Style radykalnej woli. Susan Sontag

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Style radykalnej woli - Susan Sontag страница 6

Автор:
Серия:
Издательство:
Style radykalnej woli - Susan  Sontag

Скачать книгу

bywa jed­nak po­moc­ne – to wła­śnie lu­dzie mają zwy­kle na my­śli, uwa­ża­jąc wypowiedź za praw­dzi­wą. Mowa po­tra­fi oświe­cić, przy­nieść ulgę, zdez­o­rien­to­wać, uwznio­ślić, za­ra­zić, wzbu­dzić wro­gość, na­gro­dzić, spra­wić przy­krość, oszo­ło­mić, oży­wić. Choć ję­zy­ka czę­sto uży­wa się po to, by po­bu­dzić do dzia­ła­nia, nie­któ­re wy­po­wie­dzi, czy to pi­sem­ne, czy ust­ne, same mają funk­cję per­for­ma­tyw­ną (na przy­kład zło­że­nie obiet­ni­cy, rzu­ce­nie klą­twy, oświad­cze­nie woli). Może na­wet czę­ściej, niż żeby spo­wo­do­wać ak­cję, mowy uży­wa się rów­nież w celu wy­wo­ła­nia od­po­wie­dzi. Lecz mowa ma tak­że moc uci­sza­nia. To ja­sne: sys­tem ję­zy­ka nie mógł­by ist­nieć bez wła­sne­go prze­ci­wień­stwa – ci­szy. Poza tym, że sta­no­wi ona dia­lek­tycz­ną opo­zy­cję mowy, ci­szę – tak jak i mowę – moż­na wy­ko­rzy­sty­wać tak­że na inne, bar­dziej kon­kret­ne i mniej oczy­wi­ste spo­so­by.

      Po­słu­gi­wa­nie się ci­szą czę­sto bywa dzia­ła­niem o cha­rak­te­rze ma­gicz­nym czy mi­me­tycz­nym w re­pre­syj­nych re­la­cjach mię­dzy ludź­mi, jak w przy­pad­ku za­sad od­zy­wa­nia się do prze­ło­żo­nych w za­ko­nach je­zu­ic­kich albo pod­czas dys­cy­pli­no­wa­nia dzie­ci. (Nie na­le­ży tego my­lić z klasz­tor­ną prak­ty­ką nie­któ­rych za­ko­nów, na przy­kład tra­pi­stów, w któ­rej mil­cze­nie jest ak­tem asce­zy, a za­ra­zem świad­czy o po­czu­ciu cał­ko­wi­tej „peł­ni”).

      Inne, dia­me­tral­nie róż­ne wy­ko­rzy­sta­nie ci­szy: mil­cze­nie świad­czy o kom­plet­no­ści idei. Jak to ujął Karl Ja­spers, „Kto osta­tecz­nie po­siadł praw­dę, nie może z in­ny­mi na­praw­dę roz­ma­wiać – zry­wa praw­dzi­we po­ro­zu­mie­nie na rzecz tre­ści swej wia­ry”13.

      Jesz­cze je­den spo­sób uży­cia ci­szy: daje ona czas na do­pra­co­wa­nie lub prze­ba­da­nie ja­kiejś my­śli. Mowa koń­czy myśl. (Przy­kład: dzia­łal­ność kry­ty­ka, któ­ry za nic nie po­tra­fi się po­wstrzy­mać przed wy­ra­ża­niem są­dów o da­nym ar­ty­ście – że jest taki czy owa­ki itp.). Je­śli ktoś jed­nak uzna, że myśl nie jest za­koń­czo­na, to nie bę­dzie. Tak pew­nie wy­ja­śnić moż­na eks­pe­ry­men­ty z mil­cze­niem, do­bro­wol­nie po­dej­mo­wa­ne przez nie­któ­rych współ­cze­snych gi­gan­tów du­cha, ta­kich jak Buck­min­ster Ful­ler; stąd chy­ba bie­rze się tak­że pe­wien ele­ment mą­dro­ści w ską­d­inąd au­to­ry­tar­nym fi­li­ster­skim mil­cze­niu kla­sycz­ne­go freu­dow­skie­go psy­cho­ana­li­ty­ka. Mil­cze­nie po­zo­sta­wia spra­wy „otwar­ty­mi”.

      I jesz­cze je­den spo­sób wy­ko­rzy­sta­nia ci­szy: moż­na za jej po­mo­cą wspo­móc mowę, by sta­ła się moż­li­wie spój­na i po­waż­na. Każ­dy na pew­no wie, że sło­wa prze­ry­wa­ne dłu­gi­mi pau­za­mi zy­sku­ją więk­szy cię­żar – sta­ją się wręcz na­ma­cal­ne. Po­nad­to, gdy mówi się mniej, za­czy­na się peł­niej od­czu­wać wła­sną fi­zycz­ną obec­ność w da­nym miej­scu. Mil­cze­nie za­po­bie­ga „złej mo­wie”, przez któ­rą ro­zu­miem mowę zdy­stan­so­wa­ną – od­dzie­lo­ną od cia­ła (a za­tem i uczuć), po­zba­wio­ną na­tu­ral­ne­go związ­ku z kon­kret­nym, obec­nym w okre­ślo­nych miej­scu, cza­sie i sy­tu­acji mó­wią­cym. Mowa odłą­czo­na od cia­ła de­ge­ne­ru­je się. Sta­je się fał­szy­wa, pu­sta, zu­bo­ża­ła, nie­waż­ka. Ci­sza może za­ha­mo­wać lub cof­nąć ten pro­ces – za­pew­nia ro­dzaj ba­la­stu i czu­wa nad ję­zy­kiem lub wręcz go ko­ry­gu­je, gdy sta­je się nie­au­ten­tycz­ny.

      Bio­rąc pod uwa­gę wszyst­kie te zja­wi­ska, któ­re za­gra­ża­ją au­ten­tycz­no­ści ję­zy­ka (au­ten­tycz­ność nie za­le­ży od tre­ści po­szcze­gól­nych zdań lub ich grup, lecz od re­la­cji mię­dzy mó­wią­cym a wy­po­wie­dzią i sy­tu­acją), teo­re­tycz­ny pro­jekt ja­sne­go mó­wie­nia wszyst­kie­go, „co się da po­wie­dzieć”, któ­ry przed­sta­wia Wit­t­gen­ste­in, wy­glą­da na za­trwa­ża­ją­co skom­pli­ko­wa­ny. (Ile cza­su ma czło­wiek? Czy trze­ba mó­wić szyb­ko?) Hi­po­te­tycz­ny, wy­my­ślo­ny przez fi­lo­zo­fa świat ja­snej mowy (w któ­rym mil­cze­nie jest je­dy­nie tym, „o czym nie moż­na mó­wić”14) był­by kosz­ma­rem ety­ka lub psy­chia­try, a na pew­no ob­sza­rem, na któ­ry nie na­le­ży się bez­tro­sko za­pusz­czać. Czy rze­czy­wi­ście kto­kol­wiek chciałby po­wie­dzieć wszyst­ko, „co­kol­wiek da się po­wie­dzieć”? Wy­da­wa­ło­by się, że wia­ry­god­na psy­cho­lo­gicz­nie od­po­wiedź brzmi „nie”. Lecz od­po­wiedź twier­dzą­ca tak­że jest praw­do­po­dob­na w świe­tle co­raz po­pu­lar­niej­szych ide­ałów no­wo­cze­snej kul­tu­ry. Bo czy wie­lu lu­dzi tego dziś wła­śnie nie pragnie – po­wie­dzieć wszyst­ko, co­kol­wiek da się po­wie­dzieć? Ta­kie­go za­mie­rze­nia nie spo­sób jed­nak pie­lę­gno­wać, nie po­pa­da­jąc w kon­flikt we­wnętrz­ny. Kie­ru­jąc się po czę­ści upo­wszech­nia­ją­cy­mi się ide­ała­mi psy­cho­te­ra­pii, lu­dzie chcą po­wie­dzieć „wszyst­ko” (jed­nym ze skut­ków tego pra­gnie­nia jest jesz­cze moc­niej­sze za­tar­cie gra­nic mię­dzy tym, co pu­blicz­ne, a tym, co pry­wat­ne, mię­dzy in­for­ma­cją a ta­jem­ni­cą). Jed­nak­że w prze­lud­nio­nym świe­cie, po­łą­czo­nym glo­bal­ną sie­cią ko­mu­ni­ka­cji elek­tro­nicz­nej i lot­ni­czej, któ­ra za­cho­dzi zbyt szyb­ko i gwał­tow­nie, by nor­mal­ny czło­wiek zdo­łał się z nią oswo­ić, dal­sze roz­prze­strze­nia­nie się mowy i ob­ra­zów za­czy­na na­pa­wać nas od­ra­zą. Roz­ma­ite czyn­ni­ki, ta­kie jak nie­ogra­ni­czo­na „re­pro­duk­cja tech­nicz­na”, nie­mal cał­ko­wi­te upo­wszech­nie­nie się sło­wa dru­ko­wa­ne­go, mowy i ob­ra­zów (od „new­sów” po „dzie­ła sztu­ki”) oraz de­ge­ne­ra­cja pu­blicz­ne­go ję­zy­ka po­li­ty­ki, re­kla­my i roz­ryw­ki, po­skut­ko­wa­ły – przy­naj­mniej wśród le­piej wy­kształ­co­nych człon­ków no­wo­cze­sne­go spo­łe­czeń­stwa ma­so­we­go – de­wa­lu­acją ję­zy­ka. (Wbrew McLu­ha­no­wi ob­sta­ję przy twier­dze­niu, że de­wa­lu­acja mocy i wia­ry­god­no­ści ob­ra­zów jest rów­nie głę­bo­ka – i za­sad­ni­czo po­dob­na – jak ta, któ­ra do­tknę­ła ję­zyk). Wraz z upad­kiem pre­sti­żu ję­zy­ka ro­śnie pre­stiż mil­cze­nia.

      Od­no­szę się tu do so­cjo­lo­gicz­ne­go aspek­tu do­strze­gal­nej dziś am­bi­wa­len­cji w po­dej­ściu do ję­zy­ka. Pro­blem jest jed­nak oczy­wi­ście znacz­nie głęb­szy. Poza spe­cy­ficz­ny­mi czyn­ni­ka­mi so­cjo­lo­gicz­ny­mi na­le­ży tak­że wziąć pod uwa­gę od­wiecz­ne roz­cza­ro­wa­nie ję­zy­kiem, obec­ne w każ­dej więk­szej cy­wi­li­za­cji Wscho­du i Za­cho­du, w któ­rej myśl, po osią­gnię­ciu od­po­wied­nio wy­so­kie­go po­zio­mu zło­żo­no­ści i po­wa­gi du­cho­wej, sta­ła się źró­dłem udręki.

      Tra­dy­cyj­nie roz­cza­ro­wa­nie ję­zy­kiem uwi­dacz­nia­ło się w słow­ni­ku re­li­gij­nym opar­tym na me­ta­ab­so­lut­nych

Скачать книгу