Fjällbacka. Camilla Lackberg

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg страница 16

Fjällbacka - Camilla Lackberg

Скачать книгу

sobie. Ujdzie – odparła Kerstin. Nie mogła powstrzymać łez. Zdziwiła się, że zostały jej jeszcze jakieś łzy. Tyle ich wypłakała w ostatnich dniach. Nagle zdecydowała się. – Wiesz, Sofie, twoja mama i ja… Jest jedna rzecz… – przerwała, nie wiedząc, jak to powiedzieć i czy w ogóle powinna coś mówić. Ku jej zdumieniu Sofie zaczęła się śmiać.

      – Kochana, chyba nie będziesz chciała mi przedstawiać tego, co było między wami, jako wielkiej nowiny.

      – Jak to: między nami? – wyczekująco spytała Kerstin.

      – No, że żyłyście ze sobą i tak dalej. Kogo chciałyście oszukać? – Zaśmiała się. – Ale szopkę odstawiałyście. Mama ciągle przekładała swoje rzeczy: gdzie indziej, kiedy mieszkałam u was, gdzie indziej, kiedy u ojca. I trzymałyście się za rączki, gdy myślałyście, że nie widzę. Boże, co za głupota. Dzisiaj wszyscy są albo homoseksualni, albo biseksualni. To supermodne.

      Kerstin spojrzała na nią zmieszana.

      – To dlaczego nic nie powiedziałaś? Skoro i tak wiedziałaś?

      – Bo mnie bawiło, że odstawiacie ten teatr. Niezła rozrywka.

      – Wstrętny dzieciak jesteś – stwierdziła Kerstin i roześmiała się serdecznie. Po tylu dniach żałoby i płaczu podziałało to na nią wręcz oczyszczająco. – Marit by cię udusiła, gdyby wiedziała, że tylko udajesz, że o niczym nie wiesz.

      – Pewnie tak – powiedziała Sofie i również się roześmiała. – Szkoda, że samych siebie nie widziałyście. Jak się zakradałyście do kuchni, żeby się całować, albo jak przekładałyście rzeczy, gdy tylko przeniosłam się do ojca. Istna farsa. Nie zdawałaś sobie z tego sprawy?

      – Zdawałam, ale Marit tak chciała.

      Kerstin nagle spoważniała. Rozległo się pyknięcie, woda się zagotowała. Skorzystała z okazji, żeby wstać i odwrócić się tyłem. Wyjęła filiżanki, nasypała herbaty do zaparzaczy i zalała wrzątkiem.

      – Woda powinna trochę ostygnąć – powiedziała Sofie, a Kerstin znów się zaśmiała.

      – To samo sobie pomyślałam. Dobrze nas twoja mama przećwiczyła.

      – Chyba tak. Ale pewnie wolałaby przećwiczyć mnie jeszcze lepiej – zauważyła ze smutnym uśmiechem Sofie. Myślała o obietnicach, których już nie będzie mogła dotrzymać, o oczekiwaniach, których już nigdy nie spełni.

      – Posłuchaj mnie. Marit była z ciebie bardzo dumna! – Kerstin usiadła i podała Sofie filiżankę herbaty. – Gdybyś słyszała, jak cię wychwalała, nawet po kłótni z tobą potrafiła powiedzieć: „iskra, nie dziewczyna”.

      – Tak mówiła? Naprawdę? Była ze mnie dumna? Przecież byłam taka trudna.

      – Marit rozumiała, że tak musi być, bo musisz się od niej odpępnić. Poza tym… – Kerstin zawahała się – biorąc pod uwagę, jak jej się nie układało z twoim ojcem, chciała, żebyś umiała obstawać przy swoim. – Kerstin wypiła łyk herbaty i sparzyła się w język. Za gorąca, musi trochę ostygnąć. – Bardzo się o to martwiła, wiesz. Bała się, że rozwód i to, co nastąpiło później, odbije się na tobie. Najbardziej niepokoiła się, że nie zrozumiesz, dlaczego musiała odejść. Że zrobiła to zarówno dla siebie, jak i dla ciebie.

      – Kiedyś nie rozumiałam, ale z wiekiem do mnie dotarło.

      – Chcesz powiedzieć, kiedy skończyłaś całe piętnaście lat – przekomarzała się z nią Kerstin. – To taki wiek, gdy człowiek dostaje do rąk instrukcję z odpowiedziami na wszystkie pytania dotyczące życia, nieskończoności i wieczności, prawda? Mogłabym go kiedyś pożyczyć?

      – E, tam – zaśmiała się Sofie. – Nie to miałam na myśli. Chodzi mi o to, że zaczęłam patrzeć na rodziców jak na innych ludzi, nie tylko jak na matkę i ojca. Zresztą chyba już nie jestem córeczką tatusia – dodała smutno.

      Kerstin zastanawiała się chwilę, czy opowiedzieć całą resztę, przed którą kiedyś chciały ją uchronić. Nie zdobyła się na to. Chwila minęła, dała spokój.

      Wypiły herbatę i rozmawiały. Pośmiały się i popłakały. Przede wszystkim jednak wspominały Marit, którą obie kochały. Każda na swój sposób.

      – Cześć, dziewczyny, czym mogę służyć? Może moją bagietką?

      Chichot dziewczyn, które sporą grupką przyszły do piekarni, wskazywał na to, że jego słowa odniosły zamierzony skutek. Uffe postanowił pójść na całość: w celu zademonstrowania swoich możliwości chwycił bagietkę i zaczął nią wymachiwać na wysokości bioder. Chichot przeszedł w zduszone okrzyki, Uffe zaczął poruszać biodrami w kierunku dziewczyn.

      Beznadziejny facet, westchnął Mehmet. Co za pech, że musi z nim pracować. Piekarnia sama w sobie była niezłym miejscem pracy. Mehmet uwielbiał gotować, cieszył się, że podszkoli się w wypiekach, ale nie wyobrażał sobie, żeby mógł wytrzymać z tym idiotą pięć tygodni.

      – Ty, Mehmet, pokaż swoją bagietkę. Dziewczyny na pewno chciałyby zobaczyć bagietkę prawdziwego czarnucha.

      – Daj spokój – powiedział Mehmet, układając marcepanowe ciasteczka obok tacy z makaronikami.

      – No co, taki z ciebie czaruś, a one jeszcze nigdy nie widziały czarnucha. Dziewczyny, widziałyście kiedy czarnucha? – Uffe teatralnym gestem rozłożył ręce, jakby ze sceny przedstawiał Mehmeta.

      Mehmet rozzłościł się. Wyczuł, że najeżdżają na niego umocowane na suficie kamery. Czekają z utęsknieniem na to, co zrobi, żeby sfilmować najdrobniejsze szczegóły i za pośrednictwem kabla przekazać wszystko telewidzom. Najważniejsza jest widownia. Wiedział o tym, znał zasady, przecież w Farmie dotarł aż do finału. W pewnym sensie jednak zapomniał, wyparł to. Właściwie dlaczego zgodził się wziąć udział w tym programie? Oczywiście zdawał sobie sprawę, że to forma ucieczki. Przez pięć tygodni będzie żyć w czymś w rodzaju zakładu pracy chronionej. Taka bańka zawieszona w czasie. Za nic nie odpowiada, żadnych wymagań, wystarczy, że jest i coś robi. Nie musi tyrać w nudnej pracy, żeby zarobić na marne mieszkanie. Nużąca codzienność przestanie mu kraść dni, jeden po drugim. Nikt nie będzie rozczarowany, że nie spełnia oczekiwań. Zwłaszcza przed tym uciekał. Przed rozczarowaniem, które czytał w oczach rodziców. Wiązali z nim tyle nadziei. Masz się uczyć, uczyć i jeszcze raz uczyć. Powtarzali to jak mantrę. Mehmet, musisz zdobyć wykształcenie. Musisz wykorzystać szansę, jaką ci daje ten wspaniały kraj. W Szwecji każdy może się uczyć. Musisz się uczyć. Od dzieciństwa słuchał, jak ojciec to powtarza. Nawet się starał. Naprawdę. Niestety zupełnie nie miał głowy do nauki. Nie trzymały się jej litery ani liczby. Ale rodzice spodziewali się, że zostanie lekarzem albo inżynierem, ostatecznie – ekonomistą. Bo w Szwecji ma szansę. Do pewnego stopnia im się udało. Cztery starsze siostry Mehmeta pracowały w tych zawodach. Dwie zostały lekarkami, trzecia inżynierem, czwarta ekonomistką. Mehmet, najmłodsze dziecko w rodzinie, był czarną owcą. Nie zmienił tego udział w Farmie ani w Fucking Tanum. Zresztą

Скачать книгу