W Trójkącie Beskidzkim. Hanna Greń
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу W Trójkącie Beskidzkim - Hanna Greń страница 22
Znosiła to w pokorze, nie chciała bowiem sprawiać przykrości braciom, niedostrzegającym w swych wybrankach żadnych wad. Ona sama mogłaby z marszu wymienić ich co najmniej tyle, że zabrakłoby palców jednej ręki do policzenia.
– Ale teraz już dosyć – „poinformowała” łazienkę podniesionym głosem. – Dlaczego zawsze ja mam być tą miłą i uprzejmą? Basta! Nie mam zamiaru wyrzucać kasy na jakąś szmatę, którą pewnie znowu włożę tylko raz. Pójdę w tym, co mam, a jak im się nie spodoba, to niech się walą na ryj!
Wykrzyczawszy swą deklarację niepodległości, od razu poczuła się lepiej.
Po wyjściu z łazienki przygotowała sobie przekąskę i termos z gorącą herbatą. To ostatnie zawdzięczała zamiłowaniu do skandynawskich kryminałów. Długo zastanawiała się, dlaczego ich bohaterowie używają termosów w domu; naczynie to kojarzyło się jej wyłącznie z wycieczkami. Dopiero po jakimś czasie, gdy znów musiała wylać zimną herbatę i zaparzyć świeżą, zrozumiała, jaką wygodą dla osoby nieznoszącej wystygłych napojów może być zmałpowanie tego zwyczaju.
Włączyła film, lecz jakoś nie umiała skupić się na śledzeniu akcji, mimo że przedtem z niecierpliwością czekała na chwilę, gdy wreszcie będzie mogła obejrzeć z trudem zdobyty ostatni sezon Midsomer murders.
Filmowa zbrodnia przypomniała jej o Katarzynie Bielawie i Aleksandrze Podżorskim.
Zrezygnowana wyłączyła laptop. To tyle, jeśli chodzi o relaks, pomyślała, idąc do pokoju służącego za sypialnię.
Sen nie przychodził i po pewnym czasie była już zmęczona ciągłym przykrywaniem się i odkrywaniem, przewracaniem z boku na bok i uklepywaniem poduszki.
Natrętnie wracały myśli o Podżorskim. Jak zareaguje na wieść o przesłuchaniu?
W końcu, idąc na kompromis między obowiązkiem a uczuciem, postanowiła zadzwonić do niego zaraz rano i uprzedzić o wezwaniu.
Gangster kontra policjantka – drugie starcie6
6−7 sierpnia 2014
– Przepraszam, szefie, mogę zająć chwilkę?
Aleksander Podżorski podniósł głowę znad czytanego dokumentu i spojrzał na sekretarkę. Judyta Przybylska stała w drzwiach gabinetu, jak zawsze elegancka i starannie uczesana. Brakowało tylko uśmiechu, zwykle goszczącego na jej twarzy.
– Stało się coś? Strasznie pani poważna.
– Nie wiem, czy coś się stało, ale od rana wydzwaniała za panem policjantka z Cieszyna. – Dziewczyna zerknęła na trzymaną w ręce kartkę. – Komisarz Benita Herrera. A teraz przyszedł jakiś gliniarz i domaga się rozmowy. Co mam mu powiedzieć?
Podżorski ze złością odłożył dokument do teczki. Analizował właśnie przygotowaną przez prawnika umowę, a nie znosił, kiedy mu przeszkadzano. W pierwszej chwili już miał polecić sekretarce, żeby skłamała policjantowi, iż szef jest nieobecny, lecz zaraz potem przyszła myśl, że to nagłe zainteresowanie policji może być wywołane jakimiś istotnymi informacjami w sprawie śmierci Kasi.
– Niech wejdzie – polecił.
Dziewczyna wyszła, a po chwili do gabinetu wszedł młody mężczyzna w mundurze.
– Młodszy aspirant Włodzimierz Czyż z komisariatu w Wiśle – przedstawił się, podszedł do biurka i położył na nim jakiś dokument. Aleksander tylko rzucił okiem na format kartki i już wiedział.
– W jakim charakterze? – spytał, nie dając policjantowi okazji do wygłoszenia jego kwestii. Sięgnął po długopis, żeby pokwitować odbiór wezwania.
– Tam pisze. – Aspirant wskazał dokument.
– Jest napisane – poprawił automatycznie Podżorski.
Znów zerknął na doręczoną mu kartkę. Wezwanie było na jutro, do Cieszyna, w charakterze świadka, tyle że z uprzedzeniem art. 183 kodeksu postępowania karnego. Wiedział, że stosuje się go wobec świadków, co do których nie wyklucza się możliwości postawienia im zarzutów w danej sprawie.
Poczuł się oszukany. Był pewien, że między nim a Benitą nawiązała się nić porozumienia, tymczasem ona nawet nie raczyła go uprzedzić! W tej samej chwili przypomniał sobie jednak słowa sekretarki o telefonach i od razu zrobiło mu się lżej na duszy.
Następne słowa policjanta zniweczyły ten nastrój.
– Podobno w charakterze podejrzanego. Tak mówił dyżurny, bo to on rozmawiał z Cieszynem i odbierał e-maila.
Aleksandrowi z trudem udało się ukryć zaskoczenie. Dlaczego Benita nagle uznała go za potencjalnego zabójcę? Wszystkie wątpliwości przecież zostały wyjaśnione, a tu nagle zmiana jego statusu w sprawie! Już miał o to zapytać zbierającego się do wyjścia aspiranta, gdy przyszło opamiętanie. Skąd ten facet miałby wiedzieć, co kierowało komisarz Herrerą? Był tylko posłańcem.
– Nie zabijaj posłańca – mruknął.
– Słucham? – Policjant spojrzał podejrzliwie.
– To tylko takie powiedzenie. – Aleksander zmusił się do uśmiechu. – Nie mam zamiaru nikogo zabijać, a już na pewno nie syna byłego komendanta. Bo pan jest najmłodszym synem komendanta Czyża, prawda?
– Tak jest! – potwierdził młody mężczyzna, przyjmując postawę zasadniczą.
– Chyba niedawno po szkole?
Policjant zmieszał się, młoda, niemal jeszcze chłopięca twarz pokryła się lekkim rumieńcem.
– Aż tak to widać? Skończyłem miesiąc temu. Muszę już iść – dorzucił, nie chcąc wdawać się w rozmowę z mężczyzną o nieciekawej reputacji.
– A co, Konrad daje wam szkołę? Pewnie wydał ze sto poleceń naraz.
Podżorski celowo nawiązał do osoby komendanta komisariatu, dając przy tym do zrozumienia, że łączy ich zażyłość. Poczuł się urażony, że kolega nie pofatygował się, żeby samemu przywieźć mu wezwanie lub chociaż o nim uprzedzić. Ciekawiło go, dlaczego Procner tak się zachował, lecz nie chciał, by ktoś domyślił się, że sprawiło mu to przykrość.
– Wcale nie! – oburzył się Czyż. – Komendant Procner został ranny i ma zwolnienie lekarskie do końca tygodnia. To nie on mnie tu wysłał, tylko dyżurny. Kazał się spieszyć, bo mamy kupę roboty. Ludzie są na urlopach…
– W takim razie nie zatrzymuję. – Podżorski skłonił głowę na pożegnanie i znów wziął do ręki wezwanie, nie spojrzał jednak na kartkę.