Fjällbacka. Camilla Lackberg

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg страница 19

Fjällbacka - Camilla Lackberg

Скачать книгу

zignorować ten gest, ale wzruszyła ramionami i poszła do swego pokoju. Zamknęła za sobą drzwi. W końcu wszystkiego się dowie, ale teraz Patrik i Martin woleli, żeby nikt im nie przeszkadzał.

      Usiedli, Patrik przeszedł do rzeczy.

      – Doszliśmy do wniosku, że w sprawie wypadku Marit są pewne… niejasności.

      – Niejasności? – Kerstin patrzyła pytająco to na Patrika, to na Martina.

      – Tak – wtrącił Martin. – Przypuszczamy, że część urazów nie powstała wskutek wypadku.

      – Przypuszczacie? To znaczy nie jesteście pewni? – Nie, jeszcze nie – przyznał Patrik. – Będziemy wiedzieć, kiedy otrzymamy protokół z sekcji zwłok. Jest jednak tyle znaków zapytania, że chcieliśmy z panią porozmawiać. Dowiedzieć się, czy można założyć, że ktoś chciał jej zrobić krzywdę.

      Kerstin drgnęła. Najwyraźniej do głowy przyszło jej coś, co starała się odpędzić. Patrik wiedział, że powinien to coś przytrzymać.

      – Jeśli przychodzi pani do głowy ktoś taki, musi nam pani o tym powiedzieć. Choćby po to, żebyśmy go mogli wykluczyć. – Patrik i Martin w napięciu obserwowali, jak Kerstin zmaga się ze sobą. Milczeli, dając jej czas na sformułowanie myśli.

      – Dostawałyśmy różne listy – powiedziała w końcu niechętnie.

      – Jakie listy? – dociekał Martin.

      – Dostawałyśmy je od czterech lat. – Kerstin kręciła złotą obrączką na serdecznym palcu lewej ręki.

      – Co w nich było?

      – Pogróżki, świństwa, komentarze na temat mnie i Marit.

      – Pisane z powodu … – Patrik zawahał się – charakteru waszego związku, tak?

      – Tak – przyznała z ociąganiem. – Ten ktoś domyślił się albo podejrzewał, że łączy nas coś więcej niż przyjaźń, i… – teraz ona szukała słowa – miał nam to za złe.

      – Czy to były poważne groźby? Czym groził? – Martin notował wszystko, co mówiła. Nie podważało to jego przekonania, że śmierć Marit nie nastąpiła wskutek wypadku.

      – Bardzo poważne. Pisał, że jesteśmy obrzydliwe, że nasze zachowanie jest sprzeczne z naturą, że takich ludzi powinno się uśmiercać.

      – Jak często dostawałyście te listy?

      Kerstin musiała się zastanowić, nerwowo kręciła obrączką.

      – Trzy, cztery razy do roku. Czasem więcej, czasem mniej. Nie było reguły. Pisał je raczej w przypływie natchnienia, jeśli wiecie, co mam na myśli.

      – Dlaczego nie złożyłyście doniesienia na policję? – Martin spojrzał na nią znad notatek.

      Kerstin uśmiechnęła się krzywo.

      – Marit się nie zgadzała. Bała się, że będzie jeszcze gorzej. Że sprawa nabierze rozgłosu i dojdzie do ujawnienia naszego… związku.

      – Nie chciała tego? – spytał Patrik. W tym momencie przypomniał sobie, że Kerstin już o tym mówiła. Właśnie dlatego się pokłóciły i dlatego Marit wyszła z domu. I już nie wróciła.

      – Nie, nie chciała – wyszeptała Kerstin. – Ale zachowałyśmy listy. Tak na wszelki wypadek. – Podniosła się z krzesła.

      Patrik i Martin wymienili zdumione spojrzenia. Nie liczyli na to i nawet nie przyszło im do głowy pytać.

      Kerstin przyniosła plastikową torbę z grubym plikiem listów. Wysypała je na stół. Patrik ostrożnie pogrzebał w nich piórem, w obawie, że zniszczy materiał dowodowy, którego i tak dotykało wiele rąk, na poczcie i tu, w domu. Listy były wciąż w kopertach. Patrikowi serce zabiło szybciej na myśl, że może pod znaczkami znajdą DNA ze śliny sprawcy.

      – Możemy je zabrać? – spytał Martin. Spoglądał na nie z oczekiwaniem.

      – Proszę bardzo – odparła zmęczonym głosem. – Zabierzcie to gówno i spalcie.

      – Innych gróźb, poza listami, nie było?

      Kerstin zastanawiała się przez chwilę.

      – Sama nie wiem – odpowiedziała z wahaniem. – Miewałyśmy głuche telefony. Kiedyś nawet próbowałyśmy ustalić, z jakiego numeru, ale okazało się, że to prepaidowa komórka, więc nie dowiedziałyśmy się, kto to był.

      – Kiedy ostatnio był taki głuchy telefon? – Martin czekał w napięciu, z długopisem w pogotowiu.

      Kerstin myślała chwilę.

      – Kiedy to mogło być? Ze dwa tygodnie temu. – Znów kręciła obrączką.

      – Coś jeszcze? Nikt nie próbował szkodzić Marit? A jak się układały jej stosunki z byłym mężem?

      Kerstin zwlekała z odpowiedzią. Najpierw rzuciła okiem w stronę przedpokoju, upewniając się, czy drzwi pokoju Sofie są nadal zamknięte. – Z początku, a właściwie dość długo były bardzo trudne. W ciągu ostatniego roku było lepiej.

      – Na czym polegały te trudności? – spytał Patrik. Martin notował.

      – Nie mógł się pogodzić z tym, że Marit go zostawiła. Byli ze sobą od wczesnej młodości, ale według Marit od wielu lat im się nie układało, jeśli w ogóle kiedykolwiek się układało. Szczerze mówiąc, była bardzo zdziwiona jego gwałtowną reakcją, gdy mu oznajmiła, że się wyprowadza. Jemu jest potrzebne poczucie, że – Kerstin zawahała się – kontroluje sytuację. Wszystko ma być schludne, uporządkowane. Odejście Marit zburzyło ustalony porządek i to go najbardziej rozgniewało, nie utrata żony.

      – Użył wobec niej przemocy?

      – Nie – odparła z ociąganiem i ponownie rzuciła niespokojne spojrzenie na drzwi pokoju Sofie. – Zresztą zależy, jak się definiuje przemoc. Wydaje mi się, że jej nie uderzył, ale kilka razy doszło do przepychanek. Szarpał ją i tak dalej.

      – A jak udało im się porozumieć w sprawie opieki nad Sofie?

      – Początkowo bardzo się o to kłócili. Marit od razu wprowadziła się do mnie. Ola podejrzewał, co nas łączy, chociaż nigdy nie powiedział o tym wprost. Był przeciwny temu, żeby Sofie u nas mieszkała, i utrudniał to, jak mógł. Choćby w ten sposób, że zabierał ją znacznie wcześniej, niż się umówili, i tak dalej.

      – Ale w końcu się ułożyło? – wtrącił Martin.

      – Tak, na szczęście Marit uparła się przy swoim i w końcu Ola uświadomił sobie, że próżny trud. Zagroziła, że zgłosi to do odpowiednich władz, i tak dalej. Wtedy dał za wygraną. Ale oczywiście nigdy mu się nie podobało, że Sofie

Скачать книгу