Fjällbacka. Camilla Lackberg
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg страница 6
Nagle morze przestało jej się wydawać dzikie, ale bardzo pragnęła poczuć stały ląd pod stopami. Gråskär już ją oczarowała. Odsunęła od siebie słowa staruchy. Wyspa Duchów. W tak pięknym miejscu nie może się czaić zło.
W nocy Annie znów je słyszała. Te same szepty i głosy co w dzieciństwie. Gdy się obudziła, zegar wskazywał trzecią. W pierwszej chwili nie wiedziała, co ją zbudziło. Po chwili usłyszała z dołu rozmowę, szuranie krzesłem. O czym rozmawiają zmarli? O tym, co się działo, zanim umarli, czy o tym, co się dzieje teraz, wiele lat później?
Czuła ich obecność zawsze, jak daleko sięgała pamięcią. Mama mówiła, że już w niemowlęctwie nagle zaczynała się śmiać i machać rączkami, jakby zobaczyła kogoś, kto dla innych był niewidzialny. W miarę jak dorastała, była coraz bardziej świadoma ich obecności. Jakiś głos, przemykający cień albo poczucie, że w pokoju ktoś jest. Ale i wtedy, i teraz wiedziała, że nie chcą jej zrobić nic złego. Długo leżała, nasłuchując głosów, w końcu ukołysały ją do snu.
Rano pamiętała to tak, jak się pamięta sen. Przygotowała śniadanie dla siebie i Sama, ale nie chciał jeść, choć dała mu jego ulubione płatki.
– Kochanie, proszę, chociaż łyżkę. Łyżeczkę – namawiała, ale nie przełknął ani jednej. Z westchnieniem odłożyła łyżkę. – Zrozum, musisz jeść. – Pogłaskała go po policzku.
Od tamtego czasu nie odezwał się nawet słowem, ale Annie odsuwała wszelkie obawy. Powinna mu dać czas, nie naciskać, być z nim. Z czasem wspomnienia się otorbią i wyprą je inne, nowe. Najlepiej zrobi mu pobyt na Gråskär, z dala od wszystkiego, bliskość skał, słońca i słonego morza.
– Wiesz co? Dajmy sobie spokój z jedzeniem i chodźmy się kąpać.
Nie odpowiadał, więc po prostu wzięła go na ręce i wyniosła na słońce. Potem go delikatnie rozebrała i zaniosła do wody, jakby był rocznym niemowlęciem, a nie dużym pięciolatkiem. Woda nie była zbyt ciepła, ale nie protestował. Przytuliła jego głowę do piersi. To dla niego najlepsze lekarstwo. Zostaną tu, dopóki burza nie ucichnie. Potem wszystko będzie jak dawniej.
– Myślałam, że wracasz dopiero w poniedziałek. – Annika zsunęła okulary na czubek nosa i patrzyła badawczo na Patrika. Przystanął w drzwiach jej pokoju, który był jednocześnie dyżurką.
– Erika mnie wygoniła. Powiedziała, że już nie może na mnie patrzeć. – Próbował się uśmiechnąć, ale tkwiło w nim jeszcze wspomnienie poprzedniego dnia i uśmiech nie objął oczu.
– Świetnie ją rozumiem – powiedziała Annika. W oczach miała ten sam smutek. Śmierć dziecka nie pozostawia nikogo obojętnym. Jej wrażliwość na dziecięcą krzywdę wzrosła jeszcze bardziej, odkąd się dowiedziała, że wkrótce przyleci do nich z Chin wytęskniona adoptowana córeczka.
– Dzieje się coś?
– Nie powiedziałabym. To co zwykle. Trzeci w tym tygodniu telefon od pani Strömberg. Zięć ją morduje. Złapaliśmy kilku małolatów na kradzieży w domu towarowym Hedemyrs.
– Innymi słowy jazda na całego.
– Tematem dnia jest zaproszenie. Mamy spróbować wspaniałości, jakie oferuje nowy ośrodek w Badis.
– Nie mam nic przeciwko temu. Mogę się poświęcić i pójść.
– Tak czy inaczej, cieszę się, że zrobiło się tam tak ładnie – powiedziała Annika. – Przedtem to była rudera. W każdej chwili mogła się zawalić.
– Tak, fajna sprawa, chociaż nie jestem pewien, czy interes się opłaci. Remont musiał kosztować majątek, ale czy ludzie będą tu przyjeżdżać do spa?
– Jeśli się okaże, że nie, to Erling będzie miał przechlapane. Według mojej koleżanki, która pracuje w gminie, poszło na to sporo kasy z gminnego budżetu.
– Wyobrażam sobie. A ile gadania o tym przyjęciu! Na to też pójdzie sporo kasy.
– Cały komisariat jest zaproszony, gdybyś nie wiedział. Trzeba się przygotować, pełna gala.
– Wszyscy wyszli? – Patrik zmienił temat. Nie bawiły go ani wieczorowe stroje, ani imprezy.
– Tak, oprócz Mellberga. Pewnie jak zwykle siedzi u siebie. Nic się nie zmieniło, ale on opowiada, że musiał wrócić do pracy wcześniej, ponieważ w komisariacie mogło dojść do katastrofy. Ale z tego, co mi mówiła Paula, wynika, że musiały poszukać innego rozwiązania, bo zanosiło się na to, że Leo już jako dziecko zostanie zawodnikiem sumo. Kroplą, która przelała czarę, było to, że pewnego dnia Rita wróciła do domu wcześniej i zastała Bertila przy miksowaniu na papkę hamburgera. Poszła do pracy i złożyła podanie o czasowe przejście na pół etatu.
– Żartujesz.
– Słowo daję. Dlatego my będziemy się z nim męczyć na cały etat. Chociaż Ernst się cieszy. Mellberg zostawiał go w komisariacie, gdy się zajmował małym, i psisko usychało z tęsknoty. Cały czas leżał na posłaniu i piszczał.
– To nawet dobrze, że wszystko jest jak zwykle – zauważył Patrik. Zanim wszedł do swojego pokoju, zaczerpnął tchu. Może praca pomoże mu zapomnieć o wydarzeniach poprzedniego dnia.
Chciałaby już nigdy nie wstawać. Chciałaby zostać w łóżku i przez okno patrzeć na niebo, raz błękitne, raz szare. Przez chwilę myślała, że wolałaby nawet znów być w szpitalu. Tam było jakoś łatwiej. Cicho i spokojnie. Wszyscy zachowywali się taktownie i delikatnie, mówili cicho, karmili i pomagali się umyć. W domu przeszkadzało jej wiele rzeczy. Odgłosy zabawy, krzyki dzieci odbijające się echem od ścian. Od czasu do czasu któreś z nich zaglądało do pokoju i patrzyło na nią wielkimi oczami. Miała wrażenie, że czegoś chcą, czegoś, czego nie mogła im dać.
– Anno, śpisz?
Dan. Wolałaby udawać, że śpi, ale wiedziała, że nie da się nabrać.
– Nie.
– Zrobiłem coś do jedzenia. Zupę pomidorową i grzanki z twarożkiem. Pomyślałem, że może zejdziesz i zjesz z nami. Dzieci się o ciebie dopytują.
– Nie.
– Nie… znaczy, że nie zejdziesz czy że nie będziesz jadła?
W jego głosie słyszała desperację, ale była nieporuszona. Nic już nie było w stanie jej poruszyć. W środku była zupełnie pusta. Niezdolna ani do płaczu, ani do złości.
– Nie.
– Musisz jeść. Musisz… – Głos mu się załamał. Z głośnym stuknięciem odstawił tacę na nocny stolik, zupa chlupnęła.
– Nie.
– Anno,