Fjällbacka. Camilla Lackberg

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg страница 14

Fjällbacka - Camilla Lackberg

Скачать книгу

mogła dokazywać.

      Ciekawa była, czy rodzice siądą w poniedziałek przed telewizorem. Prawdopodobnie nie. Nie mają czasu na tak banalne zajęcia jak oglądanie telewizji. Oboje są lekarzami, ich czas jest cenniejszy niż innych ludzi. Zamiast oglądać Robinsona czy choćby spędzać czas z córką, woleli zrobić kolejną operację bypassów albo transplantację nerki. Jonna jest egoistką, skoro tego nie rozumie. Pewnego razu tata zabrał ją do szpitala i pozwolił się przyglądać operacji serca dziesięcioletniego dziecka, żeby zrozumiała, dlaczego praca rodziców jest tak ważna i dlaczego nie mogą spędzać z nią tyle czasu, ile by chcieli. Mówił, że razem z matką powinni wykorzystać swój talent, jakim jest umiejętność pomagania innym.

      Głupie gadanie. Po co ludziom dzieci, jeśli nie mają dla nich czasu? Dlaczego z nich nie zrezygnują, żeby móc siedzieć w szpitalu dwadzieścia cztery godziny na dobę i grzebać w czyjejś klatce piersiowej?

      Następnego dnia po wizycie w szpitalu ojca Jonna pocięła się po raz pierwszy. Bardzo jej wtedy ulżyło. Już po pierwszym cięciu poczuła, jak lęk ustępuje. Zupełnie jakby wypłynął z rany razem z ciepłą czerwoną krwią. Uwielbiała widok krwi i dotyk noża, żyletki czy choćby spinacza, którym można odciąć palący w piersi ból.Dopiero wtedy rodzice naprawdę ją zobaczyli. Dzięki krwi. Dzięki krwi skierowali na nią spojrzenia i z ob a c z y l i. Efekt tego „kopa” malał jednak z każdym kolejnym skaleczeniem, z każdą nową blizną. Już nie czuła takiej ulgi, rodzice też nie patrzyli na nią z tym samym niepokojem co na początku, raczej ze znużeniem. Odpuścili. Postanowili ratować tych, których umieli ratować, ludzi ze zdezelowanymi sercami, guzami na kiszkach, popsutymi narządami, które trzeba wymienić. Jonna nie cierpiała na nic takiego. Wprawdzie miała chorą duszę, ale takiej choroby nie da się wyciąć skalpelem. Dali sobie spokój.

      Mogła liczyć jedynie na kamery i miłość widzów, którzy wieczór w wieczór zasiadali przed telewizorami, żeby ją oglądać. Którzy ją widzieli.

      Za plecami usłyszała, jak jakiś facet pyta Barbie, czy mógłby dotknąć jej silikonowego biustu. Widzowie będą zachwyceni. Jonna podwinęła rękawy, odsłaniając blizny. Tylko to mogła im zaoferować.

      – Martinie, można do ciebie na chwilkę? Chciałbym obgadać jedną rzecz.

      – Oczywiście, skończę tylko kilka raportów. – Martin zapraszająco kiwnął ręką. – Czy mi się zdaje, czy coś cię gryzie?

      – Tak, sam nie wiem, co myśleć. Przed południem przyszedł faksem protokół z sekcji zwłok Marit Kaspersen. Jest w nim coś dziwnego.

      – Co takiego? – Martin z zaciekawieniem pochylił się do przodu. Przypomniał sobie, że już w dniu wypadku Patrik wspominał o swoich wątpliwościach, ale potem już do tego nie wracał i Martin zdążył zapomnieć, o co chodziło.

      – Pedersen zapisał wszystkie wnioski z sekcji, rozmawialiśmy również przez telefon, ale nadal nie możemy tego rozgryźć.

      – Mów. – Martin był coraz bardziej zaciekawiony.

      – Marit nie zginęła w wypadku – to po pierwsze. Była martwa, zanim do niego doszło.

      – Co ty mówisz? Co było przyczyną śmierci? Zawał czy coś w tym rodzaju?

      – Niezupełnie. – Patrik drapał się w głowę, wczytując się w tekst protokołu. – Śmierć nastąpiła wskutek zatrucia alkoholowego. Miała we krwi 6,1 promila.

      – Chyba żartujesz! 6,1 promila? Konia by zabiło!

      – No właśnie. Według Pedersena musiała wypić całą butelkę wódki, i to w bardzo krótkim czasie.

      – Jej bliscy mówią, że w ogóle nie piła alkoholu.

      – Właśnie. Nic nie wskazuje na to, żeby nadużywała alkoholu. Prawdopodobnie oznacza to, że na skutek nieprzyzwyczajenia zareagowała jeszcze silniej.

      – Czyli z jakiegoś powodu urżnęła się w sztok. To bardzo smutne, ale niestety się zdarza – powiedział Martin, nie rozumiejąc wątpliwości Patrika.

      – Na to wygląda. Tylko że Pedersen odkrył coś, co wszystko komplikuje. – Patrik założył nogę na nogę i przebiegał wzrokiem tekst. – Jest. Spróbuję to przetłumaczyć na ludzki język, bo Pedersen zawsze używa koszmarnego fachowego żargonu. A więc denatka miała wokół ust dziwne zasinienie. A do tego urazy w jamie ustnej i przełyku.

      – Co chcesz przez to powiedzieć?

      – Nie wiem – z westchnieniem stwierdził Patrik. – To za mało, żeby Pedersen mógł się wypowiedzieć wiążąco. Nie może z całym przekonaniem odrzucić wersji, że siedząc w samochodzie, wyżłopała całą flaszkę, zmarła wskutek zatrucia, a potem wjechała do rowu.

      – W takim razie powinna być zamroczona już wcześniej. Czy w niedzielę mieliśmy doniesienie o dziwnie zachowującym się kierowcy?

      – Nic mi o tym nie wiadomo. Przez to cała ta historia wydaje mi się jeszcze dziwniejsza. Chociaż z drugiej strony o tej porze ruch był niewielki, więc może po prostu nikt jej nie widział – powiedział Patrik w zamyśleniu. – Ale Pedersen nie potrafi wyjaśnić, skąd się wzięły urazy wokół ust i w jamie ustnej. Dlatego sądzę, że warto się temu przyjrzeć bliżej. Może to zwykły wypadek po pijanemu, a może nie. Jak uważasz?

      Martin zastanawiał się chwilę.

      – Od samego początku coś w tym wszystkim nie dawało ci spokoju. Sądzisz, że uda ci się przekonać Mellberga?

      Patrik spojrzał na Martina. Martin się roześmiał.

      – Zależy, jak się naświetli sprawę, co?

      – Otóż to. Wszystko zależy od naświetlenia – zaśmiał się Patrik. Wstał i poważniejąc, spytał: – Myślisz, że popełniam błąd? Że robię z igły widły? Pedersen nie znalazł nic konkretnego, nic, co by dowodziło, że to nie był wypadek. Jednocześnie – Patrik machnął wydrukiem protokołu – coś mi chodzi po głowie, chociaż za żadne skarby nie mogę… – Poczochrał włosy.

      – Zróbmy tak – powiedział Martin. – Popytajmy ludzi. A nuż dowiemy się czegoś więcej. Zobaczymy, dokąd nas to zaprowadzi. Może wpadniesz na to, co ci tak nie daje spokoju.

      – Masz rację – przyznał Patrik. – Najpierw pogadam z Mellbergiem, a potem jeszcze raz pójdziemy porozmawiać z przyjaciółką Marit, dobrze?

      – Zgoda – odparł Martin i wrócił do raportów. – Wpadnij po mnie, gdy będziesz gotów.

      – Okej.

      Patrik już stał w drzwiach, gdy Martin go zatrzymał:

      – Słuchaj – zawahał się. – Już dawno chciałem spytać. Co u was słychać? U twojej szwagierki i tak dalej.

      Patrik uśmiechnął się.

      – Odzyskaliśmy nadzieję. Anna chyba zaczęła

Скачать книгу