Homo deus. Yuval Noah Harari

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Homo deus - Yuval Noah Harari страница 15

Homo deus - Yuval Noah Harari

Скачать книгу

mieć mnóstwo rzeczy”. „Na przykład?” – dopytywaliśmy. „Nie wiem – powiedział. – Wszystko”. Nie brzmiało to jakoś szczególnie obiecująco. Zajęliśmy się ping-pongiem i przez kolejne tygodnie nabijaliśmy się ze śmiesznego pomysłu Ida. Było to mniej niż dwadzieścia pięć lat temu (licząc do chwili, gdy piszę te słowa). Kto wie, co się wydarzy za dwadzieścia pięć lat od teraz?

      Dlatego coraz więcej osób, organizacji, korporacji i rządów bardzo poważnie podchodzi do poszukiwania nieśmiertelności, szczęścia i boskich mocy. Firmy ubezpieczeniowe, fundusze emerytalne, systemy opieki zdrowotnej i ministerstwa finansów już teraz są przerażone, widząc skokowy wzrost średniej długości życia. Ludzie żyją o wiele dłużej, niż się spodziewano, i brakuje pieniędzy na wypłacanie im emerytur oraz na ich leczenie. W sytuacji, w której grozi nam, że wiek siedemdziesięciu lat będzie odpowiadał dotychczasowym czterdziestu, eksperci nawołują do podnoszenia wieku emerytalnego i do przebudowy całego rynku pracy.

      Kiedy ludzie zdają sobie sprawę, jak szybko pędzimy ku wielkiej niewiadomej, kiedy uświadamiają sobie, że nie mogą liczyć nawet na to, że zdążą umrzeć, nim do tej niewiadomej dotrzemy, chwytają się nadziei, że ktoś naciśnie na hamulec i spowolni ten pęd. Ale z kilku powodów na hamulec nacisnąć się nie da.

      Po pierwsze, nikt nie wie, gdzie taki hamulec się znajduje. Owszem, są eksperci orientujący się w tym, jak wygląda postęp w tej czy innej sferze, na przykład w zakresie prac nad sztuczną inteligencją, w nanotechnologii, w dziedzinie big data albo genetyki, jednak nikt nie jest ekspertem od wszystkiego. Nikt zatem nie jest w stanie połączyć wszystkich punktów i zobaczyć całego obrazu. Poszczególne dziedziny wpływają na siebie w tak złożony sposób, że nawet najtęższe umysły nie potrafią w pełni pojąć, jak przełom w pracach nad sztuczną inteligencją mógłby oddziaływać na nanotechnologię czy vice versa. Nikt nie potrafi wchłonąć całości najnowszych odkryć naukowych, nikt nie potrafi przewidzieć, w jaki sposób globalna gospodarka będzie wyglądała za dziesięć lat, i nikt nie ma pojęcia, dokąd w takim pośpiechu zmierzamy. A skoro nikt już nie rozumie całego tego systemu, to nikt nie potrafi go zatrzymać.

      Po drugie, jeśli jednak udałoby się nam zahamować, to nasza gospodarka runęłaby wraz z całym społeczeństwem. W jednym z dalszych rozdziałów wyjaśnię, dlaczego współczesna gospodarka potrzebuje nieustannego i nieograniczonego wzrostu, aby przetrwać. Jeśli ten wzrost kiedyś się zatrzyma, gospodarka nie ustabilizuje się w stanie jakiejś wygodnej równowagi, ale rozpadnie się na kawałki. Dlatego kapitalizm zachęca nas do poszukiwania nieśmiertelności, szczęścia i boskości. Liczba par butów, w których możemy chodzić w ciągu życia, jest ograniczona. Podobnie ograniczona jest liczba samochodów, których możemy używać, oraz liczba wakacji, na które możemy wyjechać. Gospodarka oparta na nieustannym wzroście potrzebuje nieskończonych projektów – właśnie takich, jak poszukiwanie nieśmiertelności, szczęścia i boskości.

      No dobrze, ale skoro faktycznie potrzebujemy nieskończonych projektów, to dlaczego nie zadowolić się szczęściem i nieśmiertelnością, a odsunąć na bok tę zatrważającą pogoń za superludzkimi mocami? Odpowiedź jest prosta: ponieważ ten ostatni cel jest nierozerwalnie związany z pierwszymi dwoma. Kiedy opracowujemy bioniczne nogi, które pozwalają paraplegikom znowu chodzić, to możemy również użyć tej samej technologii do udoskonalania ludzi zdrowych. Kiedy odkrywamy metody powstrzymywania utraty pamięci u osób starszych, te same terapie mogą poprawić pamięć młodych.

      Nie ma wyraźnej linii rozgraniczającej leczenie od doskonalenia. Medycyna prawie zawsze zaczyna od tego, że ratuje ludzi przed stanem poniżej normy, ale te same narzędzia i tę samą specjalistyczną wiedzę można następnie wykorzystać do tworzenia czegoś, co normę przewyższa. Viagra początkowo miała służyć do leczenia problemów z ciśnieniem krwi. Ku zaskoczeniu i radości Pfizera okazało się, że lek ten może również pomagać w walce z impotencją. Milionom mężczyzn pozwolił odzyskać normalne możliwości seksualne – ale dość szybko tych samych pigułek zaczęli używać mężczyźni, którzy w ogóle nie mieli problemów z impotencją, bo chcieli przekroczyć normę i zdobyć sprawność seksualną, jakiej nigdy wcześniej nie mieli46.

      Podobne mechanizmy rządzą całymi dziedzinami medycyny. Współczesna chirurgia plastyczna zrodziła się w czasie pierwszej wojny światowej, kiedy w szpitalu wojskowym w Aldershot Harold Gilles zaczął operować uszkodzenia twarzy47. Gdy wojna dobiegła końca, chirurdzy odkryli, że z użyciem tych samych technik można również przerabiać całkowicie zdrowe, ale szpetne nosy na ładniejsze. Chociaż chirurgia plastyczna nadal pomagała osobom chorym i rannym, coraz większą uwagę poświęcano doskonaleniu wyglądu osób zdrowych. Obecnie chirurdzy plastyczni zarabiają miliony w prywatnych klinikach, których jasnym i jedynym celem jest doskonalenie zdrowych oraz upiększanie bogatych48.

      Tak samo może być z inżynierią genetyczną. Już sobie wyobrażam głosy protestu, gdyby jakiś miliarder oświadczył, że zamierza zaprojektować i skonstruować sobie superinteligentne potomstwo. Ale prawdziwa historia potoczy się trochę inaczej – będzie przypominać jazdę po równi pochyłej. Na początku pojawią się takie sytuacje: potencjalni rodzice dowiadują się, że ich profil genetyczny powoduje wysokie ryzyko śmiertelnych chorób genetycznych u ewentualnych dzieci. Wobec tego dokonują zapłodnienia in vitro i sprawdzają DNA zapłodnionej komórki jajowej. Jeśli nie ma żadnych nieprawidłowości, to w porządku. Ale jeśli test DNA ujawnia groźne mutacje – zarodek zostaje zniszczony.

      Ale właściwie po co ryzykować i zapładniać tylko jedną komórkę jajową? Lepiej zapłodnić kilka, żeby nawet w sytuacji, gdyby trzy czy cztery były wadliwe, powstał przynajmniej jeden dobry zarodek. Gdyby uznano, że ta procedura selekcji in vitro jest do przyjęcia i gdyby okazała się wystarczająco tania, jej wykorzystanie mogłoby się rozpowszechnić. Mutacje to wszechobecne ryzyko. Każdy człowiek w swoim DNA nosi pewne szkodliwe mutacje i nie najlepsze wersje genów. Rozmnażanie drogą płciową to loteria. (Znana – i prawdopodobnie nieprawdziwa – anegdota opowiada o tym, jak w 1923 roku spotkali się laureat Nagrody Nobla Anatole France oraz piękna i utalentowana tancerka Isadora Duncan. Rozmawiając na temat popularnego wówczas ruchu eugenicznego, Duncan powiedziała: „Wyobraź sobie tylko dziecko, które by miało moją urodę i twój umysł!”. France miał jej odpowiedzieć: „Tak, ale wyobraź sobie dziecko, które by miało m o j ą urodę i  t w ó j umysł”). A jeśli tak, to czemu tej loterii nie oszukać? Zapłodnić kilka komórek jajowych i wybrać jedną o najlepszym połączeniu cech. Skoro badania nad komórkami macierzystymi pozwalają nam tworzyć tanim kosztem nieograniczony zapas ludzkich embrionów, to można sobie wybrać optymalne dziecko spośród setek kandydatów – a pamiętajmy, że wszystkie te zarodki mają DNA tych samych rodziców, wszystkie są absolutnie naturalne i żaden nie wymaga jakiejś futurystycznej inżynierii genetycznej. Wystarczy powtórzyć tę procedurę przez kilka pokoleń, a bez trudu dojdzie się w końcu do superludzi (albo jakiejś przyprawiającej o gęsią skórkę dystopii).

      Co jednak wówczas, gdy po zapłodnieniu nawet wielu komórek jajowych okaże się, że we wszystkich są jakieś śmiertelne mutacje? Czy należy zniszczyć wszystkie zarodki? Może dałoby się zastąpić te niewłaściwe geny innymi, dobrymi? Przełomowy w tej sprawie jest przypadek mitochondrialnego DNA. Mitochondria to maleńkie organelle (wydzielone struktury) wewnątrz ludzkich komórek, które produkują energię na ich potrzeby. Mają własny zestaw genów, który jest całkowicie oddzielny od DNA jądra komórkowego. Wadliwe mitochondrialne DNA prowadzi do różnych destrukcyjnych albo nawet

Скачать книгу


<p>46</p>

Meika Loe, The Rise of Viagra. How the Little Blue Pill Changed Sex in America, New York 2004.

<p>47</p>

Brian Morgan, Saints and Sinners. Sir Harold Gillies, „Bulletin of the Royal College of Surgeons of England” 95:6 (2013), s. 204–205; Donald W. Buck II, A Link to Gillies. One Surgeon’s Quest to Uncover His Surgical Roots, „Annals of Plastic Surgery” 68:1 (2012), s. 1–4.

<p>48</p>

Paolo Santoni-Rugio, A History of Plastic Surgery, Berlin – Heidelberg 2007; P. Nicolas Broer, Steven M. Levine, Sabrina Juran, Plastic Surgery. Quo Vadis? Current Trends and Future Projections of Aesthetic Plastic Surgical Procedures in the United States, „Plastic and Reconstructive Surgery” 133:3 (2014), s. 293e–302e.