Homo deus. Yuval Noah Harari
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Homo deus - Yuval Noah Harari страница 11
Zła wiadomość jest taka, że przyjemne doznania szybko słabną i wcześniej czy później zamieniają się w nieprzyjemne. Nawet strzelenie zwycięskiej bramki w finale mistrzostw świata nie gwarantuje dożywotniej rozkoszy. W rzeczywistości może być nawet tak, że po tym szczytowym doznaniu nastąpi już tylko zjazd po równi pochyłej. Podobnie, jeśli w ubiegłym roku dostałem w pracy nieoczekiwany awans, to mimo że mogę wciąż zajmować to nowe stanowisko, tamte bardzo przyjemne doznania, których doświadczałem, gdy mi o tym powiedziano, ulotniły się w ciągu paru godzin. Jeśli chcę znowu poczuć cudowność tamtych doznań, muszę otrzymać następny awans. I jeszcze następny. A jeśli nie dostanę awansu, może być i tak, że w końcu będę dużo bardziej zgorzkniały i zły, niż gdybym pozostał zwykłym pionkiem.
To wszystko wina ewolucji. Przez niezliczone pokolenia nasz system biochemiczny przystosowywał się do tego, by zwiększać szanse na przetrwanie i rozmnażanie, a nie na szczęście. Działania sprzyjające przetrwaniu i rozmnażaniu nasz system biochemiczny premiuje przyjemnymi doznaniami. Ale są to tylko ulotne chwyty reklamowe. Walczymy o pokarm i partnerów, aby uniknąć nieprzyjemnych doznań głodu i cieszyć się przyjemnym smakiem oraz zaznawać rozkoszy w trakcie szczytowania. Jednak ani miły smak, ani rozkoszny orgazm nie trwają zbyt długo i jeśli chcemy zaznawać ich ponownie, musimy znowu ruszać na poszukiwanie pokarmów i partnerów.
Pomyślmy, co mogłoby się stać, gdyby jakaś rzadka mutacja doprowadziła do powstania wiewiórki, która po zjedzeniu jednego orzecha cieszyłaby się nieustannym poczuciem zadowolenia. Pod względem technicznym można by właściwie czegoś takiego dokonać, zmieniając połączenia w mózgu wiewiórki. Kto wie, być może jakiejś szczęśliwej wiewiórce miliony lat temu taka rzecz faktycznie się przydarzyła. Ale nawet jeśli, to wiewiórka cieszyła się wyjątkowo szczęśliwym, ale i wyjątkowo krótkim życiem. Rozanielona zjedzonym orzechem wiewiórka nie troszczyłaby się bowiem o szukanie następnych orzechów, nie mówiąc o partnerach. Inne wiewiórki, które pięć minut po zjedzeniu orzecha znów czuły się głodne, miały znacznie większe szanse na przetrwanie i przekazanie genów kolejnemu pokoleniu. Dokładnie z tego samego powodu orzechy, które my, ludzie, staramy się zbierać – intratne posady, wielkie domy, atrakcyjni partnerzy – rzadko zadowalają nas na długo.
Ktoś może powiedzieć, że nie ma w tym nic złego, ponieważ to nie cel nas uszczęśliwia, lecz droga do niego. Wspinanie się na Mount Everest daje większą satysfakcję niż stanie na samym szczycie; flirtowanie i gra wstępna są bardziej podniecające niż szczytowanie; a prowadzenie przełomowych eksperymentów w laboratorium jest ciekawsze niż odbieranie pochwał i nagród. To jednak oznacza po prostu, że ewolucja kontroluje nas za pośrednictwem szerokiego wachlarza przyjemności. Czasem uwodzi nas doznaniami rozkoszy i spokoju, a w innych sytuacjach pobudza do działania elektryzującymi doznaniami uniesienia i radosnego podniecenia.
Kiedy jakieś zwierzę szuka czegoś, co zwiększa jego szanse na przetrwanie i rozmnażanie (na przykład pokarmu, partnerów albo statusu społecznego), jego mózg wytwarza doznania czujności i podekscytowania, które skłaniają to zwierzę do jeszcze większych wysiłków, ponieważ tak bardzo miły wydaje mu się ten stan. W ramach pewnego słynnego eksperymentu naukowcy podłączyli kilku szczurom do mózgów elektrody, umożliwiając im wywoływanie doznania ekscytacji przez zwykłe naciśnięcie specjalnej klapki. Kiedy szczurom dano do wyboru smaczne jedzenie i naciskanie klapki, okazało się, że wolą klapkę (trochę jak dzieci, które wolą raczej siedzieć przy grze komputerowej, niż przyjść na obiad). Szczury naciskały swój przycisk szczęścia bez końca, aż padały z głodu i wyczerpania36. Ludzie również wolą podekscytowanie związane z wyścigiem niż spoczywanie na laurach zwycięstwa. Tym jednak, co czyni ściganie się tak atrakcyjnym, są towarzyszące mu porywające doznania. Nikt by nie chciał wspinać się po górach, grać w gry komputerowe ani umawiać się na randki w ciemno, gdyby tego rodzaju działaniom towarzyszyły wyłącznie nieprzyjemne doznania stresu, rozpaczy lub nudy37.
Niestety ekscytujące doznania towarzyszące wyścigowi są równie przemijające jak błogie doznania towarzyszące zwycięstwu. Ani donżuan czerpiący radość z emocji przeżywanych w czasie przelotnego romansu, ani biznesmen znajdujący ją w obgryzaniu paznokci podczas obserwowania ruchu wskaźników giełdowych, ani gracz uwielbiający zabijać potwory na ekranie komputera – żaden z nich nie znajdzie zadowolenia we wspominaniu wczorajszych silnych wrażeń. Podobnie jak szczury, które bez końca wciskają swą klapkę, donżuani, rekiny biznesu i gracze codziennie potrzebują nowych bodźców. Co gorsza, również i w takich przypadkach oczekiwania przystosowują się do warunków, więc to, co wczoraj było wyzwaniem, dzisiaj zdecydowanie zbyt szybko staje się nudą. Być może kluczem do szczęścia nie jest zatem ani ściganie się, ani złoty medal, lecz raczej właściwe dobranie odpowiednich dawek podekscytowania i spokoju. Większość z nas jednak na ogół przeskakuje błyskawicznie od ekscytującego napięcia do poczucia nudy i z powrotem, i pozostaje równie nieusatysfakcjonowana w obu tych stanach.
Jeśli nauka ma rację i tym, co decyduje o szczęściu, jest nasz system biochemiczny, to jedynym sposobem, by zapewnić sobie trwałe zadowolenie, jest zmanipulowanie tego systemu. Zapomnijmy o wzroście gospodarczym, reformach społecznych i przewrotach politycznych: aby podnieść globalny poziom szczęścia, musimy pomajstrować przy ludzkiej biochemii. I właśnie to zaczęliśmy robić w ciągu paru ostatnich dziesięcioleci. Pięćdziesiąt lat temu z przyjmowaniem leków psychotropowych wiązało się silne piętno. Dzisiaj to piętno znikło. Trudno powiedzieć, czy to dobrze, czy źle, ale rosnący odsetek populacji regularnie przyjmuje leki psychotropowe, nie tylko w celu leczenia dręczących nas chorób psychicznych, lecz również po to, by lepiej radzić sobie z bardziej prozaicznym przygnębieniem i sporadyczną chandrą.
Na przykład coraz więcej uczniów zażywa stymulanty, takie jak metylofenidat. W 2011 roku 3,5 miliona amerykańskich dzieci przyjmowało leki na ADHD (zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi). W Wielkiej Brytanii ich liczba wzrosła z 92 tysięcy w 1997 roku do 786 tysięcy w 201238. Początkowo celem stosowania tych medykamentów było leczenie zaburzeń uwagi, ale dzisiaj takie lekarstwa przyjmują całkowicie zdrowe dzieci, by poprawić wyniki w szkole i sprostać rosnącym oczekiwaniom nauczycieli i rodziców39. Wiele osób protestuje przeciw temu i przekonuje, że problem leży raczej w systemie oświaty niż w dzieciach. Jeśli uczniowie uskarżają się na zaburzenia uwagi, stres i niskie oceny, to być może powinniśmy za to winić przestarzałe metody nauczania, przepełnione klasy i nienaturalnie szybkie tempo życia. Może powinniśmy modyfikować raczej szkoły niż dzieci? Ciekawą rzeczą jest przyjrzenie się, jak zmieniały się argumenty. Przez tysiąclecia ludzie kłócili się o metody edukacyjne. Czy to w starożytnych Chinach, czy w wiktoriańskiej Anglii, każdy miał swoją ulubioną metodę i zaciekle sprzeciwiał się wszelkim innym. Jednak wszyscy dotychczas zgadzali się co do jednego:
36
Oliver Turnbull, Mark Solms,
37
Mihaly Csikszentmihalyi,
38
Centers for Disease Control and Prevention [Centra Kontroli i Prewencji Chorób],
39
Nie ma wystarczających danych na temat nadużywania takich środków pobudzających przez dzieci w wieku szkolnym, natomiast w powstałym w 2013 roku opracowaniu podano, że od 5 do 15 procent amerykańskich studentów przynajmniej raz nielegalnie stosowało jakiś rodzaj tego typu środków: C. Ian Ragan, Imre Bard, Ilina Singh,