Rebel Fleet. Tom 3. Flota Alfa. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Rebel Fleet. Tom 3. Flota Alfa - B.V. Larson страница 15
– Złapiemy w końcu tego twojego kosmitę.
– To nie jest mój kosmita.
– Jeśli o mnie chodzi, to twoje dziecko.
– Jak to? – zdziwiłem się.
– To ty jako pierwszy zwróciłeś na niego naszą uwagę. Jeśli coś zepsujesz, właśnie ty musisz to naprawić.
– Doskonale, sir. Jak mam to zrobić?
– Mamy teraz automatyczne czujniki śledzące osoby poruszające się po bazie – wyjaśnił. – Są też zautomatyzowane odprawy dla każdego szefa ochrony, przypominające o istnieniu Godwina zaraz po przebudzeniu. Żeby ten drań znowu nie wymazał im się z pamięci.
Nie byłem pewien, czy to pomoże, ale uznałem, że nie zaszkodzi, więc skinąłem głową, jakbym był pod wrażeniem.
Vega zmrużył oczy.
– Jak myślisz, czemu przychodzi do ciebie? Dlaczego nie do mnie albo kogoś wyżej postawionego?
– To ja pierwotnie go odkryłem i pojmałem – wyjaśniłem. – Zrobiło to chyba na nim wrażenie. Uznał, że przyda mu się ktoś do komunikacji z Ziemią. Dlatego wybrał mnie.
– Niech ci będzie – odparł Vega. – Wezwałem cię tu, żeby poinformować, że postanowiliśmy złapać Godwina i go przesłuchać.
Zmarszczyłem brwi.
– Chce pan go pojmać, admirale? Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł z dyplomatycznego punktu widzenia.
– Sam powiedziałeś, że jest szpiegiem. Gramy o wysoką stawkę, Blake. Obcy nie mogą chodzić swobodnie po naszej najważniejszej bazie.
– Ale, sir, Nomadzi są po naszej stronie.
– Naprawdę? Masz na to jakiś dowód? Czy mogą nam pożyczyć parę okrętów?
– Hm… raczej nie, sir.
– No właśnie. On w niczym nam nie pomoże. Przekazuje ci sugestie, kradnie informacje i Bóg wie co jeszcze. Mamy tego dość.
– Ale, panie admirale…
– Decyzja została podjęta, kapitanie. Po prostu chciałem, żeby pan o tym wiedział.
Wtedy zdałem sobie sprawę, że mam być przynętą. Jeśli chcieli go schwytać, musieli obserwować mnie.
– A z pozytywnych wieści – kontynuował – jutro odbędzie się chrzest kolejnego okrętu.
– Następy fazowiec, sir? – ożywiłem się. Odżyło moje stare marzenie o tym, by znów otrzymać dowództwo nad własnym okrętem. Cóż, nadzieja szybko nie umiera.
– Ostatni fazowiec oddaliśmy do służby w zeszłym tygodniu – przypomniał Vega. – Teraz chodzi o coś nowego, eksperymentalnego.
– Co takiego?
– Spotkajmy się przy transmacie jutro tuż przed południem, a się dowiesz.
– Tak jest.
Próbowałem wyciągnąć z niego więcej szczegółów, ale bez powodzenia. Nasze spotkanie wkrótce dobiegło końca. Zastanawiałem się nad tajemniczym nowym okrętem. Czyżby za projektem stał Abrams? Ostatnio widać było, że z czymś się kryje.
Doktor Abrams potrafił dochować tajemnicy, gdy go do tego zmuszono, ale nie lubił zbyt długo siedzieć cicho. Uwielbiał pokazywać, jakim jest geniuszem. A jak to zrobić, gdy pracuje się nad projektem, o którym nikt nie wie? Ostatnio rzucał komentarzami, z których wynikało, że zajmuje się czymś większym. Tak dużym, że byłem za mało ważny, by mnie wtajemniczono. Wcześniej uważałem, że to ściema, ale teraz nie byłem już taki pewien.
Całą noc i poranek myślałem o Abramsie i nowym okręcie. Gdy dobiegało południe i wypuściłem kolejnych rekrutów ze szkolenia, nie potrafiłem myśleć o niczym innym. Dotarłem do transmatu całe dziesięć minut za wcześnie i niespokojnie spoglądałem na budkę. Czy naprawdę miała mnie zaraz zabić? Rozbić na atomy i ponownie zmaterializować gdzie indziej?
– Co tu robisz, Blake? – spytał zza moich pleców doktor Abrams. Oderwałem wzrok od transmatu.
– Wygląda na to, że czekam na ciebie i Vegę.
Spojrzał na mnie z ukosa.
– Nie powiedziano mi o włączeniu w to ciebie.
– Włączeniu mnie? Można powiedzieć, że to nawet mój pomysł. Dziwi mnie, że widzę tu teraz ciebie. Wiedziałem, że ktoś wprowadza nasze projekty w życie, ale nie myślałem, że obciążyli cię czymś tak przyziemnym.
Szczęka opadła mu do ziemi. Zawsze mnie cieszyło, gdy mogłem mu dokopać. Może nie powinienem grać mu tak na nerwach, ale nie mogłem się powstrzymać.
– Twój pomysł? – wyraźnie się wzburzył. – Projekt okrętu jest mój, Blake. Nie masz z nim nic wspólnego! Szczerze mówiąc, wątpię, abyś był w stanie pojąć nawet podstawowe zasady jego działania.
– Pogadamy o tym, gdy tam dotrzemy. – Zakładałem, że okręt znajduje się na orbicie. Kończyły mi się już pomysły na dalsze wciskanie mu kitu, ale dobrze się bawiłem. – Vega wszystko wyjaśni.
Przyjrzał mi się przez chwilę i zmrużył oczy.
– Wkręcasz mnie, prawda? – spytał w końcu. – To jakiś żart? Twój pomysł na rozrywkę?
– Skądże znowu. Vega kazał mi tu przyjść. Czy to czegoś ci nie mówi? – Abrams przestał gadać i zaczął mruczeć coś pod nosem. Spoglądał to na podłogę, to na transmat, na wszystko, tylko nie na mnie.
W końcu po trzech niezręcznych minutach zjawił się Vega.
– Doskonale, obaj jesteście przed czasem.
– Admirale Vega – odezwał się głośno Abrams – ten człowiek poczynił kilka niepokojących…
Vega uniósł ręce.
– Doktorze, zajmijmy się inspekcją. Wiem, że nie dogaduje się pan najlepiej z Blakiem, ale dzisiaj jakoś musicie ze sobą wytrzymać.
Uruchomiony transmat zaczął brzęczeć. Na chwilę zapomniałem o swoich obawach. Abrams na tyle mnie wkurzał, że z uśmiechem wkroczyłem do rozświetlonej budki.
Przez sekundę czułem, że w jakiś sposób znajduję się jednocześnie w dwóch miejscach, nawet jeśli wiedziałem,