Czarna księga. Orhan Pamuk
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Czarna księga - Orhan Pamuk страница 18
— A daj — odpowiedział Galip i niczym staruszek kupujący potajemnie świerszczyki z rozebranymi panienkami, dodał szeptem: — Zawiń je wszystkie w jakąś gazetę!
W autobusie do Eminönü poczuł, że paczka, którą trzymał w ręku, stała się dziwnie ciężka, a jednocześnie ogarnęło go inne osobliwe uczucie, że ktoś go obserwuje. Nie był to jednak nikt ze współpasażerów, gdyż ci, kołysząc się jak w łodzi na wzburzonym morzu, w zamyśleniu wyglądali przez okna na zaśnieżone ulice i spieszących nimi przechodniów. W tym momencie Galip zauważył, że ze strony starej gazety „Milliyet”, w którą Alâaddin zawinął polityczne pisemka, spogląda na niego Celâl — jego fotografia zamieszczona była obok tytułu felietonu. Od tylu lat widywał ją codziennie; tym razem jednak było w niej coś niepokojącego — spojrzenie Celâla wydawało się mówić: „Wiem, ktoś ty, i nie spuszczam cię z oka!”. Galip zakrył palcem to „oko”, które zaglądało mu w głąb duszy, ale i tak przez całą długą drogę autobusem wciąż czuł jego obecność.
Gdy tylko znalazł się w kancelarii, zadzwonił do Celâla, lecz znowu go nie zastał. Wyjął lewicowe czasopisma z gazety i odłożywszy ją starannie na bok, zabrał się do lektury. Kiedy odwracał ich strony, czuł znów dawno zapomniane podniecenie, napięcie, oczekiwanie na zbliżający się dzień zwycięstwa i wyzwolenia, który miał być niczym dzień Sądu Ostatecznego i na którego nadejście stracił już nadzieję, ba, nie pamiętał nawet, kiedy ją stracił. Potem spędził dłuższą chwilę na wydzwanianiu do starych znajomych, których nazwiska wypisał na odwrocie pożegnalnego listu Rüyi, co przywołało kolejne wspomnienia — te wydały mu się pociągające i niewiarygodne, jak filmy oglądane w dzieciństwie w letnich kinach, wciśniętych pomiędzy ściany meczetów a ogródki herbaciarni.
Owe czarno-białe obrazy wyprodukowane w wytwórniach przy ulicy Yeşilçam24 miały często tak nielogiczne scenariusze, że Galip albo w ogóle nie rozumiał, o co w nich chodzi, albo nabierał podejrzeń, że ogląda jakiś czysto baśniowy świat, pełen bogatych i okrutnych ojców, biedaków tak uczciwych i dobrych, że do rany przyłóż, kucharzy, służących i samochodów „skrzydlaków” (Rüya twierdziła, że desoto o tych samych numerach rejestracyjnych widziała już w jakimś filmie), a wtedy widok innego widza szlochającego na krzesełku obok wprawiał go w zdumienie i — tak, uwaga, właśnie w tej chwili — nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, proszę bardzo, hokus-pokus, zaczynał ze łzami w oczach dzielić ból oglądanych na ekranie smutnych i bladych pozytywnych postaci, cierpiących katusze dzielnych i ofiarnych bohaterów.
Chcąc zebrać teraz więcej informacji o równie nierzeczywistym, czarno-białym świecie drobnych lewackich frakcji, które to wiadomości na pewno mu się przydadzą, gdy odnajdzie już Rüyę i jej byłego męża, Galip postanowił zadzwonić do kolegi, kolekcjonującego wszelkie polityczne periodyki.
— Wciąż zbierasz czasopisma, prawda? — zapytał śmiało. — Mam klienta w tarapatach; czy zgodzisz się, bym popracował trochę w twoim archiwum, żeby przygotować obronę?
— Oczywiście — odpowiedział Saim, jak zawsze pełen dobrej woli i zadowolony, że ktoś interesuje się jego zbiorami. Galip miał wpaść do niego o wpół do ósmej wieczorem.
Do zmroku pracował w kancelarii. Kilkakrotnie dzwonił do Celâla — bez skutku. Po każdej rozmowie z sekretarką, która niezmiennie odpowiadała, że pan Celâl albo jeszcze nie przyszedł, albo właśnie wyszedł, Galipa ponownie ogarniało uczucie, że z kawałka gazety, położonego na regale odziedziczonym po stryju Melihu, „oko” Celâla stale go obserwuje. Także wtedy, gdy z ust nadmiernie otyłej matki (w torebce miała pełno opakowań leków) i równie grubego syna, stale wchodzących sobie nawzajem w słowo, wysłuchiwał opowieści o kłótni pomiędzy udziałowcami sklepu na Wielkim Bazarze, oraz wtedy, gdy wyjaśniał nie zdejmującemu z nosa czarnych okularów policjantowi z drogówki, który zamierzał wytoczyć państwu proces o źle wyliczony staż pracy, że zgodnie z obowiązującymi przepisami dwa lata spędzone w szpitalu psychiatrycznym nie są liczone do wysługi lat — czuł w pokoju obecność Celâla.
Obdzwonił po kolei przyjaciół Rüyi. Za każdym razem wymyślał inny pretekst. Macide, koleżankę z liceum, pod pozorem prowadzonej sprawy sądowej poprosił o telefon do Gül. Gdy zadzwonił do tej drugiej, od pracującej w owym bogatym domu uprzejmej pokojówki dowiedział się, że nielubiana przez Macide koleżanka o pięknym imieniu25 urodziła właśnie trzecie i czwarte dziecko w szpitalu Gülbahçe i jeśli Galip zaraz tam pobiegnie, między trzecią a piątą przez szybkę w drzwiach sali noworodków będzie mógł zobaczyć urocze bliźnięta o imionach Hüsün i Aşk. Figen, życząc Rüyi powrotu do zdrowia, obiecała zwrócić pożyczone Co robić? Czernyszewskiego i kryminały Raymonda Chandlera. Behiye natomiast oświadczyła, że nie, Galip się myli, ona nie ma wujka policjanta w wydziale narkotykowym, Galip zaś z tonu jej głosu wywnioskował, że nic nie wskazuje na to, by wiedziała cokolwiek o zniknięciu Rüyi. Semiha zaskoczyło, skąd Galip wie o jego nielegalnej fabryczce odzieżowej; tak, z kilkoma inżynierami i technikami gorączkowo pracowali nad produkcją pierwszych rodzimych zamków błyskawicznych; nie, nic nie wie o przeciekach do prasy dotyczących przemytu szpulek, nie może więc pomóc Galipowi od strony prawnej, przesyła tylko najserdeczniejsze (Galip wierzył, że szczere) pozdrowienia dla Rüyi.
Gdy dzwonił, zmieniając głos i podając się za kogoś innego, również nie natrafił na żaden ślad Rüyi. Wezwany pilnie do telefonu domokrążca Süleyman, który handlował wydaniami angielskich encyklopedii zdrowia sprzed czterdziestu lat, powiedział Galipowi, udającemu dyrektora szkoły, że zaszła pomyłka — nie tylko nie ma chodzącej do gimnazjum córki o imieniu Rüya, ale w ogóle nie ma dzieci — i był absolutnie szczery. Tak samo İlyas, wożący na barce swego ojca węgiel z Morza Czarnego (zaprzeczał, by zapomniał w kinie Rüya26 notatnika, w którym zapisywał sny, gdyż od wielu miesięcy nie był w kinie i w ogóle nie ma takiego notatnika), oraz importer wind Asım (tłumaczył, że nie odpowiada za awarię windy w kamienicy Rüya, ponieważ po raz pierwszy słyszy zarówno o ulicy, jak i kamienicy o tej nazwie) też musieli być szczerzy i niczego nieświadomi, bo wypowiadali słowo „rüya” bez najmniejszych oznak zdenerwowania czy poczucia winy. Tarık, który rano w laboratorium ojczyma produkował trutkę na szczury, a wieczorami pisał wiersze o alchemii śmierci, z radością przyjął propozycję wykładu na temat snu i jego tajemnic w swoich wierszach, złożoną przez Galipa w imieniu studentów wydziału prawa, i zaproponował spotkanie tego wieczoru w knajpie dla alfonsów przy placu Taksim. Kemal i Bülent podróżowali po Anatolii: jeden zbierał materiały do rocznika wydawanego przez producenta maszyn do szycia Singer i zamierzał spisać wspomnienia pewnej krawcowej z Izmiru, która przed pięćdziesięciu laty, odtańczywszy z Atatürkiem walca wśród fleszy i oklasków, zaraz potem zasiadła do swojej maszyny do szycia na pedał i z miejsca uszyła spodnie o europejskim kroju, drugi zaś wędrował ze swoim mułem po wschodniej Anatolii, od wsi do wsi, od herbaciarni do herbaciarni, i sprzedawał obdarzone magiczną mocą żetony do tavli, wykonane z kości udowej pewnego staruszka żyjącego tysiąc lat temu, którego Europejczycy nazywali Świętym Mikołajem.
Pozostałych nazwisk z listy nie zdołał sprawdzić — telefon głuchł, źle łączył, co zresztą w śnieżne i deszczowe dni zdarzało się szczególnie często — za to do późnego wieczoru przeglądał strony periodyków politycznych i znajdował na nich imiona, nazwiska oraz pseudonimy aktywistów zmieniających frakcje, aresztowanych i przyznających się do winy, torturowanych i zamordowanych, tych, którym wyprawiono pogrzeby, oraz zaginionych bez wieści, tych, na których