Style radykalnej woli. Susan Sontag

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Style radykalnej woli - Susan Sontag страница 7

Автор:
Серия:
Издательство:
Style radykalnej woli - Susan  Sontag

Скачать книгу

się prze­ciw su­che­mu, po­szu­flad­ko­wa­ne­mu ży­ciu zwy­kłe­go umy­słu, ar­ty­sta wzy­wa do od­no­wie­nia ję­zy­ka. Spo­ra część współ­cze­snej sztu­ki kie­ru­je się dą­że­niem do oczysz­cze­nia świa­do­mo­ści ze ska­żo­ne­go ję­zy­ka oraz – w pew­nych przy­pad­kach – ze znie­kształ­ceń, któ­re po­wsta­ją, gdy świat po­strze­ga się wy­łącz­nie w kon­wen­cjo­nal­nych ka­te­go­riach słów (to zna­czy w ka­te­go­riach „ra­cjo­nal­nych” i „lo­gicz­nych”, by po­słu­żyć się tymi po­ję­cia­mi w ich naj­uboż­szym zna­cze­niu). Sztu­ka sta­je się ro­dza­jem kontr­ata­ku – usi­łu­je wy­rwać świa­do­mość ze szpo­nów mar­twych, nie­ru­cho­mych słów, pro­po­nu­jąc ro­dzaj „mowy zmy­sło­wej”.

      Od­kąd sztu­ka prze­ję­ła pro­blem ję­zy­ka po dys­kur­sie re­li­gij­nym, roz­cza­ro­wa­nie ję­zy­kiem jesz­cze wzro­sło. Nie cho­dzi tyl­ko o to, że sło­wa nie przy­sta­ją do naj­wyż­szych ce­lów świa­do­mo­ści czy wręcz prze­szka­dza­ją w ich osią­gnię­ciu. To roz­cza­ro­wa­nie ma dwie przy­czy­ny: bra­ku­je nam słów i mamy ich zbyt wie­le. Sztu­ka wska­zu­je dwie ułom­no­ści ję­zy­ka: sło­wa są zbyt to­por­ne. Za­ra­zem są zbyt ener­gicz­ne – wpro­wa­dza­ją świa­do­mość w stan nad­mier­nej ak­tyw­no­ści, któ­ry nie tyl­ko nie po­zwa­la jej funk­cjo­no­wać, sta­jąc na prze­szko­dzie uczu­ciom i dzia­ła­niom, lecz tak­że otę­pia umysł i znie­czu­la zmy­sły.

      Ję­zyk zo­sta­je spro­wa­dzo­ny do sta­tu­su wy­da­rze­nia. Wy­da­rze­nie za­cho­dzi w cza­sie – wy­po­wiedź ist­nie­je w re­la­cji do tego, co było przed nią i co bę­dzie po niej: do ci­szy. Za­tem ci­sza po­prze­dza mowę, a za­ra­zem jest skut­kiem lub ce­lem jej pra­wi­dło­we­go wy­ko­rzy­sta­nia. Zgod­nie z tym mo­de­lem dzia­łal­ność ar­ty­sty po­le­ga na two­rze­niu lub wy­ko­rzy­sty­wa­niu ci­szy. Sku­tecz­ne dzie­ło sztu­ki po­zo­sta­wia po so­bie ci­szę. Ci­sza, le­kar­stwo prze­pi­sy­wa­ne przez ar­ty­stę, sta­je się jed­nym ze środ­ków uzdra­wia­nia na­szej per­cep­cji i kul­tu­ry. Jest to ra­czej te­ra­pia szo­ko­wa niż pró­ba per­swa­zji. Może się jej pod­jąć na­wet ar­ty­sta pra­cu­ją­cy przy uży­ciu sło­wa, ję­zyk daje się bo­wiem ujarz­mić za po­mo­cą ję­zy­ka i moż­na nim wy­ra­żać mil­cze­nie. We­dług Mal­lar­mégo do za­dań po­ety na­le­ży oczysz­cza­nie za­śmie­co­nej sło­wa­mi rze­czy­wi­sto­ści za po­mo­cą słów – ję­zyk po­wi­nien ota­czać rze­czy mil­cze­niem. Sztu­ka musi do­ko­nać nań zma­so­wa­ne­go ata­ku, po­słu­gu­jąc się wła­śnie sa­mym ję­zy­kiem i jego od­po­wied­ni­ka­mi, aby wspo­móc ci­szę.

      14

      Ra­dy­kal­na kry­ty­ka świa­do­mo­ści (upra­wia­na naj­pierw w ło­nie tra­dy­cji mi­stycz­nej, a dziś przez nie­kla­sycz­ną psy­cho­te­ra­pię i wy­bit­ną sztu­kę mo­der­ni­stycz­ną) za­wsze w osta­tecz­nym ra­chun­ku obar­cza winą ję­zyk. Świa­do­mość, od­czu­wa­na jako jarz­mo, skła­da się z pa­mię­ci wszyst­kich wy­po­wie­dzia­nych słów.

      Kri­sh­na­mur­ti uwa­ża, że na­le­ży od­rzu­cić pa­mięć psy­cho­lo­gicz­ną i sku­pić się na pa­mię­ci fak­tów. W prze­ciw­nym wy­pad­ku nowe bę­dzie­my wy­peł­niać sta­rym, re­du­ku­jąc ko­lej­ne do­świad­cze­nia do daw­nych.

      Mu­si­my prze­rwać cią­głość (ce­chę pa­mię­ci psy­cho­lo­gicz­nej), do­cie­ra­jąc do sa­me­go koń­ca każ­dej emo­cji lub my­śli.

      A gdy już nam się to uda, na pe­wien czas na­sta­nie ci­sza.

      15

      W Ele­gii czwar­tej du­inej­skiej Ril­ke me­ta­fo­rycz­nie uka­zu­je pro­blem ję­zy­ka i przed­sta­wia spo­sób na to, by do­trzeć tak bli­sko ho­ry­zon­tu mil­cze­nia, jak to moż­li­we. Aby się „opróż­nić”, trze­ba naj­pierw po­jąć, cze­go jest się „peł­nym” – ja­kie sło­wa i me­cha­ni­zmy ste­ru­ją nami ni­czym lal­ką. Do­pie­ro wów­czas ob­ja­wia się bie­gu­no­we prze­ci­wień­stwo owej lal­ki – „anioł”15, po­stać rów­nie nie­ludz­ka, jak ona sama, któ­ra re­pre­zen­tu­je „wyż­szą” zdol­ność bez­po­śred­nie­go po­za­ję­zy­ko­we­go po­zna­nia. Isto­ty ludz­kie, nie­bę­dą­ce ani lal­ka­mi, ani anio­ła­mi, po­zo­sta­ją w kró­le­stwie ję­zy­ka. Lecz by móc po­zna­wać na­tu­rę, rze­czy, in­nych lu­dzi i ma­te­rię zwy­czaj­ne­go ży­cia ina­czej niż z ułom­nej per­spek­ty­wy wi­dza, trze­ba na po­wrót oczy­ścić ję­zyk. Jak pi­sze Ril­ke w Dzie­wią­tej ele­gii du­inej­skiej, od­ku­pie­nie ję­zy­ka (in­ny­mi sło­wy, od­ku­pie­nie świa­ta przez jego in­te­rio­ry­za­cję w świa­do­mo­ści) jest dłu­gim, żmud­nym za­da­niem. Lu­dzie upa­dli tak ni­sko, że mu­szą je roz­po­cząć od naj­prost­sze­go aktu ję­zy­ko­we­go: nada­wa­nia rze­czom nazw. Być może cały zde­ge­ne­ro­wa­ny dys­kurs przy­słu­ży się jesz­cze tyl­ko temu jed­ne­mu naj­mniej­sze­mu ce­lo­wi. Nie­wy­klu­czo­ne, że ję­zyk bę­dzie mu­siał ule­gać sta­łej re­duk­cji. Na­wet gdy du­cho­wy pro­jekt ogra­ni­cze­nia funk­cji ję­zy­ka do nada­wa­nia nazw zo­sta­nie udo­sko­na­lo­ny, dzię­ki cze­mu być może uda się od­zy­skać ję­zyk dla am­bit­niej­szych ce­lów, wciąż trze­ba się bę­dzie wy­strze­gać wszel­kich dzia­łań gro­żą­cych wy­ob­co­wa­niem się świa­do­mo­ści od sa­mej sie­bie.

      We­dług Ril­ke­go po­ko­na­nie alie­na­cji świa­do­mo­ści jest moż­li­we i wbrew ra­dy­kal­nej mi­to­lo­gii mi­sty­ków nie trze­ba w tym celu cał­ko­wi­cie wy­kra­czać poza ję­zyk. Wy­star­czy znacz­nie ogra­ni­czyć za­kres i spo­sób jego wy­ko­rzy­sty­wa­nia. By móc przy­stą­pić do po­zor­nie tyl­ko pro­ste­go aktu nada­wa­nia nazw, po­trze­ba głę­bo­kie­go du­cho­we­go przy­go­to­wa­nia (któ­re jest prze­ci­wień­stwem „alie­na­cji”). Po­le­ga ono na oczysz­cza­niu i sub­tel­nym wy­ostrza­niu zmy­słów. (To pro­ces po­stę­pu­ją­cy w od­wrot­nym kie­run­ku niż „sys­te­ma­tycz­ne roz­prę­że­nie wszyst­kich zmy­słów”, po­stu­lo­wa­ne w ra­mach wy­wro­to­wych pla­nów o za­sad­ni­czo po­dob­nych ce­lach i prze­nik­nię­tych jed­na­ko­wą wro­go­ścią wo­bec wer­bal­no-ra­cjo­nal­nej kul­tu­ry).

      Roz­wią­za­nie Ril­ke­go leży gdzieś po­mię­dzy wy­ko­rzy­sta­niem stę­pio­ne­go ję­zy­ka – pry­mi­tyw­nej, so­lid­nie ugrun­to­wa­nej in­sty­tu­cji kul­tu­ral­nej – a rzu­ce­niem się w sa­mo­bój­czy wir cał­ko­wi­te­go mil­cze­nia. Lecz do pro­po­no­wa­ne­go prze­zeń kom­pro­mi­su, po­le­ga­ją­ce­go na zre­du­ko­wa­niu ję­zy­ka do funk­cji nada­wa­nia nazw, dojść moż­na tak­że w inny spo­sób. Wy­star­czy po­rów­nać ła­god­ny no­mi­na­lizm Ril­ke­go (w wer­sji, w ja­kiej go przed­sta­wił i sto­so­wał Fran­cis Pon­ge) z bru­tal­nym no­mi­na­li­zmem wie­lu in­nych ar­ty­stów. Le­piej nam zna­ne

Скачать книгу