi zapewne wieczny sen sztyletem, wielce naginając pierwotny plan.

      Jednakże teraz nie było już odwrotu. Nieco zdenerwowane dziewczyny wyszły zza osłony i przygarbione niebawem stanęły w jednym ciele koło Perlisa. Ten akurat ostrożnie, aby nie narobić plusku, opuszczał ciało srebrzystego wojownika prosto do wody. Z kolei Kasztan z Rudą odwróciły wzrok, zupełnie jakby nie chciały mieć z tym morderstwem nic wspólnego i po rampie weszły na pokład zacumowanego statku. Tutaj jednocześnie odetchnęły z ulgą, po czym wzięły się za podnoszenie kotwicy. Czyniły to w momencie, kiedy Perlis odwiązywał cumy.

      Wkrótce wydawało się, iż nie pozostało już nic innego, jak tylko namiętnym pohukiwaniem przyzwać tu mahoniowych bliźniaków ze sterowcem. Lecz wtedy Ruda odniosła wrażenie, że doszedł ją ludzki głos z jednej z kajut na górnym pokładzie. Poszła tam zaintrygowana, a siłą rzeczy towarzyszyła jej zaniepokojona Kasztan. Dziewczyny uchyliły skrzypliwe drzwi i zajrzały niedyskretnie do środka. Zaskoczone dostrzegły na wąskiej koi baraszkującą parę w miłosnych uściskach, a równocześnie same zostały zauważone.

      – Bardzo przepraszamy, już wychodzimy – pisnęła zmieszana Kasztan.

      – Ależ nie przeszkadzajcie sobie. Wszak wszyscy jesteśmy tu dorośli. – Ruda dla odmiany bezczelnie się uśmiechnęła, czyniąc to lewym półgębkiem i wprawiając kobieco-męską parę w zakłopotanie.

      Pierwsza zareagowała srebrzysta kobieta i w pośpiechu zaczęła się ubierać. Kasztan patrzyła zawstydzona, jak w świetle zawieszonej na ścianie pochodni zakładała na nagie ciało kolejne warstwy ubrań ze skór oraz futra, pomagając sobie dłonią pozbawioną palca. Zaraz za nią na deski pokładowe zeskoczył alabastrowy mężczyzna i także przywdziewał ubranie. Natomiast do kasztanowych dziewczyn z ulgą dotarło, że najwidoczniej nakryły parę skrytych kochanków, którzy pragnęli swe uczucie zachować w tajemnicy, przez co bynajmniej nie zamierzali wszczynać alarmu. Dzięki temu wraz z wyjściem cichaczem nakrytej pary na twarzy przedstawicielki republiki zagościł błogi spokój. Ażeby odsapnąć, Kasztan z Rudą same weszły do kajuty, po czym oparły się plecami o ścianę.

      Gdy wtem, gdzieś z głównego pokładu, dobył się stłumiony kobiecy krzyk, a potem jakby odgłosy walki. Wystraszone dziewczyny czym prędzej wyskoczyły na zewnątrz pomieszczenia. Ukazał im się drastyczny widok zasztyletowanej kochanki oraz Perlisa tarzającego się po pokładzie z alabastrowym mężczyzną.

      – Zabijcie go – wycharczał młodzieniec. Na co Ruda wyciągnęła szpadę i w momencie, kiedy jeździec gryfów znalazł się na Perlisie, przystawiła mężczyźnie czubek broni do pleców. Jednak na jej lewej dłoni spoczęła powstrzymująca ją prawa ręka w kolorze brązu.

      – Nie chcemy zabijać – szepnęła z przejęciem Kasztan.

      – Masz rację… nie tak to miało wyglądać – zgodziła się po chwili wahania Ruda i cofnęła uzbrojoną dłoń. Wtedy Perlis zdołał przerzucić przeciwnika na bok, uwolnił swoją rękę i zasztyletował mężczyznę.

      – To okropne… – jęknęła Kasztan.

      – To konieczne… – wydyszał nad trupem Perlis. – To nasi wrogowie, których musimy eliminować – dodał obojętnie, choć jego oczy płonęły nienawiścią.

      – My nic nie musimy. A ty jesteś jeszcze gorszy niż Rybia Twarz – syknęła Ruda, gdzie porównanie do Srebrnej miało w zamyśle stanowić największą obelgę. Następnie niepocieszona bęcnęła tyłkiem na pokład. Zdała sobie bowiem sprawę, że planowana kolejna zabawa, która miała jej dostarczyć po prostu licznych wrażeń, zaowocowała aż trzema trupami. To rozczarowywało.

      Lecz zaraz odrzuciła od siebie smętne myśli i ułożyła palce dłoni przy ustach tak, aby wydobyć z siebie pohukiwanie sowy. Albowiem „tryby machiny puszczone zostały w ruch” – jak mawiał dziadek Ugier. Zatem pomimo niefortunnych splotów okoliczności należało dalej realizować podjęte przedsięwzięcie i zmierzać do celu choćby po trupach:

      – Hu… huuu…

      VIII. ZŁOTY

      Z klanowych popiołów powstał nowy klany Srebrzystej Światłości pod przewodnictwem złotego księcia nazwanego szumnie Złotoniezłym. Od tego czasu prowadził on mozolnie swych ludzi przez poszarzałe ziemie północnego zachodu. Droga wiodła głównie podmokłymi i po części zamarzniętymi bezdrożami w zimnie oraz wszędobylskiej mgle. Sporadycznie kondukt napotykał osoby z klanu Srebrzystych Traw, ale ów kontakt ograniczał się zwykle do śledzenia siebie nawzajem podejrzliwym wzrokiem. Ludzie Srebrzystej Światłości nie zatrzymywali się bowiem nigdzie na dłużej, by nie narażać się tubylcom. Sami też nie posiadali zbyt wielu rzeczy na wymianę, ponieważ niemal wszystko, co udało im się zabrać z domów, musieli porzucić podczas ucieczki. W efekcie do ziem królestwa dotarli biedni, wycieńczeni, a często i chorzy. U celu podróży pojawiło się natomiast zasadnicze pytanie: mianowicie, co dalej? Oczywiście odpowiedzi oczekiwano od przywódcy. Ten jednak zwlekał z przemową i najpierw zaprosił do swego ogniska na walną naradę Mysię. Albowiem pomimo dość trudnego z nią obcowania zdążył już poznać tę osóbkę, jako postać odważną oraz szczerą. Choć może nawet aż nazbyt szczerą, do tego niestroniącą od wyzwań.

      Na otwartym terenie Mysia przybyła do Złotego w towarzystwie posępnego Popiela i niepozornego chłopaka w wyleniałym futrze o szarej barwie. Srebrzysta dziewczyna z tradycyjnie naburmuszoną miną, zupełnie jakby miała szare muchy w nosie, usiadła naprzeciw przywódcy, a pomiędzy męską parą, którą raczyła ze sobą przyprowadzić i czekała. Wszak Złoty nie dał się prosić, ponieważ, jako niegdysiejszy uczestnik złotej rady był już świadkiem tego, jak wypadało takowe obrady prowadzić. Dlatego zachowując należną swemu majestatowi powagę, dostojnie rzekł:

      – Zacni

Скачать книгу