Problem trzech ciał. Cixin Liu
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Problem trzech ciał - Cixin Liu страница 17
– Dla kogoś, kto bada prawa fizyki, to rzeczywiście byłaby katastrofa.
– Żeby osiągnąć coś w fizyce, trzeba mieć niemal religijną wiarę. Łatwo jest dać się przywieść na brzeg przepaści.
Kiedy się żegnali, Ding dał Wangowi pewien adres.
– Jeśli będzie pan miał czas, niech pan odwiedzi, proszę, matkę Yang Dong. Mieszkały razem i Dong była dla niej wszystkim. Teraz staruszka jest samotna.
– Ding, pan wyraźnie wie więcej niż ja. Może mi pan powiedzieć coś jeszcze? Naprawdę wierzy pan, że prawa fizyki nie są niezmienne w przestrzeni i czasie?
– Nic nie wiem. – Ding długo patrzył mu w oczy. W końcu powiedział: – Oto jest pytanie.
Wang wiedział, że kończy to, co zaczął mówić na spotkaniu brytyjski pułkownik: „To be, or not to be, that is the question”.
6
Strzelec i farmer
Następnego dnia zaczynał się weekend. Wang wstał wcześnie, wziął aparat fotograficzny i wyjechał rowerem. Ulubionym tematem jego zdjęć były pustkowia bez śladu ludzkiej obecności, ale ponieważ był już w średnim wieku i nie mógł sobie pozwalać na takie lekkomyślne wyprawy, fotografował sceny miejskie.
Świadomie lub nie, zwykle wybierał zakątki miasta, w których zachował się jakiś element środowiska naturalnego: wyschnięte koryto rzeki w parku, świeżo wykopana ziemia na miejscu jakiejś budowy, zielska wyrastające ze szpar w betonie i tak dalej. Żeby wyeliminować natrętne kolory miasta w tle, używał tylko filmów czarno-białych. Nieoczekiwanie wypracował sobie własny styl i zwrócił na siebie uwagę. Jego prace zostały wybrane na dwie wystawy, został też członkiem Stowarzyszenia Fotografików. Za każdym razem kiedy wybierał się na robienie zdjęć, wsiadał na rower i krążył po mieście w poszukiwaniu inspiracji i kompozycji, które mu się spodobają. Często włóczył się tak przez cały dzień.
Czuł się dziwnie. Jego styl bliski był klasycznemu, spokojny i dostojny. Dzisiaj jednak nie mógł wejść w nastrój niezbędny do takich kompozycji. Budzące się ze snu miasto zdawało się zbudowane na ruchomych piaskach. Stabilność była złudna. Przez całą noc śniły mu się te dwa miliardy kul bilardowych. Krążyły bez żadnego ładu w ciemnej przestrzeni, czarna bila znikała na czarnym tle, tylko od czasu do czasu, kiedy przesłoniła białą, ujawniając swoje istnienie.
„Czyżby fundamentalną cechą materii było to, że nie rządzą nią żadne prawa? – zastanawiał się. – Czyżby stabilność i porządek świata były tylko tymczasową dynamiczną równowagą, którą osiągnął zakątek Wszechświata, krótkotrwałym zawirowaniem w chaotycznym strumieniu?”
Sam nie wiedział, jak znalazł się przed niedawno ukończoną siedzibą Centralnej Telewizji Chińskiej. Przystanął na skraju drogi, podniósł głowę i popatrzył na ogromny wieżowiec w kształcie litery A, starając się odzyskać poczucie stabilności. Sięgnął spojrzeniem do ostrego szczytu budynku, lśniącego w blasku porannego słońca, wskazującego błękitne, bezdenne głębiny nieba. W jego świadomości pojawiły się nagle dwa słowa: „strzelec” i „farmer”.
Podczas dyskusji o fizyce członkowie Granic Nauki używali często skrótu SF. Nie mieli na myśli „science fiction”, lecz właśnie te dwa słowa: „strzelec” i „farmer”. Odnosiły się one do dwóch hipotez na temat fundamentalnej natury praw Wszechświata.
Hipoteza strzelca: strzelec wyborowy strzela do tarczy i co dziesięć centymetrów robi w niej dziury. Załóżmy, że na jej powierzchni żyją inteligentne dwuwymiarowe istoty. Ich uczeni w wyniku obserwacji Wszechświata odkrywają rządzące nim podstawowe prawo: „We Wszechświecie co dziesięć centymetrów jest dziura”. Wzięli rezultat chwilowego kaprysu strzelca za niezmienne prawo Wszechświata.
Natomiast hipoteza farmera ma posmak horroru: właściciel fermy indyków każdego ranka przychodzi je nakarmić. Uczony indyk, zauważywszy tę powtarzającą się niezmiennie przez rok prawidłowość, dokonuje odkrycia: „Każdego ranka o jedenastej pojawia się pokarm”. Rano w Święto Dziękczynienia powiadamia o tym odkryciu inne indyki. Ale o jedenastej nie pojawia się pokarm – przychodzi farmer i wybija całe stado.
Wang odniósł wrażenie, że droga pod jego stopami osuwa się jak ruchome piaski. Zdawało mu się, że budynek w kształcie litery A chwieje się i chybocze. Szybko przeniósł wzrok na ulicę.
Aby pozbyć się niepokoju, Wang zmusił się do skończenia rolki filmu i przed obiadem wrócił do domu. Żona wyszła z synem i przez jakiś czas miało jej nie być. Zazwyczaj Wang zabierał się spiesznie do wywołania zdjęć, ale dzisiaj nie był w nastroju. Po szybkim, prostym obiedzie uciął sobie drzemkę. Nie spał dobrze w nocy, więc kiedy się obudził, była prawie piąta. Przypomniawszy sobie o zdjęciach, wszedł do zagraconej, przerobionej ze schowka ciemni.
Wywołał film i zaczął przeglądać rolkę, by zobaczyć, czy są tam jakieś zdjęcia, z których warto zrobić odbitki, ale już na pierwszej klatce ujrzał coś dziwnego. Był na niej mały trawnik przed dużym centrum handlowym. W środku negatywu znajdował się ciąg drobnych białych znaków, które po dokładniejszym obejrzeniu okazały się cyframi: 1200:00:00.
Na drugiej klatce też były cyfry: 1199:49:33.
Były na wszystkich pozostałych zdjęciach.
Trzecia klatka: 1199:40:18, czwarta: 1199:32:07, piąta: 1199: 28:51, szósta: 1199:15:44, siódma: 1199:07:38, ósma: 1198:53:09… trzydziesta czwarta: 1194:50:49, trzydziesta szósta (i ostatnia): 1194:16:37.
Najpierw pomyślał, że coś jest nie tak z rolką. Używał aparatu Leica M2 z 1988 roku. Był on w całości mechaniczny, więc nie mógł dodać do zdjęcia daty. Dzięki znakomitemu obiektywowi i perfekcyjnemu działaniu nawet w erze cyfrowej uważany był za wspaniały profesjonalny sprzęt.
Po ponownym dokładnym zbadaniu negatywów Wang odkrył jeszcze jedną dziwną rzecz – cyfry wydawały się dostosowywać do tła. Jeśli było czarne, one były białe, i odwrotnie. Ta zmiana zdawała się mieć na celu zwiększenie kontrastu dla lepszej widoczności cyfr. Kiedy zobaczył szesnasty negatyw, jego serce zaczęło bić szybciej, a po krzyżu przeszedł mu dreszcz.
To zdjęcie przedstawiało martwe drzewo pod starym murem. Mur był pokryty plamami, które na negatywie układały się we wzór naprzemiennych czarnych i białych pasów. Na tym tle powinno być trudno odczytać zarówno białe, jak i czarne cyfry. Jednak ułożyły się one pionowo wzdłuż krzywizny pnia, dzięki czemu białe wyglądały na jego ciemnym zabarwieniu jak pełznący wąż.
Wang zaczął analizować matematyczny wzór cyfr. Najpierw myślał, że są przyporządkowane zdjęciom, ale różnice między nimi nie były stałe. Potem doszedł do wniosku, że pokazują czas w godzinach, minutach i sekundach. Wyjął dziennik, w którym zapisywał co do minuty czas zrobienia każdego zdjęcia. Odkrył, że różnica między dwoma kolejnymi ciągami cyfr na zdjęciach odpowiadała różnicy w czasie ich pstryknięcia.
Odliczanie.
Odliczanie to zaczęło się od 1200