Farma lalek. Wojciech Chmielarz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Farma lalek - Wojciech Chmielarz страница 8
– Mamy swoje powody.
Kiwnęła głową.
– Co chcecie wiedzieć?
– Wszystko.
Odłożyła dzbanek na półkę.
– Adela była, chyba mogę już tak o niej mówić, bardzo zdolną dziewczynką. Bardzo mądrą, inteligentną. Tego nie było widać po ocenach, bo oczywiście uczyła się gorzej niż białe koleżanki. Tylko że Polki zaczynają ze znacznie wyższego poziomu niż my. Szczególnie tu, w Krotowicach.
– Dlaczego szczególnie tu? – zainteresował się Mortka.
– Naprawdę mam panu opowiadać o historii cygańskiej społeczności w Krotowicach? O tym, że komuniści najpierw zabrali nam nasze tabory, potem niemal siłą zaciągnęli do pracy w fabrykach, a po 1989 roku, kiedy te fabryki padały, to Cyganie byli pierwsi do zwolnienia? Tutaj są rodziny, w których mężczyźni od ponad dwudziestu lat nie potrafią znaleźć stałej pracy. Ci bardziej obrotni już dawno wyjechali. Niech pan sam sobie dośpiewa, kto został.
– Wróćmy do Adeli – poprosił Lupa.
Kiwnęła głową.
– Była inteligentna, zdolna i chciała się uczyć. Jestem pewna, że gdyby jej tylko pozwolić i trochę pomóc, poszłaby przynajmniej do gimnazjum i liceum. A potem, kto wie, może nawet na studia. Miała dryg. Ale jej tatusiowi się to nie podobało. Matce zresztą też. Boguś, opowiadałeś Kubie o Lucasie i Esmeraldzie?
– Tak.
– To wiesz już, Kuba, czego się po nich spodziewać. Cyganie nie cenią wykształcenia, szczególnie u dziewczynek. Dla Lucasa najlepiej by było, żeby Adela wyszła za mąż, kiedy skończy trzynaście lat, a potem rodziła dzieci rok po roku jak jakaś suka rozpłodowa. Bo to jest według niego romanipen. – Kiedy mówiła, w jej oczach pojawiła się złość. – Lucas chciał, żeby Adela przestała się uczyć. Planował zabronić jej chodzić do szkoły. Umiała czytać, umiała liczyć, czyli już wiedziała więcej, niż cygańska kobieta wiedzieć powinna. Przynajmniej według Lucasa. Doszło do tego, że wymykała się chyłkiem z domu, by pójść do szkoły. Dostawała potem lanie, i to potężne. Widziałam siniaki, inne nauczycielki również. Możesz pójść i spytać.
– Nie mogliście jakoś zareagować? Kogoś zawiadomić?
Zamiast mu odpowiedzieć, prychnęła znacząco. Mortka domyślił się, co to miało oznaczać. Nikogo nie obchodził los małej Romni. A nawet jeśli ktoś taki by się znalazł, nie miałby jak złamać zmowy milczenia, za którą jak za murem schroniła się romska społeczność.
– Pewnego dnia Adela po prostu nie przyszła do szkoły. I od tego czasu ani ja, ani nikt inny jej nie widzieliśmy – dokończyła Kaśka.
– Komisarz Lupa już mi wytłumaczył, dlaczego sprawą nie zajęła się policja. Nikt z Cyganów nie będzie rozmawiał z policjantami, a bez zawiadomienia lub, w najgorszym wypadku, odnalezienia ciała nie za bardzo mamy możliwość zrobić cokolwiek. – Mortka mówił powoli, ostrożnie dobierając słowa. – Chciałbym cię jednak zapytać, czy ty sama czegoś się nie dowiedziałaś? Jeśli dobrze zrozumiałem, tobie mogliby coś powiedzieć, bo też jesteś Cyganką.
– Tłumaczyłeś mu, że to trochę bardziej skomplikowane? – Kobieta zwróciła się do Lupy, który tylko kiwnął głową. – Jestem Cyganką, ale tylko dla was, dla białych. Dla nich nie. Bycie Cyganką to nie kwestia koloru skóry.
– Tak, wiem…
– Skoro wiesz, Kuba – przerwała mu – to powinieneś się też domyślić, że po pierwsze, nie mówią mi wszystkiego. A po drugie, Lucas ogłosił, że to nie moja sprawa. I tak zamknął dyskusję. – Nagle roześmiała się. – Zresztą, Kuba, spójrz na mnie! – Wskazała dłonią na swoje nogi. – Jestem w spodniach! U Polska Roma to by pewnie wystarczyło, żebym była skalana! A do tego rozmawiam z dwoma policjantami!
Mortka zmarszczył brwi i posłał pytające spojrzenie Lupie.
– Wiesz, że tutaj mieszkają nie Polscy Cyganie, tylko Bergitka, górscy? – zapytała.
Kiwnął głową, mając nadzieję, że Romni nie będzie drążyć tematu. Nie miał ochoty na kolejny wykład.
– Masz jakieś podejrzenia, co się mogło stać z Adelą?
– Obawiam się, że Lucas coś jej zrobił. Może nie specjalnie. Może przez przypadek. Uderzył o kilka razy za dużo, kiedy sprawiał jej lanie. Zawsze był porywczy. Nie potrafił się kontrolować. – Westchnęła kilka razy głęboko. – Dlaczego pytacie mnie o to wszystko?
Lupa wstał z kanapy i strzepnął z rękawa niewidzialny pyłek.
– Zawiadomiono nas o zaginięciu innej dziewczynki. W tym samym wieku. Marta Gawryś. Znasz ją?
– Tak, oczywiście. Czy te dwa zaginięcia…
Lupa przerwał jej, zanim zdążyła dokończyć pytanie.
– Nie wiem, Kaśka. Po prostu nie wiem.
– I co o tym myślisz? – zapytał Lupa, kiedy wchodzili do komisariatu.
Komisariat policji w Krotowicach mieścił się w przedwojennej jednopiętrowej willi letniskowej, która kiedyś należała do jakiegoś bogatego fabrykanta z okolic Berlina. W 1945 roku w nieudolny sposób przystosowano ją do nowych zadań. Było to rozwiązanie prowizoryczne, bo władze zapowiadały, że zostanie wybudowana odpowiednio wyposażona i zaprojektowana siedziba specjalnie dla ówczesnej milicji, ale jak zwykle prowizorka okazała się najtrwalsza i ciągnęła się już ponad sześćdziesiąt lat. Największy mankament stanowiło nawet nie to, że budynek był za mały albo zaniedbany, lecz to, że z powodu dziesiątek mniejszych lub większych remontów, których w żaden sposób nie dokumentowano, nie wiedziano, jak dokładnie biegną rury ani gdzie są położone kable elektryczne. Każda najdrobniejsza nawet awaria zmuszała więc krotowickich policjantów do archeologicznej pracy, podczas której starali się odkryć, co się zepsuło i gdzie się to ustrojstwo właściwie znajduje.
Lupa z Mortką przeszli do sekcji kryminalnej, która mieściła się na pierwszym piętrze budynku. Prowadziły na nie strome drewniane schody. Trzeszczały tak bardzo, że wydawało się, jakby zaraz miały runąć z łoskotem w dół, chociaż ich remont wykonano ledwo dwa lata wcześniej. Taki to był komisariat – mimo że z daleka wszystko zdawało się tu mocne i solidne, w rzeczywistości wyglądało tak, jakby się zaraz miało rozpaść na kawałki lub spaść przypadkowemu funkcjonariuszowi na głowę.
– I co o tym myślisz? – powtórzył swoje pytanie Lupa.
– A ty? – odpowiedział mu pytaniem Mortka, zajmując miejsce za przydzielonym mu tymczasowo biurkiem. Był to stary, maleńki mebel, który na okazję jego przyjazdu wyciągnięto z piwnicy i wstawiono w kącie pokoju.
– Kuba, ja jestem przestępczość zorganizowana. Zabójstwa