Fjällbacka. Camilla Lackberg
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg страница 36
– The Mole, też coś! – prychnęła pani. – The Mauler, dziewczyno. Gustafsson należy do światowej elity. Powinno się wiedzieć takie rzeczy. To należy do ogólnego wykształcenia.
Ruszyła do kuchni.
– Nastawiam kawę, napijecie się ze mną?
– Poprosimy – odparli chórem.
Picie kawy było nieodłączną częścią ich pracy, rozmów z ludźmi. Jeśli w ciągu dnia było ich więcej, wieczorem ciężko im się zasypiało.
Poszli za starszą panią do kuchni. Martin uzmysłowił sobie, że jeszcze się nie przedstawili.
– Przepraszam, ja jestem Martin Molin, a to Paula Morales. Jesteśmy z komisariatu w Tanumshede.
– Dagmar Hagelin – odparła starsza pani wesoło, stawiając na kuchence imbryk z wodą. – Siądźcie sobie przy kuchennym stole, tu jest przyjemniej. W dużym pokoju siedzę tylko wtedy, kiedy oglądam telewizję. Większość czasu spędzam tutaj.
Wskazała na podniszczony stół zawalony krzyżówkami. Szybko zebrała je na kupkę i położyła na parapecie.
– Gimnastyka dla szarych komórek. We wrześniu kończę dziewięćdziesiąt dwa lata, więc muszę ćwiczyć makówkę. W przeciwnym razie człowieka dopada demencja, i to szybciej, niż zdąży powiedzieć… eee, zapomniałam. – Roześmiała się z własnego żartu.
– Jak to się stało, że zainteresowała się pani MMA? – spytała Paula.
– Mój prawnuk trenuje ten sport i osiągnął już poziom mistrzowski. Wprawdzie nie jest to jeszcze UFC17, ale to tylko kwestia czasu, bo jest dobry i ma wolę walki.
– No tak, ale to jednak dość… niezwykłe – powiedziała Paula ostrożnie.
Dagmar nie odpowiedziała, zdjęła imbryk z kuchenki i postawiła na korkowej podstawce. Potem wyjęła trzy śliczne filiżaneczki z cieniutkiej porcelany, w różowy deseń, ze złotym brzeżkiem. Usiadła i dopiero nalewając kawę, odpowiedziała:
– Zawsze byliśmy sobie z Oscarem bliscy, więc zaczęłam chodzić na jego walki. No i się wciągnęłam. To nie do uniknięcia. W młodości byłam niezłą lekkoatletką i potrafię sobie wyobrazić, co się wtedy czuje.
Wskazała na zdjęcie wiszące na ścianie: przedstawiało młodą, atletycznie zbudowaną kobietę skaczącą nad poprzeczką.
– To pani? – spytał Martin z podziwem, usiłując znaleźć związek między młodą, szczupłą, choć muskularną kobietą ze skurczoną osóbką, którą miał przed sobą.
Chyba się domyśliła i uśmiechnęła się szeroko.
– Mnie też nie mieści się to w głowie. Najdziwniejsze, że w środku człowiek czuje się taki sam jak wtedy. Czasem jestem w szoku, kiedy spojrzę w lustro. Zastanawiam się, kim jest ta starsza pani.
– Długo uprawiała pani sport? – spytała Paula.
– Według dzisiejszych standardów niezbyt, chociaż na tamte czasy aż za długo. Wyszłam za mąż, musiałam zrezygnować ze sportu, bo trzeba było się zająć dziećmi i domem. Ale nie mam pretensji, takie były czasy, moja córka jest dobrym dzieckiem. Chce, żebym u niej zamieszkała, kiedy już nie będę sobie dawała rady z domem. Ona też już nie jest młoda, zimą skończy sześćdziesiąt trzy lata. Na pewno będziemy się dogadywać, mieszkając pod jednym dachem.
Martin wypił łyk kawy.
– To kawa luwak – powiedziała Dagmar, widząc, że mu smakuje. – Importuje ją mój najstarszy wnuk. Ziarna kawy zjedzone i wydalone przez cywety zbiera się, oczyszcza i pali. Nie jest to tania kawa, zwykle kosztuje około sześciuset koron za kilogram, ale, jak powiedziałam, Julius jest importerem. Dostaje ją za niższą cenę i co pewien czas daje mi trochę. Wie, że ją uwielbiam, bo lepszej kawy nie ma.
Martin spojrzał na nią z przerażeniem, ale w końcu wzruszył ramionami i wypił kolejny łyk. Nieważne, skąd pochodzi coś, co smakuje tak bosko. Po chwili stwierdził, że wystarczy tej konwersacji.
– Nie wiem, czy pani słyszała, co się stało – zmienił temat, nachylając się lekko. – Ale w tutejszym lesie została zamordowana dziewczynka.
– Słyszałam, powiedziała mi córka, kiedy wpadła – odparła Dagmar i spochmurniała. – Śliczna jasnowłosa dziewuszka, zawsze kręciła się jak fryga. Codziennie chodzę na długi spacer i często przechodzę koło obejścia Bergów. Najczęściej tam ją widywałam.
– A kiedy ostatnio? – spytał Martin, popijając kawę.
– Właśnie, kiedy to było? – Dagmar zaczęła się zastanawiać. – Wczoraj nie, ale dzień wcześniej tak. A więc w niedzielę.
– O której? – spytała Paula.
– Na spacer wychodzę zawsze przed południem, zanim zrobi się gorąco. Bawiła się wtedy na podwórku. Jak zwykle do niej pomachałam, a ona do mnie.
– A więc w niedzielę przed południem – powtórzył Martin. – Później już nie?
Pokręciła głową.
– Nie, wczoraj jej nie widziałam.
– A może zwróciła pani uwagę na coś innego? Coś odbiegającego od normy? Ważny może być każdy szczegół, nawet pozornie nieistotny.
Dopił kawę i ostrożnie odstawił delikatną, romantyczną filiżaneczkę, przy której jego dłoń wydawała się gruba i toporna.
– Niestety, nie przypominam sobie niczego, co mogłoby was zainteresować. Siedząc przy tym oknie, mam niezły ogląd sytuacji, ale nie wydaje mi się, żeby coś było inaczej niż zwykle.
– Gdyby pani jednak na coś wpadła, proszę się nie wahać, tylko do nas zadzwonić – dodała Paula i wstała. Spojrzała pytająco na Martina, a on kiwnął głową.
Położyła na stole wizytówkę i dosunęła krzesło.
– Dziękuję za kawę – powiedział Martin. – Była bardzo smaczna, a przy okazji było to niezwykłe doświadczenie.
– I właśnie o to chodzi – odparła starsza pani z uśmiechem.
Zerknął jeszcze raz na zdjęcie pięknej młodej kobiety w sportowym stroju: miała w oczach ten sam błysk co dziewięćdziesięciodwuletnia Dagmar. Taki sam jak Pia. Błysk świadczący o prawdziwej radości życia.
Delikatnie zamknął za sobą piękne stare drzwi.
Mellberg się wyprostował, siedział u szczytu stołu konferencyjnego. Przyszło zadziwiająco wielu
17
UFC – Ultimate Fighting Championship, amerykańska organizacja mieszanych sztuk walki.