Błoto słodsze niż miód. Małgorzata Rejmer

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Błoto słodsze niż miód - Małgorzata Rejmer страница 7

Błoto słodsze niż miód - Małgorzata Rejmer Sulina

Скачать книгу

i matematyki, a sam wprawiałem się w gotowaniu i sprzątaniu. Nie mieliśmy pojęcia o życiu, wiedzieliśmy tylko, że musimy uważać na siebie i innych. Gdybyśmy popełnili jakikolwiek błąd, mielibyśmy wielkie kłopoty.

      Tak jak inni nauczyciele Stefan też zaganiał uczniów na wzgórza, by w pocie czoła układali slogany z kamieni:

      „Marks Engels Lenin Stalin”.

      „Chwała partii”.

      „Niech żyje Enver Hoxha”.

      „Chwała marksizmowi i leninizmowi”.

      Jak największe kamienie, pięknie pobielone wapnem, doglądane, pilnowane, żeby wszyscy widzieli, żeby nikt nie odważył się zapomnieć. Stefan starał się, organizował i nie wątpił, aż w końcu partia doceniła jego zaangażowanie i pozwoliła mu iść na studia.

      Wykazując niezmiennie słuszną postawę, po studiach Stefan został dyrektorem biblioteki w Gjirokastrze. Jeśli kogoś aresztowano, on wraz z zespołem musiał zakasać rękawy i usunąć wszelkie wzmianki dotyczące nowo mianowanego wroga. Imię zdrajcy wymazywano z książek i gazet, twarz wydrapywano, wróg był pozbawiany przeszłości i zamieniał się w zjawę bez kształtu albo znikał całkowicie, jakby nigdy nie istniał.

      Taka była wola partii, nikt nie ośmielał się jej sprzeciwić. Stefan był tym bardziej skrupulatny, że znał pewnego dziennikarza z Tirany, którego wzięło na pisanie wierszy. W jednym porównał kraj do kaktusa i wkrótce musiał pożegnać się z Tiraną, a przywitać z Gjirokastrą. To dało Stefanowi do myślenia.

      Podobnie jak historia jego kuzyna, którego zatrudnił, żeby pomóc nieborakowi ze złą biografią – jego ojciec w czasach króla Zoga był właścicielem fabryki. Wszyscy wokół cierpliwe czekali, aż kuzyn wypowie zdanie, które pomoże go zniszczyć.

      Pewnego razu koledzy z pracy rozmawiali o alkoholach i kuzyn rzucił:

      – Słyszałem, że koniak Metaxa jest niezły.

      Ale to było ciut mało.

      Zatem koledzy donieśli:

      – Powiedział, że koniak Metaxa jest znacznie lepszy niż albańskie koniaki, a następnie zawołał: „Jeśli my dojdziemy do władzy, powiesimy wszystkich komunistów!”.

      Nawet prokurator wiedział, że koledzy dosztukowali komunistów na potrzeby donosu, ale skoro było zlecenie, nie zaszkodziło kuzyna posadzić.

      – Biedak spędził w więzieniu siedem lat – kiwa głową Stefan. – Od tamtej pory odwiedzałem jego rodzinę tylko w nocy. Gdyby ktoś zobaczył, że wchodzę do ich domu, miałbym kłopoty.

Napisy na balkonach budynku:„Albania – niepokonana twierdza socjalizmu”

      Komunizm nic innego nie robił, tylko się budował: rękami socjalistycznego człowieka i rękami więźniów politycznych. Pod koniec lat pięćdziesiątych Albania kwitła głównie dzięki pieniądzom pożyczonym od Związku Radzieckiego – nowe fabryki włókiennicze, nowe fabryki konserw, nowe hydroelektrownie, nowa albańska potęga. Wrogowie ludu zmazywali winy, osuszając bagna, władza odnotowywała wielkie postępy w walce z komarem malarycznym. To, co dawniej kojarzyło się z chorobą i niebezpieczeństwem, zamieniło się w pola uprawne, których górzystej Albanii zawsze brakowało. Wielkie sukcesy małego, dzielnego narodu.

      Ci, do których drzwi nie pukało Sigurimi, wierzyli, że władza komunistyczna jest najlepszym, co spotkało ich kraj. Obszarnicy dogorywali w więzieniach, ziemia trafiła w ręce ludu, a że właśnie z powrotem zabierała ją kolektywizacja – trudno, najwidoczniej w słusznym celu, kto zaś jest innego zdania, niech uważa, co myśli. Drobne przeciwności, jak niedostatek jedzenia, kiedyś w końcu uda się pokonać. Nowy człowiek umiał czytać i pisać, więc wiedział z gazet o nieprzerwanym paśmie sukcesów.

      Tymczasem władza donosiła o fali rewizjonizmu pochłaniającej Związek Radziecki, o tym, że wielki brat zwątpił w mądrą myśl Stalina, że zdradził sojusznika i teraz klepie po plecach najgorszych albańskich wrogów. Na szczęście Albania otworzyła już ramiona, by przyjąć w braterskim uścisku Chiny – one są socjalistyczne jak trzeba i nie szczędzą pomocy. W latach sześćdziesiątych napływa waluta marksistowskiego smoka, albańskie kobiety chińskimi traktorami orzą albańską ziemię, chińscy robotnicy nucą albańskie piosenki, chińsko-albańskie dłonie zwierają się w uścisku.

      I dopóki chiński brat podpiera Albanię, kraj jeszcze stoi prosto, jeszcze można wierzyć w komunistyczny postęp, jeszcze można mieć szczęśliwe złudzenia. Ale kolektywizacja już zaczyna odbijać się czkawką, produkcja przemysłowa się potyka, wskaźniki ekonomiczne idą w dół, coraz więcej trzeba mieć inwencji, przepisując statystyki.

      Dlatego w górę idą zaciśnięte pięści, gardła tym głośniej krzyczą na chwałę, parady maszerują, sukcesy triumfują, usta śpiewają, dzieci machają, starsi popłakują, trąbki, grzmoty, werble, piania i wiwaty! Jak się nam ojczyzna rozwinęła, jak się nam młodzież wyedukowała, jak nam wszyscy ogromnie zazdroszczą! A kto nie wierzy? Kto ma odwagę zejść z albańskiej drogi do szczęścia?

Toast na każdą okazję:„Partia żyje i będzie żyła wiecznie!”

      – Kiedy zostałem dyrektorem teatru w Gjirokastrze, skierowano mnie na front moralności, żebym uczył ludzi dyscypliny w życiu prywatnym. Pewnego dnia przyszedł staruszek z kobieciną, lamentowali, że jeden z aktorów regularnie bije ich córkę, a swoją żonę, tak że dziewczyna musi uciekać do rodziców. Wezwałem aktora na dywanik, obsztorcowałem, pouczyłem: „Zachowuj się, bo cię wywalimy!”. Czy miał jakiś wybór? Bezrobotny nie znalazłby tak łatwo pracy, trafiłby do więzienia, a tam nie miałby nawet lustra, żeby na siebie pokrzyczeć. Tak partia dbała o moralność obywateli. Naprawdę byliśmy jej wdzięczni. Wierzyliśmy w socjalizm.

      Przy stole pierwszy toast brzmiał zawsze: „Niech żyje partia i rządzi wiecznie!”. W każdym mieszkaniu patrzył na domowników z portretu Enver Hoxha. Ja sam miałem i portret, i popiersie wodza. Ale kiedy odzyskaliśmy wolność, zaraz je zniszczyłem. Teraz żałuję, miałbym ciekawą pamiątkę z przeszłości.

      Gdy w komunistycznej Albanii kobiety dźwigały ciężarne brzuchy, czasami ludzie pytali je: „Wolałybyście chłopca czy dziewczynkę?”. Kobiety odpowiadały: „Cokolwiek partia nam da!”. No, może nie zawsze tak odpowiadały, ale zdarzało się.

      Bo partia znaczyła więcej niż Bóg. Bóg nie istniał. A nawet jeśli istniał, to był wszechmocny tylko w teorii, a partia była wszechmocna w praktyce. Bóg nie potrafił zniszczyć partii, ale partia potrafiła zniszczyć Boga. Mieliśmy w domu ikonę Jezusa i czasami zapalaliśmy przed nią świeczkę, ale w ukryciu, bo wiedzieliśmy: w tym kraju nawet ojciec donosi na syna.

      Kiedy organizowaliśmy w Gjirokastrze festiwal muzyki ludowej, wiedzieliśmy, że pierwsza piosenka musi zawsze sławić Envera Hoxhę. I musi być dobra! Melodyjna i chwytliwa, tak żeby zachwyciła naszego przywódcę. W przeciwnym razie mielibyśmy kłopoty. W radiu słuchaliśmy tylko muzyki ludowej, przemówień polityków albo muzyki klasycznej. Nawet jeśli ktoś wiedział coś o rocku, to się nie chwalił, żeby nie złamać sobie życia.

      Pierwszy raz zobaczyłem telewizor w 1967 roku u przyjaciela,

Скачать книгу