Kryminał. Zygmunt Zeydler-Zborowski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Kryminał - Zygmunt Zeydler-Zborowski страница 4
Spojrzała na niego bacznie.
– O jakich żartach pan mówi?
– Ktoś telefonował do nas w czasie przyjęcia, jakaś kobieta. Podała się za panią Kalinowską i powiedziała, że pani jest ciężko chora i żeby Joanna natychmiast przyjeżdżała do Anina.
– Coś podobnego! Kalinowska? Zaraz to sprawdzimy. – Staruszka podreptała żwawo w kierunku domu, wołając: – Pani Wandeczko! Pani Wandeczko!
Pani Wandeczka była wysoka, koścista, szeroka w ramionach. Poruszała się jak stary wiarus, nie goliła wąsów i co chwila poprawiała okulary, które jej się zsuwały po suchym, zagiętym ku dołowi nosie. Głos jednak miała miły, łagodny, nie licujący z posturą emerytowanego pułkownika dragonów.
– Słucham panią, pani Zosieńko. Co się stało?
– Czy pani telefonowała w nocy do mojej córki?
– Do pani córki? Ja? W nocy?
Kruszewski podszedł bliżej, ukłonił się i powiedział:
– Bardzo przepraszam, ale to najwidoczniej jakieś nieporozumienie. Musiał ktoś zrobić głupi kawał.
– I pan przypuszczał, że Joanna jest tutaj, u mnie? – spytała pani Lipkowska.
– Tak. Była pewna, że pani jest chora i miała jechać do Anina.
– Ale nie przyjechała. Co to wszystko znaczy? Zaczynam być niespokojna. Może jej się coś stało?
– Ależ nie, nic się jej nie stało – powiedział z łagodnym uśmiechem Kruszewski. – Na pewno wstąpiła po drodze do domu i wszystko się wyjaśniło. Proszę się nie niepokoić.
– Dlaczego pan przypuszczał, że to ja telefonowałam? – spytała pani Wandeczka.
– Ponieważ ta kobieta, która dzwoniła do nas w nocy, podała się za panią Kalinowską z Anina.
– To jest bezczelność podszywać się pod cudze nazwisko. Ja ją podam do sądu. Nie mogę pozwolić na takie rzeczy.
– Najpierw musimy dowiedzieć się, kim była ta kobieta. – Kruszewski pożegnał się ze staruszkami i zawrócił w kierunku furtki. Pani Lipkowska dogoniła go w połowie drogi.
– Panie Adamie! Panie Adamie!
Zatrzymał się.
– Słucham panią?
– Jestem bardzo niespokojna. Dajcie mi jakoś znać. Najlepiej niech Joasia do mnie przyjedzie. Tutaj nigdzie w pobliżu nie ma telefonu, a na pocztę to kawał drogi. Ale jak nie będę miała wiadomości, to pójdę i zatelefonuję.
– Niech się pani nie denerwuje. Na pewno nic się nie stało. Jestem przekonany, że Joanna odsypia u siebie nieprzespaną noc.
Kruszewski w nie najlepszym humorze wrócił do Warszawy. Miał ochotę pojechać do siebie i naradzić się z Dorotą, ale doszedł do wniosku, że przedłużanie tego wszystkiego nie ma najmniejszego sensu i że trzeba natychmiast zawiadomić Edwarda.
Rosicki był mizerny i bardzo zdenerwowany. Ręce mu się trzęsły.
– No i co? Widziałeś Joannę?
– Nie. Joanny nie ma w Aninie.
– Nie ma jej u matki? Więc gdzież jest?
Kruszewski wzruszył ramionami.
– Nie mam pojęcia. To był jakiś kawał z tym całym telefonem. Twoja teściowa jest zdrowa jak ryba. Nie miała żadnego ataku serca. Kalinowska wcale do nas nie dzwoniła. Nic nie wiedzą o Joannie.
Rosicki utkwił niespokojne spojrzenie w twarzy przyjaciela.
– Adam, co to wszystko znaczy?
– A bo ja wiem – Kruszewski zapalił papierosa i rozejrzał się po pokoju.
– Popielniczka jest w kuchni – powiedział Rosicki.
Kruszewski wyszedł. Kiedy wrócił, Rosicki się ubierał.
– Chcesz wyjść z domu?
– No chyba. Przecież muszę coś robić. Muszę szukać Joanny!
– Ale lekarz nie pozwolił ci wstawać!
– Gwiżdżę na lekarza. Nie mogę tak leżeć bezczynnie.
– Powiedz tylko, gdzie właściwie masz zamiar jej szukać?
Rosicki, który zasznurował już jeden but, podniósł głowę i otarł spocone czoło.
– To prawda. Gdzie jej będę szukał – powiedział cicho. – Może zawiadomić milicję? Jak myślisz?
Kruszewski zgasił papierosa i przysunął swoje krzesło bliżej tapczanu.
– Słuchaj, Edziu – zniżył głos, jakby się obawiał, że ktoś może go podsłuchać – trzeba się nad tym spokojnie zastanowić. Ktoś wywołał Joannę od nas pod pozorem, że jej matka jest chora.
– Ale kto to mógł zrobić i w jakim celu?
– Ba. Na to pytanie nikt ci chyba nie odpowie. Musimy się zastanowić nad taką sprawą: czy Joanna była wtajemniczona w tę mistyfikację z chorobą matki, czy też nie?
– Joanna? Mistyfikacja? O czym ty właściwie mówisz? Dlaczego?
Kruszewski położył dłoń na ramieniu przyjaciela.
– Przecież my dwaj nie musimy się czarować, prawda?
– O co ci chodzi?
– Wiem, że ty i Joanna już od dłuższego czasu niezbyt dobrze ze sobą żyjecie. A może Joanna ma kogoś?
– A gdyby nawet, no to co z tego?…
– Może chciała się urwać z przyjęcia i w porozumieniu ze swoim przyjacielem zaaranżowała ten fikcyjny telefon? Nie przypuszczała, że ja pojadę rano do Anina.
Rozległ się energiczny dźwięk dzwonka u drzwi wejściowych. Spojrzeli niespokojnie po sobie. Kruszewski podniósł się i poszedł otworzyć. Zobaczył dwóch mężczyzn w mundurach milicyjnych.
– Czy tu mieszka obywatel Edward Rosicki?
– Tak – odpowiedział cicho Kruszewski.
Rozdział II
Kapitan Ignacy Suchecki niczym nie przypominał legendarnego Sherlocka Holmesa czy też jakiegoś filmowego asa wywiadu. Średniego wzrostu, szczupły, twarz miał okrągłą, dziecinnie