W Trójkącie Beskidzkim. Hanna Greń

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу W Trójkącie Beskidzkim - Hanna Greń страница 19

W Trójkącie Beskidzkim - Hanna Greń

Скачать книгу

zacisnął usta. Po chwili, zreflektowawszy się, ułożył wargi w imitację uśmiechu.

      – To była tylko zasłona dymna – rzucił beztroskim tonem. – Kasia bała się, że w razie jakiegoś nieszczęścia zostaniemy całkiem bez pieniędzy. Tyle się ciągle słyszy o ludziach, którzy stracili dorobek całego życia wskutek błędnej decyzji urzędu skarbowego. Zanim sprawa się wyjaśni, na ogół jest już za późno na uratowanie firmy. A dzięki tej rozdzielności moje aktywa są nie do ruszenia.

      – Tylko że pan nie posiada żadnych aktywów ani stałego zatrudnienia. Jednym słowem ma pan teraz problem, skąd wziąć pieniądze – stwierdziła z ubolewaniem.

      Bielawa lekceważąco wzruszył ramionami.

      – Przyznaję, jest to pewna niedogodność, ale z pewnością nie tragedia. Mam przyjaciół, którzy pożyczą mi pieniądze. Wiedzą, że można mi zaufać. Już z nimi rozmawiałem i nie widzą problemu, sprawy spadkowe nie ciągną się przecież latami.

      – Chodzi panu o spadek po żonie? Myśli pan, że to pójdzie tak gładko? – Benita popatrzyła za okno, jakby odpowiedź w gruncie rzeczy mało ją interesowała.

      Mężczyzna uśmiechnął się pobłażliwie.

      – Oczywiście. Musi pani wiedzieć, że mieliśmy do siebie pełne zaufanie, dlatego równolegle do dokumentu o rozdzielności spisaliśmy testamenty. Zapisaliśmy sobie nawzajem cały majątek. Dlatego nie przewiduję problemów, bo gdy istnieje testament, wszystko jest załatwiane bardzo sprawnie.

      – Testament został złożony u notariusza?

      – Tak. Właśnie dzisiaj planuję tam podejść, dlatego mówiłem, że się spieszę – wyjaśnił niemal przepraszająco.

      – No to już pan nie musi – rzuciła lakonicznie, a gdy spojrzał ze zdziwieniem, dorzuciła z radosnym uśmiechem: – Mam przed sobą kopię testamentu Katarzyny Bielawy. Chce pan wiedzieć, co postanowiła?

      – Skąd pani ma testament? Notariusz nie miał prawa go ujawnić! Ja złożę skargę…

      – Proszę nie podnosić głosu. Kopię testamentu znaleźliśmy w zakładzie kosmetycznym, wśród innych dokumentów. Z zapisu wynika, że pani Bielawa zdecydowała się rozdzielić swój majątek między trzech spadkobierców.

      – To niemożliwe! – Mężczyzna znów krzyknął, potem zmitygował się i spytał normalnym już głosem: – Kim są ci ludzie?

      – Damian Podżorski, syn Aleksandra Podżorskiego i Aldony Procner, oraz Kinga Raszka i Karol Raszka, rodzeństwo, dzieci Adama i Elżbiety z domu Podżorskiej. W dalszej części dokumentu zawarte są szczegółowe postanowienia, ale to już pana nie dotyczy. Oprócz pewnej wzmianki. Mam przeczytać?

      – Proszę – wychrypiał Bielawa, a Herrera uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

      – „Jednocześnie wydziedziczam mojego męża Rafała Bielawę, syna Krzysztofa i Zofii, urodzonego dziesiątego września 1974 roku w Cieszynie”.

      Sierżant Szot oskarżycielsko wycelował palec w Benitę.

      – Straszna z ciebie jędza!

      Nie odpowiedziała, uśmiechnęła się tylko, podchodząc do okna, żeby zapalić papierosa. Nie mogła zaprzeczyć stwierdzeniu kolegi. Była jędzą. Minęła już godzina od chwili, gdy Rafał Bielawa wybiegł z pokoju z twarzą wykrzywioną wściekłością, a ona nadal na to wspomnienie czuła satysfakcję. Dawno nic nie sprawiło jej takiej przyjemności, jak poinformowanie tego wrednego typa, że został wydziedziczony.

      – Ciekawe, co teraz zrobi? – zastanawiała się głośno. – Chyba będzie musiał rozejrzeć się za jakąś pracą.

      – To straszne! – Szot zrobił współczującą minę. – Panienka pewnie go porzuci, bo życie z biedakiem to żadna atrakcja.

      – W dodatku jest dla niej za stary. Ponad dwadzieścia lat to przepaść. Ona jest jeszcze głupiutką nastolatką, rajcują ją domówki, impry z rówieśnikami, a on jest z zupełnie innej bajki. Przy tym to wyjątkowy sztywniak, nie sądzę, by starał się choć trochę dostosować czy ją zrozumieć.

      Dopaliła papierosa i, zgasiwszy go w pelargoniowej popielniczce, machnęła kilka razy ręką, żeby rozpędzić dym.

      Szot krzątał się przy stoliku, na którym Herrera kilka miesięcy temu z triumfalną miną umieściła ekspres do kawy, oznajmiając przy tym zdziwionym kolegom, że na świecie istnieje tylko jeden napój, którego nie cierpi jeszcze bardziej od „fusiatej” kawy. A mianowicie kawa rozpuszczalna.

      Toteż gdy wypatrzyła kiedyś w sklepie maleńki ciśnieniowy ekspres, natychmiast go kupiła, z myślą, że świetnie nada się do pracy.

      Z początku koledzy kpili niemiłosiernie, nazywając ją księżną panią, ale wkrótce docinki umilkły, za to coraz częściej dawał się słyszeć cichy szmer urządzenia, bo i Szot, i Forman, a sporadycznie również inni koledzy przekonali się do nowego smaku.

      – Chcesz kawę? – spytał Michał.

      – No pewnie. A jak już chodzisz, to podaj mi mineralną, bo od tego gadania z Bielawą zaschło mi w gardle.

      „Jak już chodzisz” było ich ulubionym powiedzeniem, stosowanym przez oboje z wielkim upodobaniem, dlatego każde pilnie baczyło, żeby nie dać się zaskoczyć. Tym razem Szot, błądząc myślami wokół Bielawy, stracił czujność i nie zauważył, że koleżanka zdążyła już usiąść.

      – Właśnie chciałem to powiedzieć – odezwał się tonem rozżalonego dziecka, któremu odebrano ulubioną zabawkę. – Chciałem, żebyś mi podała teczkę.

      – Sam se podaj! I dawaj wreszcie tę ustroniankę, bo jeszcze trochę, a zdechnę z pragnienia.

      Michał zajął się roznoszeniem napojów, potem, usiadłszy przy biurku, zaczął wyjmować z teczki potrzebne mu przedmioty. Położył na blacie notatnik, długopis, telefon, następnie dołożył do kolekcji pendrive’a, rolkę mentosów i „Politykę”.

      Herrera z zainteresowaniem obserwowała te poczynania. Przy wielkim kłębku sznurka nie wytrzymała.

      – Chcesz się powiesić? Nie wiem, czy to nie za cienkie, urwie się, spadniesz i połamiesz kości. Nie lepiej wyskoczyć przez okno?

      – Z pierwszego piętra?! – Był wyraźnie zniesmaczony pomysłem. – Co się tak gapisz, sznurka nie widziałaś? Jest mi potrzebny do zszywania akt. Jak mam je złożyć do kupy? Kropelką zalać?

      – Oj tam, nie bądź taki nadwrażliwy. Po prostu podziwiam twoje zasoby. I pomyśleć, że to o kobietach mówi się, że noszą śmietnik w torebkach. Jeżeli już skończyłeś rozładunek, to może opowiesz, jak ci się udało z długowłosym.

      – Nie chcesz najpierw w spokoju wypić kawy? – Szot rzucił spojrzenie na minę Benity i pokiwał głową. – Nie chcesz. A szkoda, bo to bardzo dobra kawa. Z twojej paczki dla specjalnych gości.

      Uchylił się zręcznie przed pudełkiem zszywek zmierzającym w jego głowę. Dzięki temu pocisk trafił

Скачать книгу