Rebel Fleet. Tom 3. Flota Alfa. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Rebel Fleet. Tom 3. Flota Alfa - B.V. Larson страница 4
– Dalej bawisz się w szpiega? – spytałem. – Podczas gdy jakaś armada ma właśnie naruszyć naszą lokalną przestrzeń? I nie rozumiesz, dlaczego jestem nieufny?
Godwin – bo teraz wyglądał już całkiem jak on – przyjrzał się holograficznemu obrazowi wiszącemu nad stołem.
– Boisz się – powiedział. – Uderzyłeś mnie ze strachu?
– Na to wygląda. Ale nazwałbym to raczej ostrożnością połączoną z wkurzeniem na twoją próbę oszukania mnie.
Oderwał wzrok od hologramu i spojrzał na mnie.
– Wiesz, że jesteś jedynym człowiekiem, który mnie wypatrzył? I to trzykrotnie.
– Jesteś szpiegiem. Potrafisz zmieniać wygląd, ale nie zmienisz tego, kim i czym jesteś. Teraz cię znam i zawsze poznam.
– Niepokojące… W każdym razie jestem tu, aby wam pomóc, nie przeszkadzać. Przybywające okręty nie pochodzą z moich światów.
– Ile ich jest?
– Na początek kilka. Więcej, jeśli nie spełnicie żądań.
Spojrzałem mu prosto w oczy.
– A czego zażądają od nas te okręty?
Wzruszył ramionami.
– Zapewne tego, co zwykle. Rezygnacja z suwerenności. Być może okresowa danina. Na pewno przynajmniej polityczne i militarne podporządkowanie się.
Gdy tak spokojnie mówił o niewyobrażalnym upokorzeniu dla mojej planety, zmroziło mi krew w żyłach.
– Skąd wiedziałeś, że nadchodzą?
– Wiemy, co się dzieje w tym układzie. Nieustannie was obserwujemy. Zwykle nie interweniujemy, ale to może być coś większego.
– Więc jesteś jednym z Nomadów? Tych, których imperialni Kherowie wypędzili z Galaktyki?
Jego oczy zapłonęły gniewem. Wyraźnie uderzyłem w czuły punkt. Zrobiło to na mnie wrażenie, jako że wcześniej zdarzało mi się go zranić, ale nawet wtedy nie wydawał się szczególnie zdenerwowany.
– Tak nas nazywają – odparł ponuro. – Twoi przodkowie byli dawniej naszymi przyjaciółmi. Partnerami handlowymi. Ale złamali każdą umowę, jaką z nimi zawarliśmy, i wbili nam nóż w plecy, gdy byliśmy słabi. Wycofaliśmy się, ale nie zostaliśmy pokonani.
Próbowałem jakoś to wszystko ogarnąć. Wcześniej już zacząłem nagrywać rozmowę na syma. Wiedziałem, że nasz wywiad będzie nią zainteresowany.
– Imperialni to nie mój lud – powiedziałem. – Jesteśmy rebelianckimi Kherami, jesteśmy inni. Sam to powiedziałeś. Poza tym mordują nas tak samo ochoczo jak was.
Powoli skinął głową.
– Dobrze więc, udzielę ci pewnych informacji. Nadchodzące okręty to Rebelianci, jak wy. Byli waszymi przyjaciółmi, gdy zaatakowali was imperialni, ale teraz myślą, że Imperium się wycofało. Wydaje im się, że mogą was zdominować. I chyba nawet słusznie.
– Mamy okręty – odpowiedziałem. – Nie jesteśmy bezbronni.
Pokręcił głową.
– Oni mają ich więcej.
Zmarszczyłem brwi.
– To co mamy zrobić?
Znów wzruszył ramionami.
– To, co wszystkie podbite ludy. Paść na kolana, udawać posłuszeństwo, a tymczasem snuć plany buntu. Przetrwać, aby wasze dzieci kiedyś…
Miałem ochotę znów mu przywalić. Może to wyczuł, bo przestał gadać.
– Nigdy! – zawołałem. – Nie uklękniemy przed nimi. Powinieneś znać nas dostatecznie dobrze, by zdawać sobie z tego sprawę.
Zrobił krok w tył.
– Dostarczyłem wiadomość. Przybyłem tu, by przemówić ci do rozumu, ale poniosłem porażkę. Moja praca tutaj dobiegła końca…
Odwrócił się do wyjścia, ale złapałem go za ramię i zaciągnąłem z powrotem. Przyjrzał mi się z irytacją.
– Czemu miałbym cię puścić? – spytałem. – Dlaczego nie miałbym wsadzić cię teraz do celi?
– Wątpię, aby jakiekolwiek więzienie na tej planecie było w stanie mnie zatrzymać – odparł z nutą arogancji w głosie. – Ale dam ci powód, abyś oszczędził sobie kłopotu. Pomyśl o tym, że przybyłem tu, aby cię znaleźć. Przekazałem ci cenne informacje. Co ty dałeś mi w zamian? Czcze przechwałki i piąchę w twarz.
– No tak… – przyznałem. – Mniej więcej tak było.
– Cóż, wyobrażasz sobie sytuacje w przyszłości, w których mogę wiedzieć o czymś istotnym dla Ziemi?
Powoli skinąłem głową.
– Tak. Proponujesz, że będziesz dostarczać mi informacje? Nieoficjalnym kanałem?
– Niczego nie obiecuję. Po prostu wskazuję na fakty, które powinny być oczywiste.
– Dobrze. – Puściłem go. – Jeszcze jedno pytanie i możesz iść. Nie włączę alarmu przez dziesięć minut.
– Nie masz tyle czasu.
Zamrugałem oczami, po czym spojrzałem na obraz wyrwy. Nie zmienił się, ale miałem wrażenie, że niedługo przestanie być tak spokojnie.
– Dlaczego ja? – spytałem. – Czemu mnie wybrałeś, Godwin?
– Dysponujesz większą wyobraźnią niż większość twoich pobratymców. A poza tym, gdy przybędą najeźdźcy, będą chcieli rozmawiać z tobą. Pomyślałem, że najlepiej przyjść do ciebie, bo będziesz bezpośrednio zamieszany w tę międzygwiezdną konfrontację.
„Międzygwiezdną konfrontację”? Jak na mój gust, brzmiało to niepokojąco podobnie do wojny.
Czy czekała nas wojna? Była to przygnębiająca myśl. Widziałem dziesiątki spalonych światów, których mieszkańcy zmienili się w popiół.
– Idź już – burknąłem. – Muszę pomyśleć. Masz minutę na…
Chciałem spojrzeć na niego, ale zdążył zniknąć. Wybiegł na korytarz? Zrobił się niewidzialny?
Nie