Hajmdal. Tom 3. Bunt. Dariusz Domagalski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Hajmdal. Tom 3. Bunt - Dariusz Domagalski страница 8

Hajmdal. Tom 3. Bunt - Dariusz Domagalski

Скачать книгу

tylko „Hajmdal” opuści Dominium Hatysa, wpadnie w łapy cesarskiej floty, a może nawet Velmenów.

      Ale była jeszcze nadzieja. Ostatnia deska ratunku. Kashtaritu otrzymał interesującą propozycję.

      – Nic, co zostanie tutaj powiedziane, nie może wyjść poza to pomieszczenie – oznajmił surowo, uważnie przyglądając się każdemu z obecnych.

      Po prawej siedział komandor Abram Peters, jego zastępca i przyjaciel. Znali się od bardzo dawna, służyli razem na kilku okrętach i brali udział w niejednej bitwie. Po powołaniu Federacji Terrańskiej admirał nalegał, żeby Peters został pierwszym oficerem na „Hajmdalu”.

      Szpakowaty komandor nie był może wybitnym strategiem, ale potrafił wycisnąć co tylko się dało z systemów bojowych i programów taktycznych. A poza tym Kashtaritu zawsze mógł liczyć na jego lojalność.

      Dalej siedziała major Edna Isuke, filigranowa kobieta w średnim wieku, o czarnych włosach upiętych w kok. Przez dwadzieścia lat służyła w komórce wywiadowczej Diohda. Była wnikliwa, analityczna i bezwzględna w działaniu, nic więc dziwnego, że została szefem wywiadu terrańskich sił zbrojnych. Ona jako jedyna nie wyłączyła komunikatora. Teraz mrużyła oczy, jakby cały czas czegoś nasłuchiwała.

      Miejsce obok niej zajął major Tabor Flint – komendant żandarmerii wojskowej. Wysoki mężczyzna o mętnych oczach był chyba najbardziej znienawidzoną osobą na pokładzie. Surowo karał żołnierzy za najdrobniejsze nawet przewinienia. Cele więzienne nigdy nie świeciły pustkami. Wprawdzie nie okazywał litości, ale też nie był sadystą i zawsze działał zgodnie z literą prawa. Kashtaritu miał z nim do czynienia podczas procesu chorąży Gladys Gaumaty, oskarżonej o sabotaż i szpiegostwo na rzecz Velmenów.

      Po lewej stronie admirała siedział generał Ae-Hwa, który również był jednym z sędziów w procesie Gaumaty. Świetnie prezentował się w nienagannie skrojonym generalskim mundurze piechoty – wyglądał władczo i groźnie. Mężczyzna posiadał niezwykły, błękitny odcień skóry, który równie dobrze mógł być spowodowany wadą genetyczną, atmosferą rodzinnej planety bogatej w srebro bądź eksperymentami genetycznymi. Pochodził z Hegemonii Yid’ak, w której różnego rodzaju projekty modyfikujące ciało były na porządku dziennym. Głównodowodzący siłami lądowymi uparcie milczał na ten temat, umiejętnie budując swoją legendę. Admirałowi to nie przeszkadzało, dopóki Ae-Hwa należycie wywiązywał się ze swoich obowiązków.

      Obok generała usiadł jego zaufany człowiek, szef sztabu operacji lądowych – pułkownik Noah Sinclair. Szczupły mężczyzna o kruczoczarnych włosach i gniewnym spojrzeniu dopiero niedawno objął stanowisko i nie miał jeszcze okazji się wykazać, bo za jego kadencji odbyło się zaledwie kilka misji zwiadowczych, które nie wymagały specjalnego planowania i nadzoru. Teraz miało się to zmienić.

      Admirał zaprosił na to spotkanie również kapitana Bastiana Dasha, który posiadał największe doświadczenie w operacjach specjalnych. Wysoki, umięśniony szturmowiec o jasnych, krótko przyciętych włosach siedział sztywno na swoim fotelu i regulaminowo spoglądał w przestrzeń, jakby cały czas pozostawał w pozycji na baczność. W całym tym towarzystwie był najniższy rangą i zastanawiał się, dlaczego go zaproszono.

      Nathaniel Kashtaritu przeniósł spojrzenie na ostatniego z gości. Naprzeciw niego siedział Emmanuel Kopp. Prezydent Federacji Terrańskiej w niczym już nie przypominał jowialnego polityka o pucołowatej twarzy i szczerym uśmiechu. Schudł, usta miał mocno zaciśnięte, a w spojrzeniu nie było już tej iskry, która rozpalała w sercach nadzieję. Załamał się po zniszczeniu Aquaris. Czuł się winny śmierci tysiąca ludzkich istnień. Oni wszyscy przybyli do systemu Epsilon Eridani, bo uwierzyli w jego idee zjednoczenia ludzkości. Zaufali mu. A on ich zawiódł.

      Kashtaritu próbował z nim rozmawiać, wytłumaczyć, że to nie jego wina, lecz nic nie pomagało. Formalnie nadal pozostawał prezydentem Federacji Terrańskiej, ale faktycznie wszystkimi sprawami administracyjnymi zajmowała się jego córka. Admirał pomyślał, że to ją powinien zaprosić na to spotkanie.

      – Nasza sytuacja nie wygląda dobrze – rozpoczął bez ogródek.

      – Delikatnie mówiąc – prychnął prezydent. – Z uporem hrawendańskiego osła przebijamy się przez te­rytorium Cesarstwa Bahiriańskiego, które, jak pow­szechnie wiadomo, nie słynie z gościnności. W niemal każdym systemie gwiezdnym czeka na nas eskadra torusów. Jak długo to jeszcze potrwa, admirale? Czy wreszcie wyjawi nam pan cel podróży?

      Wszystkie oczy z nadzieją zwróciły się w stronę Kashtaritu. Zebrani liczyli na to, że wreszcie czegoś się dowiedzą. Admirał jednak milczał.

      – Słuchamy – ponaglił go Kopp.

      – Przykro mi – odparł admirał. – W tej chwili nic nie mogę powiedzieć…

      – To niedopuszczalne! – krzyknął prezydent, uderzając otwartą dłonią w blat stołu. – Nie może pan trzymać tego w tajemnicy. Musimy wiedzieć, dokąd zmierza „Hajmdal”!

      – W bezpieczne miejsce – oznajmił lodowatym głosem Nathaniel Kashtaritu. – To na razie powinno panu wystarczyć.

      Emmanuel Kopp zerwał się z miejsca.

      – Jestem prezydentem Federacji Terrańskiej i żądam…

      – Nie ma prawa pan niczego żądać! – przerwał mu admirał ostrym tonem. – O ile dobrze pamiętam, cztery miesiące temu pragnął pan złożyć urząd. Wówczas kazałem panu iść do diabła. Nie przyjąłem rezygnacji. Teraz widzę, że popełniłem błąd.

      Twarz prezydenta poszarzała. Opadł bezwładnie na fotel.

      – Nie jest pan wsparciem dla załogi okrętu – mówił dalej Kashtaritu. – Żołnierze, piloci, medycy, technicy, oni wszyscy są obywatelami Federacji Terrańskiej. Przysięgał pan o nich dbać, zająć się nimi. Teraz pozostawiono ich samym sobie. Porzucił pan ludzi i ideę, którą w nich zaszczepił.

      Admirał odetchnął głęboko.

      – Nie jest pan wsparciem także dla mnie – ciągnął spokojniejszym tonem. – Nie pomógł mi pan w negocjacjach z Dominium Hatysa. Wiem, że spisałem się marnie. Ale jestem wojskowym, nie politykiem. Pan na pewno przekonałby archonta do naszych racji, ale wolał pan się nad sobą użalać w zaciszu swojej kajuty.

      Purpurowy na twarzy Emmanuel Kopp wbił wściekłe spojrzenie w admirała.

      – Jak pan śmie?!

      Kashtaritu w odpowiedzi tylko machnął ręką.

      – Admirale – odezwał się generał Ae-Hwa – podobnie jak prezydent Kopp i pewnie jak cała załoga „Hajmdala” chciałbym poznać cel naszej podróży, jednak biorąc pod uwagę sytuację i możliwość inwigilacji przez velmeńskich agentów, doskonale rozumiem pańską decyzję. Z sukcesem przeprowadził nas pan przez wszystkie kryzysy i dlatego może pan liczyć na moje pełne wsparcie. Zapewniam również o oddaniu wszystkich oficerów i żołnierzy sił lądowych.

      Przytaknęli mu pułkownik Noah Sinclair i kapitan Bastian Dash. Nathaniel Kashtaritu odetchnął z ulgą. Obawiał się, że właśnie z Ae-Hwa będzie największy problem. To był ambitny i inteligentny człowiek, a tacy są najbardziej niebezpieczni.

Скачать книгу