Star Force. Tom 11. Zagubieni. B.V. Larson

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Star Force. Tom 11. Zagubieni - B.V. Larson страница 6

Star Force. Tom 11. Zagubieni - B.V. Larson Star Force

Скачать книгу

Dzięki, kapitanie – odpowiedziała z nagłym błyskiem w oku. Jakimś sposobem wyglądała jednocześ­nie na rozbawioną i ponurą. – Następnym razem damy wrogowi popalić.

      – Jasne, że tak, sierżancie. Lepsze uzbrojenie, lepszy pancerz… Z waszą pomocą stary Nieustraszony poradzi sobie ze wszystkim.

      Ukradłem im ze stołu pączka, podniosłem do ust i ugryzłem. Paskudztwo. Dobrze, że wciąż zostało mi trochę zapasów po zmarłym kapitanie, w tym szafka z przyprawami. Takie luksusy czyniły życie na pokładzie znośnym dla mnie i Adrienne.

      Technicy wznieśli toast kawą, a wtedy poczułem nutkę alkoholu. Omiotłem ich spojrzeniem, ale nikt nie wyglądał na pijanego, więc im odpuściłem. Zanotowałem w pamięci, żeby kazać Sakurze sprawdzić system programem diagnostycznym. Wciąż pamiętałem niektóre ze swoich libacji alkoholowych, więc nie mogłem mieć ludziom za złe, że potrzebowali klina na rozruch – pod warunkiem, że to nie odbijało się na pracy.

      Następnym punktem programu była wizyta w dziale inżynieryjnym. Stanowił serce okrętu i obejmował maszynownię oraz salę fabryczną. Maszynownia była bardzo długim, wąskim pomieszczeniem. Wzdłuż ścian stały reaktory fuzyjne, akumulatory i ogromne regulatory przepływu. O ile sztuczne mózgi zbliżyły miniaturyzację komputerów do granic możliwości, o tyle niektóre rzeczy zwyczajnie musiały być wielkie. Przepuszczanie terawatów energii przez kable i magistrale wymagało mnóstwa ciężkich stopów z domieszką egzotycznych pierwiastków, nie wspominając o grubej izolacji i ekranowaniu.

      Moja inżynier, starsza chorąży Sakura, wstała i powitała mnie tuż za progiem. Sprawiała ostatnio wrażenie trochę bardziej odprężonej. Od jakiegoś czasu byli z Hansenem parą, więc najwyraźniej regularny seks faktycznie obniża poziom stresu. W każdym razie tak działał na mnie. Tak czy inaczej, byłem zadowolony z efektów pracy Sakury.

      – Co dobrego mi pani powie? – zapytałem.

      Twarz kobiety była jak zwykle nieodgadniona, ale to i tak bez znaczenia, bo jej nastawienie rzadko się zmieniało. Zawsze pozostawała poważna i rzeczowa.

      – Zdarzają się typowe usterki, ale nic poważnego – powiedziała.

      – Jest pani przekonana, że Nieustraszony w nowej odsłonie się sprawdzi?

      – Jestem, ale powinniśmy wystartować i przeprowadzić testy, gdy tylko stanie się to możliwe.

      – Czyli…

      Zacisnęła wargi.

      – Cztery dni, może pięć.

      Kiwnąłem głową.

      – Powinienem wiedzieć o czymś jeszcze?

      – Nie, sir.

      – Świetnie. Proszę kontynuować.

      Ruszyłem do sali fabrycznej. Maszyneria terkotała i wydawała inne, trudne do nazwania dźwięki, wypluwając niezbędne podzespoły. Jeśli ludzkość miałaby podziękować nanitom za jedną rzecz, to właśnie za te uniwersalne fabrykatory. Bez nich mielibyśmy przerąbane po całości.

      Usiadłem i przyjrzałem się ustawieniom oraz skryptom, próbując rozgryźć, czym zajmuje się w tej chwili fabryka. Wyglądało to jak kanalizacja.

      – Ach, młody Riggs. – Poczułem na ramieniu dotyk. Odwróciłem się i zobaczyłem jedno ze słupkowych oczu należących do profesora Hoona. Skorupiak nauczył się już, że nie należy mnie szturchać szczypcami. Niestety, nazywanie mnie „kapitanem” nadal przychodziło mu z trudem. Może kiedy ma się kilkaset lat i tuzin tytułów naukowych, wszyscy wokół wydają się młodzieńcami.

      – Tak, profesorze?

      – Widzę, że doglądasz modernizacji mojej kajuty.

      – Więc o to tu chodzi? – Przekrzywiałem głowę raz w lewo, raz w prawo, próbując coś zrozumieć z wyświetlanych przez konsolę schematów. – Przydzielono ci więcej miejsca?

      – Warunki nadal pozostawiają wiele do życzenia, ale zniosę je z przyjemnością, jeśli taka jest cena wiedzy.

      – Mogłeś zostać na tamtym lodowym księżycu i osobiście wychowywać potomstwo. Miałbyś dla siebie cały ocean.

      – Och, na Wielką Osobliwość, wy macie doprawdy radykalne pomysły. Właśnie czegoś takiego spodziewałbym się po gatunku, który nie pozwala swobodnie działać selekcji naturalnej. Nic dziwnego, że ludzie nie są tak rozwinięci jak my. – Jego oczy zakołysały się w skorupiaczym odpowiedniku kręcenia głową, a translator Hoona wydał chrapliwy dźwięk. Nie umiałem stwierdzić, czy się śmiał, czy też wzdychał. Może robił jedno i drugie.

      – Gdybyśmy pozwolili swobodnie działać selekcji naturalnej, cały wasz gatunek by wymarł – zauważyłem obcesowo. – Poza tym na twoim miejscu uważałbym z taką gadką w obecności naszych kobiet. One traktują temat potomstwa bardzo poważnie.

      – Ach tak. Ty i twoja samica realizujecie protokoły prokreacyjne?

      Uśmiechnąłem się półgębkiem.

      – Powiedzmy, że ostro ćwiczymy i dogłębnie badamy tę możliwość. – Wstałem zza konsoli, bo właśnie podeszła Adrienne. Zastanowiłem się, jaki jest sens gadać z homarem, który nie zrozumie moich aluzji.

      – Coś mnie ominęło? – zapytała dziewczyna, fig­larnie odpychając mnie pupą i siadając w fotelu.

      – Hoon opowiada o przebudowie kajuty. Zostawię was, omówcie to – rzuciłem luźnym tonem. ­Adrienne spojrzała na mnie z wyrzutem.

      W normalnych warunkach byłby to czas na sprawozdanie Marvina. Robot opowiadałby mi i moim podwładnym o postępach – albo raczej ich braku – w badaniach nad technologią Kwadratu.

      Było na tyle blisko przerwy obiadowej, że wypadało łyknąć piwa. Zadowoliłem się jedną butelką fabrycznego. Zaniosłem ją do swojej – przepraszam, naszej – kajuty kapitańskiej, która rozmiarami i wyposażeniem biła na głowę wszystkie inne kwatery.

      – Nieustraszony, odtwórz nagranie zeszłotygodniowej odprawy Marvina. Daj je na główny ekran.

      Rozsiadłem się w fotelu, upiłem łyk piwa i zacząłem oglądać, żywiąc nieracjonalną nadzieję, że nagranie zawiera jakąś wskazówkę na temat tego, co się wydarzyło.

      ***

      Litościwie zmuszałem do wysłuchiwania sprawozdań jak najmniejszą grupę ludzi. Upierałem się też, żeby Marvin prezentował swoje odkrycia osobiście, na pokładzie Nieustraszonego, co miało powstrzymać go przed dalszym zwiększaniem swoich rozmiarów. Dzięki temu poprzestał na zaledwie dwóch tonach masy ciała i nie był bardziej ociężały niż drużyna marines w pancerzach wspomaganych.

      Przez pierwszych kilka minut paplał o wysoce specjalistycznych rzeczach. Choćbym nie wiadomo ile razy go prosił, robot nie umiał ograniczyć się do prostego omówienia tematu, więc musiałem się wtrącić.

      – Marvin, proszę cię. Czy

Скачать книгу