Odrodzona. Dzienniki, tom 1, 1947–1963. Susan Sontag
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Odrodzona. Dzienniki, tom 1, 1947–1963 - Susan Sontag страница 9
Podjęłam tak niewiele trafnych decyzji, a większość z nich z niewłaściwych powodów… W moim liście do Irene było na przykład wiele prawdy, chociaż pierwotnie wcale nie chciałam przekazać tego, co można wyczytać z moich pompatycznych fraz…
Kochać ciało i dobrze z niego korzystać, to po pierwsze… Jestem pewna, że teraz mogę postępować według tej zasady, bowiem nic już mnie nie krępuje…
25/05/49
Dzisiaj przyszła mi do głowy pewna myśl – tak jasna i oczywista! W pierwszej chwili wydała mi się wręcz niedorzeczna – wprawiła mnie w oszołomienie i wręcz lekką histerię: – Mogę zrobić absolutnie wszystko i poza mną samą nie istnieje nic, co by mnie powstrzymało… Co stoi mi na przeszkodzie, bym się spakowała i ruszyła w świat? Tylko presja środowiska, której sama postanowiłam ulec, zawsze bowiem wydawała mi się tak wszechwładna, że nie myślałam nawet o tym, by się od niej uwolnić… Co mnie jednak tak naprawdę powstrzymuje? Lęk przed rodziną, zwłaszcza matką? Przed utratą bezpieczeństwa i dóbr materialnych? Tak, czynniki te mają znaczenie, ale tylko mnie przytrzymują… Czym takim jest uniwersytet? Nie muszę studiować, bo wszystkiego, co mnie interesuje, mogę się nauczyć samodzielnie – tak zresztą robię – a cała reszta to nudziarstwo… Uniwersytet daje poczucie bezpieczeństwa, bo studiowanie jest łatwe i bezpieczne… Co do matki, to szczerze mówiąc, mało mnie ona obchodzi – Po prostu nie chcę się z nią spotykać – Przez ostatnie kilka lat miałam wielkie upodobanie do dóbr materialnych – książek i płyt – ale co takiego powstrzymuje mnie przed tym, by włożyć papiery, zeszyty i kilka książek do małego pudełka, wysłać je do przechowalni w jakimś innym mieście, wrzucić na siebie kilka koszul i wbić się w levisy, wetknąć zapasowe skarpetki do kieszeni płaszcza, wyjść z domu, zostawiwszy należycie byroniczny list do świata, i wsiąść w autobus jadący – dokądkolwiek? – Oczywiście za pierwszym razem policja zatrzymałaby mnie i zwróciła na łono zrozpaczonej rodziny, ale gdybym uciekła ponownie następnego dnia, i jeszcze kolejnego, w końcu zostawiliby mnie w spokoju – Mogę wszystko! Niniejszym zawieram więc z sobą następujący układ: jeśli nie przyjmą mnie w Chicago, tego lata wyjadę z domu, tak jak to opisałam powyżej. Jeżeli natomiast mnie przyjmą, będę tam studiować przez następny rok. Kiedy jednak coś mi się tam nie spodoba – na przykład poczuję, że marnotrawię czas, to wyjadę – Boże, życie jest niesamowite!
26/05/49
Nowymi oczami patrzę na otaczający mnie świat. Przerażenie ogarnia mnie zwłaszcza na myśl o tym, że niemalże osunęłam się w życie akademickie. Byłoby to takie łatwe… wystarczyłoby tak jak dotąd dostawać dobre stopnie – (zostałabym zapewne na wydziale języka angielskiego, gdyż nie mam zdolności matematycznych wymaganych na filozofii) – zrobić magisterkę, zostać asystentką, napisać kilka artykułów na tematy, które nikogo nie obchodzą, i w wieku sześćdziesięciu lat być brzydką, szacowną profesor zwyczajną. Traf chce, że dziś w bibliotece przeglądałam listę publikacji pracowników wydziału języka angielskiego – długie (na setki stron) monografie na tematy takie jak: Użycie zaimków „tu” i „vous” u Woltera; Krytyka społeczna w dziełach Fenimore’a Coopera; Bibliografia pism Breta Harte’a w czasopismach + gazetach kalifornijskich (1859–1891)…
Jezu Chryste! W co ja się o mały włos nie wpakowałam?!?
27/05/49
Dzisiaj pewien regres – dezorientacja – ale teraz już przynajmniej potrafię stwierdzić, że to dobrze… lęk, lęk… Chodzi oczywiście o Irene: jaka ona dziecinna, a ja, jaka niewybaczalnie niedojrzała! Wszystko było w porządku, dopóki sądziłam, że mnie całkowicie odrzuciła… I nagle, zeszłego wieczora, tuż przed moim wyjściem na wykład z filozofii, podeszła do mnie, by powiedzieć mi o swoim postanowieniu (!), że chciałaby mnie kiedyś lepiej poznać…
28/05/49
PRZYJĘTO MNIE NA STUDIA DO CHICAGO ZE STYPENDIUM W WYSOKOŚCI 765 DOLARÓW
***
Zeszłej nocy A otworzyła Tin Angel i H mnie tam zaprosiła. Dopóki się nie upiłam, impreza wydawała mi się dość przygnębiająca – H od razu się nawaliła i przez cały wieczór kompulsywnie przymilała się do kobiet, z którymi spała przez ostatni rok (i którymi teraz gardziła): wszystkie tam chyba były… Dawna dziewczyna Mary też wyglądała na przybitą… B i A bardzo się upili, rzecz jasna, i rozbili szybę… Wyobrażam sobie, jak się czują tego ranka!… Po obskoczeniu miliona osób H przyszła się ze mną pieścić i sprawiło mi to, oględnie mówiąc, mnóstwo radości… Potem przylazł jakiś obleśny typek (H wołała na całą salę: „Ona ma dopiero szesnaście lat, czy to nie cudowne? A ja jestem jej pierwszą kochanką”), który postanowił mnie „wyratować”… H wepchnęła mnie w jego ramiona („Potrzebne ci heteroseksualne doświadczenia, Sue”) i zanim się zorientowałam, tańczyliśmy i się obłapialiśmy… [Dopisek S.S. na marginesie: „Tim Young”]. Sprzedał mi jakiś słodki komplement i chyba nawet dość szczery, ale kiedy zapytał mnie, czy wierzę w Boga, powinnam była napluć mu w twarz… Ale tego nie zrobiłam, niech to szlag, i dałam mu swój numer – to był jedyny sposób, żeby się od niego