Rebel Fleet. Tom 3. Flota Alfa. B.V. Larson

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Rebel Fleet. Tom 3. Flota Alfa - B.V. Larson страница 18

Rebel Fleet. Tom 3. Flota Alfa - B.V. Larson Rebel fleet

Скачать книгу

któremu Ziemia posunęła się znacznie do przodu w wyścigu zbrojeń.

      Oczywiście nadal mieliśmy pewne problemy, z których największy stanowił nieuchronny powrót floty Fexa. Czy zbudowaliśmy ten wspaniały lekki krążownik tylko po to, by uległ zniszczeniu w pierwszym starciu z najeźdźcą? Czy było już za późno?

      Tego dnia starałem się nie myśleć tak pesymistycznie. Cokolwiek miało się wydarzyć, ruszałem w kosmos. Była to jedynie kwestia czasu. Okręt był gotowy, chociaż wielu elementów nadal nie ukończono.

      Admirał Vega tym się nie przejmował. Rozkazał mi zebrać załogę i sprowadzić ją na pokład nowego okrętu tak szybko, jak to możliwe.

      – Kogo mogę zabrać ze sobą? – spytałem.

      Wzruszył ramionami.

      – Podaj nazwiska, a je zatwierdzę. Ale musimy działać szybko. Nic nam nie da okręt czekający bezczynnie w doku.

      – Próbny rejs?

      – Gdy tylko będziecie gotowi.

      Sam okręt, jak się dowiedziałem, nie znajdował się na orbicie ziemskiej. Gdyby tak było, admirał Fex by go wykrył i być może zniszczył.

      Zamiast tego skonstruowano go na orbicie Marsa, dzięki dostępności materiałów wydobywanych na jego księżycach i na samej Czerwonej Planecie. Dysponując transmatem umożliwiającym natychmiastowe przenoszenie się na pokład okrętu, nie musieliśmy przejmować się problemami logistycznymi.

      – Jaki właściwie jest zasięg transmatu? – spytałem.

      Vega spojrzał na mnie karcącym wzrokiem.

      – To tajne, ­Blake.

      – Niech pan nie przesadza, Godwina nie obchodzi nasza technologia teleportacyjna.

      – Nie wiemy, co go obchodzi. Oto moja odpowiedź: o metr dalej niż Mars.

      Przewróciłem oczami, ale nie kłóciłem się. Dostałem upragnione dowództwo. Oznaczało to, że darzono mnie szacunkiem i zaufaniem, nawet jeśli wszyscy wciąż martwili się Godwinem.

      Przyszła mi do głowy kolejna myśl.

      – Jak pan myśli, co zrobi Godwin, gdy zabiorę okręt na próbny rejs? Jeśli w ogóle wróci?

      – Mam nadzieję, że cię nie znajdzie – odparł Vega. – Znasz go lepiej niż ja. Jak myślisz, co zrobi?

      Pokręciłem głową.

      – Wciąż jest dla mnie tajemnicą.

      – Tego właśnie w nim nie znosimy.

      Wróciliśmy do planowania dziewiczego rejsu okrętu i dyskusji nad załogą. Wymieniłem kilka osób z mojego starego zespołu i zaakceptowano je, ale to było za mało. Trzeba było sporządzić listę pięciuset nazwisk, co stanowiło nie lada wyzwanie.

      – Zatwierdzono właśnie coś, co ci pomoże – oznajmił Vega, gdy przeglądaliśmy długą listę personelu.

      – Zamieniam się w słuch.

      – Nie możemy przydzielić na okręt samych żółtodziobów, dobrze to wiemy. Niestety, mamy bardzo niewielu ludzi z doświadczeniem na okrętach kosmicznych.

      – Coś o tym wiem… – odparłem, przewijając listę oficerów z różnego rodzaju lotniskowców.

      – Możemy jednak przekazać ci część załogi każdego z fazowców.

      Przez chwilę spoglądałem mu w oczy.

      – Bardzo by mi to pomog­ło, ale nie chcę osłabiać reszty naszej mizernej floty.

      – Oczywiście. Dostaniesz maksymalnie jedną z trzech zmian z każdego okrętu fazowego. Jakoś sobie poradzą z dwiema doświadczonymi załogami i jedną grupą nowicjuszy.

      – Dziesięcioro ludzi z każdego fazowca? – spytałem.

      – Do zrobienia.

      – Świetnie… to oznacza niemal dwustu doświadczonych ludzi. To ogromna pomoc, admirale.

      Wstał z uśmiechem i położył mi rękę na ramieniu.

      – Doskonale. Spotkamy się jutro, wtedy przekaż mi nazwiska. Teraz muszę lecieć.

      – Dokąd panu tak spieszno?

      Wzruszył ramionami.

      – Powiedziałem im, że zabiorę nie więcej niż pięć osób z każdego fazowca. Muszę wywalczyć resztę.

      Wyszedł, a ja zabrałem się do pracy. Mając listę ludzi, na których wiedziałem, że mogę polegać, jak Samson, Dalton, Gwen czy Mia, przeglądałem teraz załogi fazowców. Zdałem sobie sprawę, że przecież znam wielu z nich. W końcu szkoliłem ich od kilku tygodni.

      Podejrzliwie spojrzałem na drzwi, przez które przed chwilą wyszedł Vega. Czy to wszystko zaplanował? Sprawił, że miałem kontakt z załogami fazowców, wiedząc, że spośród nich zwerbuję załogę? Raczej nie wierzę w zbiegi okoliczności, zwłaszcza na taką skalę.

      – Przebiegły drań – stwierdziłem. Nie doceniałem wcześniej Vegi.

      – Kto, ja?

      Natychmiast się odwróciłem. Przed chwilą biuro świeciło pustkami, ale miało też własną łazienkę.

      Drzwi otworzyły się na oścież i stanął w nich Godwin. Otaczały go smugi pary, jakby właśnie wyszedł spod prysznica. Był jednak suchy i ubrany.

      – Godwin? – spytałem, zdumiony.

      Szybko zebrałem rozrzucone na biurku dokumenty i tablety. Przejrzałem tablety i zamknąłem otwarte pliki.

      – Spokojnie – zaśmiał się. – Wiem wszystko o waszym nowym okręcie.

      Spojrzałem na niego spode łba.

      – Czego chcesz? Daj mi choć jeden powód, żebym cię teraz nie zastrzelił.

      – Po pierwsze, stanowiłoby to incydent dyplomatyczny.

      – Jesteś szpiegiem, nie dyplomatą.

      – Naprawdę jest jakaś różnica?

      – Tak. Jednych przyjmuje się oficjalnie, drudzy działają po cichu.

      – Hm… – odparł. – Co za niewdzięczność. Jak myślisz, kto dał Abramsowi technologię, dzięki której zbudował ten śliczny stateczek? Naprawdę myślisz, że sam to wszystko wykombinował? Zaledwie w dwa lata?

      Zamrugałem z zaskoczenia. Rzeczywiście miałem pewne wątpliwości. Abrams wcześniej nie był w stanie wygenerować stabilnej wyrwy. Wiele komponentów

Скачать книгу