Fjällbacka. Camilla Lackberg
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg страница 15
– Jak dobrze – ciepło powiedział Martin.
– Bardzo dobrze – odrzekł Patrik. Uderzył dłonią o framugę. – Idę do Mellberga, chcę to mieć za sobą. Potem pogadamy.
– Okej.
Martin pochylił się nad raportami. Jeszcze jedna nieprzyjemna strona tej pracy. Chętnie by sobie to darował.
Dni ciągnęły się tak strasznie, jakby piątek, a wraz z nim randka, nigdy nie miał nadejść. A w ogóle co to za słowo: randka. W tym wieku? Tak czy inaczej, spotkają się na kolacji. Dzwoniąc do Rose-Marie, nie miał żadnego konkretnego planu i sam się zdziwił, gdy zaprosił ją na kolację w Gestgifveriet. A jego portfel – ten się dopiero zdziwi, gdy przyjdzie do płacenia! Sam nie rozumiał, co się z nim dzieje. Przede wszystkim w ogóle nie powinno mu przyjść do głowy umawiać się w tak drogiej restauracji. Tymczasem gotów był jeszcze płacić za nią – nie, to do niego zupełnie niepodobne. Dziwne, ale wcale go to nie martwiło. Wprost nie mógł się doczekać chwili, gdy razem z Rose-Marie siądzie do dobrej kolacji, spojrzy jej w oczy w blasku świec i będą im podawać smakowite dania.
Z zadziwieniem potrząsnął głową. „Pożyczka” zsunęła mu się na ucho. Sam siebie nie rozumiał. Może jest chory? Nasunął „pożyczkę” z powrotem na łysinę i przytknął dłoń do czoła. Było chłodne, nic nie wskazywało na gorączkę. A jednak to niepokojące. Czuł się dziwnie. Może to niedobór cukru?
Już sięgał do dolnej szuflady po kulkę kokosową, gdy usłyszał pukanie.
– Co jest? – powiedział z rozdrażnieniem.
Wszedł Patrik.
– Mogę? Nie przeszkadzam?
– Nie. – Mellberg westchnął w duchu i rzucił tęskne spojrzenie na dolną szufladę. – Wchodź.
Zaczekał, aż Patrik usiądzie. Żywił mieszane uczucia wobec tego młokosa. Za takiego go uważał. Nie chciał zauważyć, że Patrik zbliża się do czterdziestki. Trzeba mu zapisać na plus, że prowadząc śledztwa w sprawie morderstw, postępował bardzo zręcznie i miał doskonałe wyniki. Dzięki temu nazwisko Mellberga trafiło do gazet. Poświęciły mu niejedną szpaltę. Z drugiej zaś strony nie opuszczało go wrażenie, że Patrik go lekceważy. Nigdy nie okazał tego wprost, odnosił się do niego z szacunkiem, jak podwładny do szefa, ale wrażenie pozostawało. Cóż, dopóki Hedström wykonuje swoją pracę, a on sam wypada w mediach tak dobrze, jak na to zasługuje, można mu to puścić płazem. Ale trzeba go mieć na oku.
– Dostaliśmy raport w sprawie poniedziałkowego wypadku.
– No i? – Mellberg był wyraźnie znudzony. Wypadki to codzienność.
– Nasuwają mi się pewne wątpliwości.
– Wątpliwości? – zainteresował się Mellberg.
– Tak. – Patrik zajrzał do papierów, jak przedtem u Martina. – Część urazów, których doznała ofiara, nie powstała w wyniku wypadku. Poza tym już przed wypadkiem była martwa. Zatrucie alkoholem. Miała we krwi 6,1 promila.
– 6,1, żartujesz?
– Niestety nie.
– A te urazy? – Mellberg wychylił się do przodu.
Patrik się zawahał.
– Wokół ust i w jamie ustnej.
– Wokół ust? – powtórzył z powątpiewaniem Mellberg.
– Tak – pojednawczo odpowiedział Patrik. – Wiem, że to niewiele, ale jeśli dodamy, że jak wszyscy zgodnie twierdzą, nigdy nie piła alkoholu, a mimo to miała wręcz nienormalnie wysokie stężenie alkoholu we krwi, to coś tu śmierdzi.
– Śmierdzi? I na tej podstawie chcesz wszczynać śledztwo? – Mellberg przyglądał się Patrikowi spod uniesionych brwi. Nie podobało mu się to. Wydawało się jakieś bezsensowne. Z drugiej strony pomysły Patrika zazwyczaj okazywały się dobre, może lepiej mu nie przeszkadzać. Zastanawiał się chwilę. Patrik obserwował go w napięciu. – Okej – powiedział w końcu. – Możesz na to poświęcić kilka godzin. Jeśli stwierdzicie – z Molinem, jak się domyślam – że coś było nie w porządku, pociągniecie sprawę dalej. Ale jeśli nic nie znajdziecie, nie zgadzam się, żebyście marnowali czas. Okej?
– Okej – odpowiedział Patrik z wyraźną ulgą.
– W takim razie do roboty. – Mellberg machnął prawą ręką. Lewą już sięgał do dolnej szuflady.
Sofie ostrożnie weszła do środka.
– Kerstin… jesteś?
W mieszkaniu panowała cisza. Wcześniej sprawdziła w Extra Film, że Kerstin nie przyszła do pracy. Zawiadomiła, że jest chora. Nic dziwnego. Sofie też nie chodziła do szkoły ze względu na okoliczności. Gdzie ona może być? Chodząc po mieszkaniu, Sofie poczuła, że zbiera jej się na płacz. Po chwili łzy popłynęły wielką falą. Upuściła plecak na podłogę i usiadła na dywanie, na środku dużego pokoju. Zamknęła oczy, żeby wyłączyć emocje, nie patrzeć na wszystko, co przypomina matkę. Szyte przez nią zasłony, obraz, który kupiły, gdy się tu wprowadziła, poduszki, których Sofie nigdy po sobie nie wstrząsała, o co Marit zawsze miała pretensje. Wszystkie te zwykłe sprawy i drobiazgi teraz odbijały się głuchym echem. Sofie złościła się na matkę. Krzyczała, wściekała się, że wymaga i każe przestrzegać zasad. Z drugiej strony wszystkie wcześniejsze awantury i kłótnie sprawiły, że tęskniła za stałymi, jasnymi regułami. Przede wszystkim jednak, chociaż buntowała się, jak to nastolatka, jej poczucie bezpieczeństwa opierało się na świadomości, że ma matkę. Matkę. Marit. Teraz został jej tylko ojciec.
Poczuła czyjąś rękę na ramieniu i drgnęła. Podniosła wzrok.
– Kerstin? Jesteś?
– Tak, spałam – odparła i przykucnęła koło niej. – Jak się czujesz?
– Och, Kerstin – powiedziała Sofie i przytuliła twarz do jej ramienia.
Kerstin objęła ją nieporadnie. Nie miały zwyczaju się obejmować. Gdy Marit zamieszkała z Kerstin, Sofie zdążyła wyrosnąć z tego wieku. Uczucie niezręczności zaczęło ustępować. Sofie wciągnęła w nozdrza zapach jej swetra. Miała na sobie jeden z ulubionych swetrów mamy, pachniał jej perfumami. Sofie rozpłakała się jeszcze bardziej. Po chwili zorientowała się, że zasmarkała ramię Kerstin, i odsunęła się.
– Przepraszam, pobrudziłam cię.
– Nie szkodzi – powiedziała Kerstin, ocierając jej kciukiem łzy. – Smarkaj, ile chcesz. To sweter mamy.
– Wiem – odparła Sofie i zaśmiała się. – Mama by mnie zamordowała, gdyby zobaczyła, że zaplamiłam go tuszem