W Trójkącie Beskidzkim. Hanna Greń
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу W Trójkącie Beskidzkim - Hanna Greń страница 26
– Całkiem zgrabna historyjka – pochwalił, nie spuszczając wzroku z policjantki. – Wszystko jasne, proste i logiczne, szkoda tylko, że kompletnie bez sensu. Załóżmy jednak hipotetycznie, że postanowiłem zabić Bielawę, bo mi zagrażała. Przez wiele lat próbowaliście udowodnić mi łamanie prawa, zresztą bez większych rezultatów, ale od trzech lat, kiedy to zredukowałem działalność do minimum, sami przyznajecie, że moje przedsięwzięcia są całkowicie legalne. Czyli ta kompromitująca mnie informacja musiałaby dotyczyć minionego okresu. W takim razie dlaczego dopiero teraz Bielawa zaczęła mnie szantażować?
– Mogła zacząć wcześniej i w końcu się pan wkurzył.
– Pani komisarz! Czy ja wyglądam na kogoś, kto pozwala się szantażować? Sama pani nie wierzy w to, co mówi!
Musiała przyznać mu rację. Z nim nie przeszedłby taki numer. Wiedziała o tym, wysuwając tę supozycję. Uważała jednak, że musi wspomnieć o takiej możliwości. Jego pełna zdumienia reakcja dała jej pewność, a o to tylko chodziło.
– W porządku – mruknęła. – Tu ma pan rację. Możliwe jednak, że Bielawa dopiero teraz zdobyła tę informację.
– A może mi pani powiedzieć, od kogo? Od klientki w trakcie nakładania hybryd, czy jak tam się to nazywa? Bo z tego, co wiem, Kaśka nigdzie nie bywała, a już na pewno nie spotykała się z tak zwanym elementem. To skąd ta wiedza? Może od kasjerki w Biedronce?
Od strony Formana dobiegło ciche parsknięcie. Herrera ze złością spojrzała na tłumiącego śmiech aspiranta. Jeśli już nie pomagał, mógłby przynajmniej nie psuć!
– Niestety nie możemy o to Bielawy zapytać – stwierdziła sucho. – Jakież to dla pana wygodne!
– Nie możemy – przytaknął. – I wcale to nie jest wygodne, bo Kaśka od razu powiedziałaby, że ta cała pani koncepcja nie trzyma się kupy! Po co miałbym najmować Pastora do zabójstwa i dawać tym samym wrogowi do ręki broń przeciwko sobie? Podobno jestem gangsterem, uosobieniem zła, a tacy ludzie nie muszą się kimś wyręczać, sami załatwiają swoje sprawy. – Aleksander wypił kilka łyków wody mineralnej ze stojącej przed nim szklanki. – Teraz pewnie wysunie pani argument, że dlatego nie zabiłem sam, bo to jakoś głupio zabijać własną kuzynkę. Ale to też jest bez sensu, bo doskonale wiecie, że zatrudniam ludzi, dla których zabicie człowieka nie byłoby jakąś traumą. Zabijali już wcześniej, na wojnie to raczej nieuniknione. A zachowanie Borka? Musiałby być idiotą, żeby zwracać na siebie uwagę, jeżeli planował zabójstwo.
– To mogło być celowe działanie. Po to, żeby uzasadnić swą obecność w pubie. Czasem najlepszym sposobem odwrócenia uwagi jest ściągnięcie jej na siebie. – Szot po raz drugi włączył się do rozmowy i teraz spoglądał z triumfem na podejrzanego. Ten jednak, zamiast się zdenerwować, wybuchnął głośnym śmiechem.
– Niech pan nie przypisuje Pastorowi umiejętności snucia takich intryg, sierżancie. A większość jego ludzi to tępe wały, niezdolne do samodzielnego myślenia w zakresie szerszym niż zorganizowanie sobie flaszki.
– W takim razie dlaczego to zrobił?
– O to będziecie musieli jego zapytać, bo ja nie mam pojęcia. – Aleksander spojrzał na zegarek. – Przyjemnie się z państwem gawędziło, ale obowiązki wzywają. Proszę dać ten protokół, podpiszę i będziemy mieć sprawę z głowy.
– Jeszcze nie skończyliśmy – warknęła Benita.
– Przeciwnie, właśnie skończyliśmy. Proszę mnie wezwać, gdy wymyśli pani inną teorię, tylko błagam, niech będzie choć trochę mniej absurdalna. – Znów się uśmiechnął, wprawiając Herrerę w złość.
– Nie udowodnił pan, że moja koncepcja jest sprzeczna z ustaleniami!
– Nie zamierzam niczego udowadniać. To pani musi udowodnić jej prawdziwość. Życzę powodzenia!
Aleksander poczekał cierpliwie, aż drukarka skończy wypluwać kartki protokołu, bez czytania podpisał podsunięty mu dokument, skłonił się lekko i poszedł w stronę drzwi. Benita ruszyła za nim.
– Odprowadzę pana – powiedziała, głównie na użytek kolegów.
Razem wyszli na korytarz. Przez całą drogę żadne nie odezwało się ani słowem. Dopiero gdy opuścili budynek, kobieta zatrzymała się i spojrzała mu w oczy.
– Musiałam pana wezwać, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości. To moja praca. – Była zła na siebie, że się tłumaczy, a jednocześnie czuła przymus wyjaśnienia sytuacji. – Gdyby na moim miejscu był inny policjant, zrobiłby to samo.
– Rozumiem i nie mam pretensji, choć uważam, że nie musiała się pani wykazywać aż takim zaangażowaniem. To co, zgoda między nami czy też może jeszcze nie do końca spadłem z listy podejrzanych?
Znowu spojrzała mu w oczy, kiwnęła głową i wyciągnęła rękę.
– Zgoda.
Ujął jej dłoń i podniósł do ust. Ten gest tak ją zaskoczył, że omal nie wyszarpnęła ręki. Ku jej zdumieniu Aleksander nie wypuścił jej dłoni po złożeniu na niej kurtuazyjnego pocałunku. Zauważyła ciekawskie spojrzenia policjantów stojących przed wejściem i zmieszała się jeszcze bardziej.
– Da się pani zaprosić na kawę? – zaproponował. – Chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o tym Borku. Dlaczego tak panią bawi jego przezwisko? Zauważyłem to już wcześniej, chociaż bardzo się pani starała, żeby to ukryć.
Nie było rady, musiała mu opowiedzieć o tym barku i Tymbarku. Roześmiali się oboje, a potem przyjęła propozycję.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.