Próba. Fallen Crest. Tom 4. Tijan
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Próba. Fallen Crest. Tom 4 - Tijan страница 17
– Co tu robisz, tato? Dzisiaj gracie z moją szkołą. Ja się mogę spóźnić, ale ty jesteś przecież trenerem.
Zamknął na chwilę oczy i kiwnął głową. Czekałam, ale zainteresowanie zmieniło się w niepokój. Coś było nie tak.
– Tato?
– Ehm… – Wsadził ręce do kieszeni i opuścił głowę. – Mam ci coś do powiedzenia.
– Coś tak ważnego, że spóźnisz się na swój mecz? – Rozejrzałam się. – Czy Malinda i Mark są tutaj?
– Nie. – Pokręcił głową. – Tylko ty i ja. Mark się rozgrzewa, a Malinda już tam jest z przyjaciółmi. Nie wiedzą, że tu jestem.
W gardle miałam gulę. Nikt nie wiedział.
– Chodzi o mamę? – Czy mnie to w ogóle obchodziło? Wszystkie te zawirowania i ból, który spowodowała, powróciły do mnie. Nie myślałam o niej od dłuższego czasu. Nawet nie chciałam. Zacisnęłam zęby. – Czy ona wychodzi?
– Nie, Sam. Ta sprawa dotyczy… – Przerwał na chwilę. – Twojego ojca.
– Co?
– Garretta. Twojego biologicznego ojca.
– Czy coś się stało? Wszystko z nim w porządku?
– Jest tutaj, Sam.
– Yyy… – Pokręciłam głową i zaśmiałam się. – Źle cię usłyszałam, prawda?
– Doskonale mnie usłyszałaś. – Podniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Jego nieznaczny uśmiech stał się smutny. – Twój ojciec przeprowadził się do miasta. On i jego żona tu są.
– To jakiś żart. – To nie było zabawne.
– Przyszedł do ciebie, Sam. On chce nawiązać z tobą relację. Powiedział, że znowu wszystko sobie poukładał z żoną. Zadzwonił do mnie kilka miesięcy temu i powiedział mi o swoim planie. To było, zanim się wprowadziłaś i wszystko między nami się polepszyło. Nie byłem pewien, kiedy nadejdzie właściwa pora, żeby ci o tym powiedzieć, a lato jakoś szybko minęło. – Zamknął oczy i znów zwiesił głowę. – Tak mi przykro, Samantho. Czekałem, żeby ci powiedzieć w weekend, kiedy pojedziesz się zobaczyć z Masonem. Wiem, że planujesz wyjechać jutro.
Moje myśli rozpierzchły się we wszystkich kierunkach. Pokręciłam głową.
– Nie mów tego, co zamierzasz powiedzieć.
– Poszłaś pobiegać, ale wiem, że pójdziesz dziś na imprezę z Loganem i Markiem i… – Przerwał. Jego głos był pełen emocji. Odchrząknął, zanim zaczął mówić dalej. – Wiem, jak działają plotki. Oni będą dziś na meczu. Ludzie to zauważą. Ktoś ci o tym powie. Musiałem powiedzieć to pierwszy.
– Oni tu są? Tak dosłownie tutaj?
Pokiwał głową.
– Tak mi przykro, Sam. Powinienem był ci powiedzieć, gdy tylko się dowiedziałem, ale nie wiedziałem, czy na pewno tu będą. Nie chciałem cię niepokoić, jeśli mieliby się nie pojawić.
– Jesteś pewien, że będą?
– Zadzwonił do mnie dziś po południu. Kupili dom. Oboje dostali tutaj pracę.
– Gdzie? – Usłyszałam w głowie brzęczący dźwięk. Nie mogłam się go pozbyć. Musiałam wiedzieć, których miejsc należy unikać. – Gdzie?
– Ona została szefową kuchni w country clubie, a on wspólnikiem w firmie prawniczej w mieście. – Kiedy zobaczył moją panikę, jego głos zaczął cichnąć. – Co mogę zrobić, żeby ci pomóc?
– Nic. – Cholera, cholera, cholera… Zerknęłam znów na zegar. Była osiemnasta trzydzieści. Miałam przed sobą trzy godziny jazdy. Mogłam być u Masona przed dziesiątą.
– Muszę iść.
– Poczekaj.
Odwróciłam się i ruszyłam w stronę schodów.
– Idź, tato. Jedź na mecz!
Gdy zmierzałam do mojego pokoju, podszedł do szczytu schodów i krzyknął:
– Wszystko w porządku, kochanie? Mogę mu powiedzieć, żeby trzymał się z daleka. Czy chcesz, żebym to zrobił?
– NIE. – Sięgnęłam do moich drzwi, ale się nie otworzyły. Cholera jasna. Zatrzymałam się, zamknęłam oczy i zaczerpnęłam powietrza. Musiałam myśleć trzeźwo. Oddychałam i próbowałam się uspokoić. Klamka. Musiałam nacisnąć tę głupią klamkę.
– Sam? – Zaczął schodzić po schodach.
– Po prostu jedź, tato. Dam sobie radę.
– Ale gdzie się wybierasz?
– Potrzebuję minuty dla siebie. Dam sobie radę. – Miałam ochrypły głos. Słyszał w nim moją panikę, więc postarałam się nad nią zapanować. – Wszystko porządku. Naprawdę. Jedź na swój mecz. To nie jest warte tego, żebyś opuścił mecz własnej drużyny, tato.
– Jesteś pewna? – Był już na dole schodów.
Zatrzasnęłam drzwi. Kiedy już do nich dotarł, zamknęłam je na klucz tuż przed jego nosem. Nacisnął klamkę. Wszedłby do środka. Ugięły mi się kolana i padłam na łóżko.
– Samantho – jego głos był stłumiony przez drzwi – nie brzmisz, jakby wszystko było dobrze.
Nie było.
– Jadę zobaczyć się z Masonem.
Ucichł.
– Myślałem, że jedziesz rano z Loganem i Kris – powiedział po chwili.
– Jadę dziś wieczorem.
– Ach. – Sprawiał wrażenie rozczarowanego. – Sam, posłuchaj. Proszę. Zadzwonię do niego. Powiem mu, żeby nie szedł na mecz i że dla ciebie jest za wcześnie. Nie jedź po nocy. Zaczekaj do jutra. Jedź z Loganem. Liceum Publiczne i Akademia grają dziś ze sobą. Mason chciałby, żebyś to zobaczyła. Wiem, że to dla niego ważne.
– Wiem, jaki jest dziś mecz. – Zamknęłam mocno oczy, pochyliłam się do przodu i chwyciłam głowę w dłonie. Łokcie oparłam sobie na kolanach, a krew pulsowała mi w żyłach. Był urażony. Dlaczego tata poczuł się dotknięty? Mój biologiczny ojciec był w mieście. Nie miałam ochoty stawiać temu czoła. – Nic mi nie będzie, tato. Obiecuję. Po prostu muszę… jakoś sobie to wszystko poukładać.
– W porządku. Zadzwoń do mnie, jeśli będziesz czegoś potrzebować. Proszę, Sam. –