Ostatni świadkowie. Swietłana Aleksijewicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Ostatni świadkowie - Swietłana Aleksijewicz страница 6
Babcia długo nic nie mówiła, a potem w nocy zaczęła krzyczeć:
– Oj ty, moja chatko! Moja chatynko! Ja tu panienką byłam, aaaa… Tu swaty do mnie przychodziły… Tu dzieci urodziłam…
Chodziła po naszym czarnym podwórzu jak widmo.
Rano otworzyłem oczy – śpimy na ziemi. W naszym ogródku…
Ucałowałam wszystkie portrety w podręczniku…
Zina Szymanska – 11 lat
Obecnie – kasjerka
Oglądam się za siebie z uśmiechem… Ze zdziwieniem. Czyżby to mnie się wydarzyło? Kiedy zaczęła się wojna, byliśmy w cyrku. Poszliśmy całą rodziną na poranne przedstawienie. Niczego się nie domyślaliśmy. O niczym nie mieliśmy pojęcia… Wszyscy już wiedzieli, a my nie. Klaskaliśmy. Śmiali się. Był tam wielki słoń. Słonisko! Małpki tańczyły… I nagle… Wyszliśmy wszyscy na ulicę, a tu ludzie zapłakani. „Wojna!” Wszystkie dzieci się cieszyły. „Hurra!” Teraz się wykażemy, pomożemy naszym żołnierzom. Będziemy bohaterami. Najbardziej lubiłam książki o wojnie. O walkach, o wielkich czynach… Miałam najróżniejsze marzenia… Że pochylam się nad rannym żołnierzem, wynoszę go wśród dymu. Z płomieni… W domu całą ścianę nad swoim biurkiem okleiłam wojennymi zdjęciami z gazet. Tam Woroszyłow, tu Budionny…
Z koleżanką wybierałyśmy się na wojnę z Finlandią, a nasi znajomi chłopcy – na hiszpańską. Wojna wydawała nam się najciekawszym wydarzeniem w życiu, największą przygodą. Marzyliśmy o niej, byliśmy dziećmi swojej epoki. Dobrymi dziećmi! Moja przyjaciółka zawsze chodziła w starej budionówce2, zapomniałam już, skąd ją wzięła, ale to była jej ulubiona czapka. A jak uciekałyśmy na wojnę? Zaraz opowiem… Została kiedyś u nas na noc, oczywiście to było ustalone z góry, i o świcie po cichu wyszłyśmy z domu. Na paluszkach… Tsss… Zabrałyśmy coś do jedzenia. Ale ponieważ od paru dni ciągle szeptałyśmy po kątach i coś chowały do woreczków, starszy brat widocznie to zauważył. Dogonił nas na podwórzu i zawrócił. Skrzyczał mnie i zagroził, że z mojej biblioteki wyrzuci wszystkie wojenne książki. Cały dzień płakałam. Tacy wtedy byliśmy!
A teraz zaczęła się prawdziwa wojna…
Po tygodniu do Mińska weszły niemieckie wojska. Z tych początków nie zapamiętałam samych Niemców, zapamiętałam tylko ich sprzęt. Wielkie samochody, wielkie motocykle… W życiu takich nie widzieliśmy, nasi takich nie mieli… Ludzie oniemieli i ogłuchli. Mieliśmy strach w oczach… Na płotach i słupach pojawiły się obce plakaty i ogłoszenia. Obce rozkazy. Nastał nowy porządek. Po jakimś czasie znowu otwarto szkoły. Mama postanowiła, że wojna wojną, ale przerywać nauki nie warto, więc mimo wszystko powinnam się uczyć. Na pierwszej lekcji geograficzka, ta sama, która nas uczyła przed wojną, zaczęła złorzeczyć na władzę radziecką. Na Lenina. Powiedziałam sobie wtedy, że nie chcę uczyć się w takiej szkole. Nieee… Nie chcę! Przyszłam do domu i ucałowałam wszystkie portrety w podręczniku… Wszystkie ukochane portrety…
Niemcy wpadali do naszych mieszkań, cały czas kogoś szukali. To Żydów, to partyzantów… Mama powiedziała: „Schowaj swoją chustę pionierską”. W dzień chowałam chustę, a w nocy, kiedy kładłam się spać, wiązałam ją sobie na szyi. Mama bała się, co będzie, gdy Niemcy zapukają w nocy. Perswadowała mi. Płakała. Czekałam, aż mama zaśnie, a w domu i na ulicy zrobi się cicho. Wtedy wyjmowałam z szafy czerwony krawat, radzieckie książki. Moja przyjaciółka też tak robiła. Przechowywała nawet budionówkę.
Teraz sama się sobie dziwię. To naprawdę byłam ja?
Zbierałam go rękami… Był bielusieńki…
Żenia Sielenia – 5 lat
Obecnie – dziennikarz
Tamtej niedzieli… Dwudziestego drugiego czerwca…
Poszliśmy z bratem na grzyby. Bo pojawiły się już spore prawdziwki i kozaki. Nasz lasek jest nieduży, znaliśmy tam każdy krzaczek, każdą polanę, wiedzieliśmy, gdzie jakie grzyby rosną, jakie jagody i nawet kwiaty. Gdzie jest wierzbówka, gdzie żółty dziurawiec. Liliowe wrzosy… Już wracaliśmy do domu, kiedy usłyszeliśmy potężny huk. Huczało niebo… Podnieśliśmy głowy. Nad nami leciało dwanaście czy piętnaście samolotów… Leciały wysoko, bardzo wysoko, pomyślałem wtedy, że dotąd nasze samoloty tak wysoko nie latały. Było słychać huk: „uuuu!”.
W tej samej chwili zobaczyliśmy, że w naszą stronę biegnie mama – zagubiona, zapłakana – i woła nas rwącym się głosem. Pierwszy dzień wojny zostawił takie właśnie wspomnienie, że mama nie woła nas łagodnie jak zwykle, ale krzyczy: „Dzieci! Moje dzieci!”. Ma wielkie oczy, szeroko otwarte oczy zamiast twarzy…
Chyba po dwóch dniach do naszej zagrody weszła grupa czerwonoarmistów. Zakurzeni, spoceni, ze spieczonymi ustami, chciwie pili wodę ze studni. I nagle wszyscy ożyli… Twarze im się rozjaśniły, kiedy na niebie ukazały się nasze cztery samoloty. Wyraźnie zobaczyliśmy czerwone gwiazdy. „Nasze! Nasze!” – wołaliśmy razem z żołnierzami. Wtem nadleciały inne samoloty, małe, czarne, zakręciły się wokół naszych, coś tam trzeszczało, dudniło. Wie pani, tak… Tak jakby ktoś rozrywał ceratę albo płótno… Tyle że głośniej… Nie wiedziałem jeszcze, że tak z daleka czy z wysoka słychać karabiny maszynowe. Nasze samoloty spadały, a za nimi ciągnęły się czerwone smugi ognia i dymu. Bach! Żołnierze stali i płakali, nie wstydzili się łez. Pierwszy raz… Pierwszy raz widziałem, żeby czerwonoarmiści płakali… Na filmach wojennych, na które chodziłem w naszym osiedlu, nie płakali nigdy.
A potem… Potem… Po kilku kolejnych dniach… Ze wsi Kabaki przybiegła siostra mamy ciocia Katia. Czarna, straszna. Opowiedziała, że do ich wsi przyjechali Niemcy, zabrali aktywistów i wyprowadzili ich za wieś, a tam – rozstrzelali z automatów. Wśród rozstrzelanych był brat mamy, członek rady wiejskiej. Stary komunista.
Do dzisiaj pamiętam słowa cioci Kati: „Roztrzaskali mu głowę, a ja rękami zbierałam mózg… Był bielusieńki…”.
Mieszkała u nas przez dwa dni. I cały czas opowiadała… Powtarzała… Przez te dwa dni całkiem osiwiała. A kiedy mama siedziała przy cioci Kati, obejmowała ją i płakała, ja głaskałem mamę po głowie. Bałem się…
Bałem się, że mamie też włosy zbieleją…
Ja chcę żyć! Ja chcę żyć!…
Wasia Chariewski – 4 lata
Obecnie – architekt
Te płomienie, to widowisko… To jest mój majątek… Wszystko, co przeżyłem…
Nikt mi nie wierzy… Nawet mama nie wierzyła… Kiedy po wojnie zaczęliśmy wspominać, dziwiła się: „Nie mogłeś tego zapamiętać, byłeś za mały. Ktoś ci to opowiadał…”.
Nie, naprawdę pamiętam…
Wybuchają bomby, a ja
2
Budionówka – (od nazwiska Siemiona Budionnego, jednego z dowódców bolszewickich w wojnie domowej) spiczasta sukienna czapka, kształtem nawiązująca do staroruskiego hełmu, w latach 1919–1940 nakrycie głowy w Armii Czerwonej.