Rebel Fleet. Tom 3. Flota Alfa. B.V. Larson

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Rebel Fleet. Tom 3. Flota Alfa - B.V. Larson страница 10

Rebel Fleet. Tom 3. Flota Alfa - B.V. Larson Rebel fleet

Скачать книгу

      – Zniszczyliście jeden okręt. Jak zaobserwowaliśmy, wymagało to utraty niemal jednej trzeciej waszej żałosnej floty. Nie powtarzajmy takiej tragedii. Zaakceptujcie aneksję i skończmy z tymi bzdurami.

      – Aneksję?! – ryknął Vega. – Oszalałeś? Właśnie pokonaliśmy cię w bitwie, Fex.

      – Gdybyście dysponowali jeszcze setką okrętów, zniszczylibyście wszystkie trzy moje jednostki. Przeliczyliśmy wasze siły i nie robią na nas wrażenia. Chociaż wasza planeta jest prymitywna i zapóźniona, nadal jesteśmy gotowi zaoferować wam…

      – Mam dość gadania z tym wariatem – stwierdził Vega i gestem nakazał przerwanie połączenia.

      – Czekaj! – odezwał się Fex. – Daj ­Blake’owi mówić. Jego szanuję.

      Vega niechętnie skinął na mnie głową.

      – Admirale Fex – powiedziałem – nie przelewajmy dalej krwi. Zniszczyliśmy jeden z waszych okrętów, abyście potraktowali nas poważnie. Możemy zniszczyć pozostałe i zrobimy to. Nie wszystkie nasze okręty fazowe się ujawniły. Jesteście otoczeni.

      Fex na chwilę zamilkł. Pomyślałem, że go zaskoczyliśmy.

      – Pogróżki… – w końcu powiedział cicho. – Pogróżki i inwektywy. Po lojalnym oficerze Floty Rebelii spodziewałem się czegoś lepszego.

      – W pierwszej kolejności jestem lojalny wobec Ziemi, admirale – odparłem stanowczo. – Szczególnie teraz, gdy wojna z Imperium dobiegła końca.

      Fex uniósł ręce. Był to zaskakująco ludzki gest.

      – Zrobiłem, co mog­łem! Muszę się wycofać. Zaoferowałem wam pomoc, a wy wyjątkowo bezczelnie odmówiliście. Wy, Ziemianie, jesteście jak dzikie bestie. Gryziecie rękę najlepszego przyjaciela. Nie zdziwiłbym się, gdyby Shug kazał was wytrzebić.

      – Będziemy na was gotowi – krzyknął mi zza pleców Vega. – Ale możecie próbować.

      – Obce okręty wycofują się, generale – powiadomił jeden z oficerów.

      Spojrzeliśmy wszyscy na projekcję. Fex rzeczywiście zawracał. Poruszał się powoli, ale kierował na wyrwę, z której się wynurzył.

      Vega skinął na mnie głową, wskazując, że mam dalej rozmawiać z Fexem.

      – Admirale, dla obu naszych ludów byłoby najlepiej, gdyby to nieporozumienie wymazać z rejestrów. Nie chcemy wojny, ale nie możemy pozwolić na to, by obce okręty przybywały nieproszone na orbitę Ziemi. Prosimy, abyście następnym razem przyle­cieli przynajmniej dziesięć godzin świetlnych od Ziemi. Skontaktujcie się z nami wtedy, a udzielimy pozwolenia na to, by pojedynczy okręt…

      – To absurd! – przerwał mi Fex. – W głowie ci się przewraca, ­Blake. Nie pierwszy raz. Przykro będzie obrócić cię w popiół z całą twoją planetą, jeśli zajdzie taka potrzeba. Ale będziecie chronieni! To wam zaręczam!

      Przed wycofującymi się krążownikami otworzyła się nowa wyrwa, mieniąca się kolorami. Srebrne, różowe i krwistoczerwone zaburzenia czasoprzestrzeni obracały się tuż przed dziobami okrętów.

      – Generale – odezwał się cicho oficer operacyjny, zajmujący się komunikacją z fazowcami – kilka okrętów jest w zasięgu. Mogą być w stanie powstrzymać jeden z nich, może oba, przed ucieczką.

      – Nie – odparł Vega i zamknął połączenie z Fe­xem. – Niech ten nadęty małpiszon się wycofa. Już dość oberwał. Poza tym nie chcę stracić następnych okrętów.

      W pomieszczeniu dało się usłyszeć westchnienia ulgi. Patrzyliśmy, jak krążowniki wchodzą do wyrwy i znikają. Na razie zażegnaliśmy kryzys.

      Niestety, jego skutki mieliśmy dopiero poczuć.

      7

      Wyrwa wirowała na ekranie przez jeszcze kilka minut i przyglądałem się jej uważnie. Gdziekolwiek kierował się Fex, widziałem, że nie był to Antares. Kolor gwiazdy po drugiej stronie się nie zgadzał. Zamiast wielkiej czerwonej kuli ognia widzieliśmy dużo mniejszą i niebieskobiałą. Antares to umierający nadolbrzym, cieszący się ostatnimi paroma milionami lat życia, tymczasem przez wyrwę widzieliśmy względnie młodą i stabilną gwiazdę.

      – Nie wysyłamy za nimi okrętu, generale? – spytałem zebranych.

      Wszyscy wydawali się zaskoczeni pomysłem.

      – Dobra, dobra – odezwał się doktor Abrams, zanim zdążył odpowiedzieć Vega. – Już to zrobiłeś, co, ­Blake? Zaryzykowałeś „Młot”, jedyny okręt Ziemi, w nadziei, że dowiesz się więcej o wrogu. To szalone ryzyko zarówno wtedy, jak i teraz.

      – Nasza misja polegała na tym, by dowiedzieć się jak najwięcej – odparłem spokojnie.

      Generał Vega przysłuchiwał się wymianie zdań, aż w końcu pokręcił głową.

      – Nie mogę tego zrobić. Chciałbym wiedzieć, gdzie się udali, ale co możemy zrobić, gdy się już dowiemy?

      – Być może wyrwa prowadzi do ich ojczystej planety. Dobrze by było wiedzieć, gdzie można uderzyć w odwecie.

      – Te informacje nie dawałyby nam przewagi – odparł Vega. – Nie mamy okrętów zdolnych do otwierania wyrw.

      Abrams wydał z siebie dziwny odgłos. Nie wiedziałem, czy się krztusi, czy komentuje. W każdym razie nie powiedział nic sensownego. Po prostu wyglądał na ucieszonego, że Vega tym razem stanął po jego stronie.

      – Zostało nam jedynie siedemnaście okrętów plus „Młot” – wyjaśnił generał. – To cała suma naszych kosmicznych sił obronnych. Nie mogę poświęcić sześciu procent naszej drobnej floty na misję zwiadowczą.

      Pokręciłem głową i rozłożyłem ręce.

      – Dobrze, sir. Pańska decyzja.

      Reszta oficerów była wciąż spięta i stała na stanowiskach, aż w końcu wyrwa się zamknęła. Niebo nad Ziemią znów należało do nas.

      Czułem wielką ulgę, ale mój dzień jeszcze się nie skończył. Wkrótce zaczęły się zjeżdżać szychy z całego świata. Z każdą godziną było ich więcej. Przepytywali nas ze wszystkich szczegółów działań oraz decyzji i najwyraźniej nie byli zadowoleni z tego, że podjęliśmy je na własną rękę. Ale cóż, sami nie ­­chcieli ryzykować swojej reputacji i osobiście przejmować dowodzenia nad Dowództwem Wojsk Kosmicznych, więc zostawili brudną robotę Vedze.

      Nie każdy był usatysfakcjonowany przebiegiem wydarzeń, ale nie ­mogli zakwestionować ostatecznego ich skutku. Zgodzili się, że podjęliśmy desperackie ryzyko i zwyciężyliśmy.

      Gdy dostaliśmy chwilę wytchnienia od kolejnych przesłuchań, szef połączonych sztabów Ziemi zaprosił Vegę i mnie na prywatne spotkanie o dwudziestej drugiej.

      Brytyjczyk

Скачать книгу