Hajmdal. Tom 3. Bunt. Dariusz Domagalski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Hajmdal. Tom 3. Bunt - Dariusz Domagalski страница 7
– Admirał nie musi się tłumaczyć.
– Może powinien – odparł Leahy z westchnieniem. – Ludzie są zmęczeni, boją się. Potrzebują nadziei, że dowódca ich nie zawiedzie.
– Nie zawiedzie ich – rzekł twardo Odyn.
– Ty to wiesz, ja to wiem, ale są tacy, co wątpią.
– Nie powinni.
Zapadła niezręczna cisza.
– Sierżant Campbell objął dowodzenie nad pierwszą kompanią wojsk rozpoznawczych – rzekł Leahy, żeby zmienić temat. – Wiesz o tym?
Odyn pokiwał głową.
– Stary piernik dostał kopa w dupę i wylądował szczebel wyżej – rzekł z lekkim uśmiechem. – To dobry wybór. Poradzi sobie.
Sierżant Seth Campbell był weteranem trzech wojen Kopców i służył w wojsku od niepamiętnych czasów. Na jego pooranej bruzdami twarzy nigdy nie gościł uśmiech, dla żołnierzy zawsze był surowy, oschły, rugał ich, klął na czym świat stoi, a jednocześnie był najlepszym dowódcą na świecie. Ezra nie wyobrażał sobie, jak bez niego będzie wyglądał Pluton 7.
– Kto będzie waszym dowódcą? – spytał Odyn.
Ezra wziął głęboki oddech.
– Ja.
Jednooki zwiadowca uniósł brwi.
– No proszę, proszę. Wygląda na to, że generał nie jest aż tak wielkim dupkiem, jak myślałem.
Leahy skulił ramiona i z obawą rozejrzał się po sali. Na szczęście byli sami. Nazwanie przełożonego dupkiem mogło skoczyć się poważnymi konsekwencjami, nawet jeśli Ae-Hwa rzeczywiście nim był.
– Słusznie postąpił – dodał Odyn.
– Naprawdę tak sądzisz?!
– Nie znam nikogo lepszego na to stanowisko dowódcy, kapralu – w głosie mężczyzny zabrzmiała cieplejsza nuta i Ezra poczuł dumę. Po chwili jednak znowu ogarnęła go niepewność.
– Nie wiem, czy sobie poradzę.
– Poradzisz sobie.
– Jak zdobyć posłuch wśród żołnierzy?
– Bierz przykład z Campbella.
– Słuchają go, bo jest sierżantem – parsknął Ezra.
– Nie – odparł jednooki. – Jest sierżantem, bo go słuchają.
Leahy pokiwał głową. Zrozumiał, co Odyn chciał mu przekazać.
– Wracamy do treningu? – spytał jednooki.
Ezra jęknął, wiedząc, że zaraz znowu dostanie łomot.
Uratował go sygnał alarmu.
„Hajmdal” wychodził z nadświetlnej.
SYSTEM JOTA ORIONIS
OKRĘT FEDERACJI TERRAŃSKIEJ „HAJMDAL”
Admirał Nathaniel Kashtaritu, odziany w przepisowy śnieżnobiały mundur terrańskiej floty wojennej, wkroczył do sali odpraw i niecierpliwym gestem odprawił strażników. Dwaj szturmowcy pilnujący drzwi mieli na sobie stare, wysłużone pancerze, w miejsce tych nowej generacji, które zostały wycofane z użytku do czasu modyfikacji. Przez ostatnie cztery miesiące technicy mieli pełne ręce roboty na uszkodzonym okręcie, a wymontowywanie hiperaktywatorów z pancerzy nie należało do priorytetowych zadań.
Po incydencie na promie „Zenit”, gdzie doszło do bratobójczej walki pomiędzy szturmowcami, nikt nie miał wątpliwości, że hiperaktywatory należy wycofać. Sztuczne regulowanie wydzielania adrenaliny i endorfin prowadziło do zwiększenia sprawności bojowej żołnierzy, ale również wzmacniało ich agresję i powodowało poważne zmiany w psychice. Dowództwo chciało mieć na pokładzie „Hajmdala” ludzi odważnych i podejmujących wyzwania, a nie mordujących się nawzajem szaleńców.
Strażnicy skinęli głowami i wyszli. Dopiero gdy grodzie szczelnie się za nimi zamknęły, admirał zajął jedyny wolny fotel u szczytu stołu. Wszyscy już na niego czekali.
– Obowiązuje najwyższy protokół bezpieczeństwa – poinformował zebranych. Pozostałe osoby obecne w pomieszczeniu spojrzały po sobie w zdziwieniu, ale posłusznie wyłączyły osobiste komunikatory, wszczepy pozwalające na swobodny dostęp do zasobów informatycznych komputera pokładowego oraz pomocnicze ekrany holograficzne.
Nathaniel Kashtaritu uruchomił systemy zabezpieczeń, zagłuszacze elektromagnetyczne, wyłączył drony rejestrujące, które natychmiast opadły na podłogę. Wierzył, że podjęte środki wystarczą, żeby nikt ich nie podsłuchał. Ale i tak nie można było mieć pewności. Otaczali ich wrogowie.
„Hajmdal” stacjonował w systemie Jota Orionis, zwanym również Hatysą. Układ gwiezdny oficjalnie należał do Cesarstwa Bahiriańskiego, ale rządzili w nim Togarianie. Ich dominia rozsiane były po całej Galaktyce i często znajdowały się w samym środku obcych imperiów.
Togarianie byli doskonałymi budowniczymi i jednym z najlepiej rozwiniętych gatunków pod względem technologicznym. Nie znali się jednak na sztuce wojennej i często w tym względzie polegali na innych rasach. W Dominium Epsilon Eridani mieli być to ludzie, tutaj byli to Bahirianie.
Dominium Hatysa posiadało pełną autonomię i władzę nad całym systemem. Togarianie wprowadzili własne prawa i zasady, a cesarz nie miał nic przeciwko temu. Oddał jeden system gwiezdny z tysięcy w zamian za togariańską technologię i wymianę handlową.
I dlatego Jota Orionis był pierwszym od długiego czasu układem gwiezdnym, w którym „Hajmdal” nie został zaatakowany zaraz po wyjściu z nadprzestrzeni. Co prawda stacjonowała tutaj flota torusów, ale Bahirianie nic nie mogli zrobić bez pozwolenia archonta. A ten, ku ich wielkiemu rozczarowaniu, zezwolił na pobyt terrańskiego okrętu w przestrzeni kosmicznej na okres stu tysięcy kardiochtq, co odpowiadało jakimś czterem standardowym dobom.
Niestety, czas ten pozwalał jedynie na uzupełnienie podstawowych zasobów przed dalszą podróżą – które zresztą zobowiązali się dostarczyć Togarianie – ale o niezbędnych naprawach okrętu nie mogło być mowy.
Kashtaritu próbował zdobyć więcej czasu, prowadząc negocjacje z archontem, ale nic nie zdołał ugrać. Togariański przywódca doskonale wiedział, co zaszło w Epsilon Eridani, i obawiał się, że jeśli udzieli uciekinierom pomocy, Dominium Hatysa poniesie straszliwe konsekwencje. Z drugiej strony, nie mógł ich od razu wydalić, bo to by była oznaka słabości, na którą z politycznych względów nie mógł sobie pozwolić. Poszedł więc na kompromis – udzielił ludziom azylu na ograniczony czas i pozwolił na uzupełnienie niezbędnego zaopatrzenia.
Admirał poprosił Togarianina goszczącego na „Hajmdalu”, żeby ten wstawił