W Trójkącie Beskidzkim. Hanna Greń

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу W Trójkącie Beskidzkim - Hanna Greń страница 18

W Trójkącie Beskidzkim - Hanna Greń

Скачать книгу

szlag trafił!

      – Jesteś wściekła, bo twoje domniemanie może być słuszne? – Rysiek nie umiał ukryć zdziwienia, ale też nigdy dotąd nie spotkał się z podobną sytuacją. Śledczy na ogół wpadają w złość, gdy ich koncepcja sypie się w gruzy, a nie odwrotnie. – Co to za teoria i czemu to takie złe, że może być prawdziwa?

      Benita wyjęła mu z ręki butelkę ustronianki, zrobiła kilka łyków i głośno odetchnęła. Potem pochyliła się ku niemu, jakby w obawie, że ktoś może ich podsłuchać.

      – Słuchaj, wymyśliłam to tak…

      W miarę jak mówiła, Formanowi rysował się hipotetyczny przebieg zdarzenia. Miała rację. Teoria, choć bardzo pokrętna, była całkiem prawdopodobna.

      – Słodki pierdolony jeżu! – jęknął na wpół z podziwem, na wpół ze zgrozą. – Aleś wymyśliła! Wszystko pasuje, tylko wiesz co? Nie zgadza mi się motyw. Dla faceta z taką kasą spadek po Bielawie to nędzne grosze. Nie sądzę, by opłacało mu się dla nich zabijać.

      – Może go szantażowała, groziła, że ujawni jakiś sekret, mogący zaszkodzić jego wizerunkowi lub bezpieczeństwu? Zobaczymy, co powie w trakcie przesłuchania.

      – Masz zamiar go oficjalnie wezwać? Nie lepiej najpierw porozmawiać prywatnie, tak jak ostatnio?

      – Ani myślę się z nim pieprzyć! – krzyknęła, nie mogąc się pogodzić z tym, że poprzednio tak łatwo dała się omamić gładkim słówkom i spojrzeniu czarnych oczu.

      – Nie namawiałem do seksu – zauważył Forman, robiąc zgorszoną minę. Przez chwilę patrzyła oszołomiona, nie mogąc pojąć, skąd nagle taka uwaga. Potem przyszło zrozumienie i wybuchnęła głośnym śmiechem, a aspirant jej zawtórował.

      Nowe podejrzenia5

      5 sierpnia 2014

      Rafał Bielawa wyglądał na około czterdzieści pięć lat. Herrera wiedziała, że miał dopiero czterdzieści, ale postarzał go przesadnie elegancki ubiór i grymas na twarzy, wyrażający lekceważenie i lekkie znudzenie. Mężczyzna pozował na angielskiego dżentelmena, lecz zdaniem policjantki wyglądał jak nadęty, arogancki buc.

      Usiadł na wskazanym mu krześle, ustawiając je tak, by znaleźć się frontem do mężczyzn siedzących przy biurku Szota. Benitę ostentacyjnie zlekceważył, nie poświęcając jej nawet spojrzenia.

      – Nie rozumiem, po co musiałem tu przyjść – odezwał się nabrzmiałym pretensją głosem. – Przecież już rozmawialiśmy.

      – Potrzebujemy zeznania do protokołu – wyjaśnił Michał.

      – No dobrze, w takim razie niech pan zaczyna. Tylko proszę o pośpiech, jestem dziś trochę zajęty. Mam nadzieję, że pańska sekretarka potrafi szybko pisać, bo naprawdę nie dysponuję dzisiaj czasem.

      – Obawiam się, że będzie pan musiał go znaleźć – powiedziała Benita, lekko się uśmiechając. Mizoginiczne zachowania Bielawy mocno ją śmieszyły.

      – Pani opinia mnie nie interesuje.

      – A powinna, bo to właśnie ja prowadzę śledztwo w sprawie zabójstwa pańskiej żony. Komisarz Benita Herrera – przedstawiła się i z satysfakcją odnotowała jego zaskoczenie. – Na początek proszę mi powiedzieć, co pan robił trzydziestego pierwszego lipca między ósmą a dziesiątą wieczorem.

      – Przecież już to mówiłem!

      – Więc nie powinien pan mieć problemów z powtórzeniem. Słucham.

      Nie próbował dłużej oponować, ale było widać, że jest wściekły i ledwie nad sobą panuje. W zasadzie nie mówił, lecz wywarkiwał odpowiedzi. Policjantka słuchała go jednym uchem, wiedząc, że mężczyzna nie powie im nic, o czym by już wcześniej nie wiedzieli. Wezwanie go było czystą złośliwością z jej strony, ale nie mogła sobie tego odmówić. Chciała widzieć, jak będzie się pocił.

      Bielawa skończył swą wypowiedź i wstał, najwyraźniej zbierając się do wyjścia. Powstrzymała go, prosząc, by usiadł ponownie.

      – Jeszcze nie skończyliśmy. Mam do pana kilka innych pytań.

      – To proszę pytać, ale szybko. Wspominałem przecież, że się spieszę. Nie słucha pani, co mówię? – Mężczyzna rzucił jej nieprzyjazne spojrzenie i ostentacyjnie popatrzył na zegarek.

      – Ależ oczywiście, że słucham. A teraz niech pan mnie posłucha. Nie przywlekliśmy tu pana z ulicy, nie działaliśmy z zaskoczenia. Przeciwnie, doręczono panu wezwanie z dwudziestoczterogodzinnym uprzedzeniem. Moim zdaniem miał pan aż nadto czasu, żeby zorganizować sobie dzień w taki sposób, by inne zajęcia nie kolidowały z naszym spotkaniem. Z tego, co wiem, nigdzie pan nie pracuje, toteż ułożenie dogodnego rozkładu obowiązków nie powinno było sprawić panu trudności. – Benita przerwała na zaczerpnięcie oddechu. Bielawa chciał coś wtrącić, lecz nie dopuściła go do głosu. – Przypominam, że nie zajmuję się handlem pietruszką koło Studni Trzech Braci, tylko usiłuję znaleźć zabójcę pańskiej żony. Jeżeli będzie mi pan to utrudniać, bez wahania wsadzę pana na czterdzieści osiem godzin.

      – Nie może pani!

      Spojrzał na Szota, jakby szukając u niego pomocy, lecz zajęty spisywaniem protokołu sierżant nie zwracał na niego uwagi. Podobnie jak Forman, który, ignorując niemal błagalny wzrok przesłuchiwanego, wstał i wyszedł z pokoju.

      – Zapewniam, że mogę, i jestem tego niebezpiecznie bliska.

      Bielawa przez chwilę przetrawiał jej słowa, wreszcie niechętnie skinął głową i usiadł.

      – Niech pani pyta – burknął. – Przecież wy zawsze macie rację! – dorzucił z ironią.

      – No właśnie – uśmiechnęła się słodko. – Skoro już to ustaliliśmy, proszę powiedzieć, jak to było z maltretowaniem żony. Często ją pan bił?

      Znowu pozwoliła mu przejąć pozorną kontrolę. Nie zadawała pytań, nie przerywała, gdy mówił. A Bielawa mówił długo, lecz sens jego słów ograniczał się do gwałtownych zaprzeczeń i okrzyków oburzenia. Kochał żonę, dbał o nią i nigdy nie podniósłby na nią ręki. Wspierał Katarzynę, pomagał w podejmowaniu decyzji, a ich rozstanie było tylko chwilowe.

      – To zwyczajne nieporozumienie, Kasia źle odczytała sytuację, rozumie pani?

      – Chyba jednak nie rozumiem. Zastała pana w łóżku z córką sąsiadów. Co tu można źle odczytać? Chce pan powiedzieć, że to nie był seks, tylko korepetycje z matematyki?

      – No nie… – Bielawa miał na tyle przyzwoitości, by się zmieszać. – Miałem na myśli, że to nic dla mnie nie znaczyło. To ona ciągle mnie nachodziła, zachowywała się prowokacyjnie…

      – Czyli był pan ofiarą molestowania seksualnego. – Herrera popatrzyła ze współczuciem. – Teraz rozumiem. W takim razie zamkniemy ten temat. Oczywiście dziewczyna będzie musiała potwierdzić, że istotnie tak było, ale z tym chyba nie będzie problemu? – Rzuciła mu spojrzenie pełne

Скачать книгу