W Trójkącie Beskidzkim. Hanna Greń

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу W Trójkącie Beskidzkim - Hanna Greń страница 14

W Trójkącie Beskidzkim - Hanna Greń

Скачать книгу

sprzedaję. Rysowała je moja przyjaciółka i myślę, że bez problemu poradzi sobie również z tym zadaniem. Musiałaby pani wypożyczyć to zdjęcie na kilka dni. Mam pewien pomysł, lecz jego realizacja wymaga czasu.

      – Jak długo by to trwało? Urodziny są piętnastego września.

      – To aż nadto, sądzę, że trzy tygodnie w zupełności jej wystarczą. Gdyby nie to, że jest teraz zajęta innym projektem, a potem wyjeżdża na wczasy, miałaby pani ten portret już za kilka dni. To co, decyduje się pani?

      – Oczywiście! Proszę, tu jest mój numer telefonu i adres e-mail. – Benita podała wizytówkę.

      – Nie pyta pani o cenę?

      – Wierzę, że będzie rozsądna, w przeciwnym razie pani przyjaciółka zostanie jak głupia z tym obrazem!

      Obie się roześmiały, potem kobieta schowała zdjęcie. Zaczęła coś mówić, lecz przerwała jej jakaś turystka, pragnąca nabyć jeden z pejzaży. Policjantka czekała jeszcze chwilę, ale widząc, że zanosi się na dłuższą prezentację, pożegnała się i poszła na parking. Dopiero dojeżdżając do Ustronia, uświadomiła sobie, że zapomniała o zakupach. Zapomniała również zapytać o nazwisko artystki.

      Tajemnicze rysunki4

      4 sierpnia 2014

      Benita szła korytarzem w stronę swojego pokoju, na próżno usiłując zignorować dokuczający jej coraz bardziej ból głowy. Był poniedziałek, zaledwie wpół do ósmej rano, a ona już czuła się znużona i zniechęcona. To skutek kolejnej nieprzespanej nocy – stwierdziła – ale jak tu spać, gdy po każdym przymknięciu powiek widzi się wpatrzone w siebie czarne oczy?

      – Niech jasny szlag trafi wszystkich facetów! – warknęła, wchodząc do pokoju i od razu pożałowała, że wypowiedziała głośno tę myśl, przy jej biurku bowiem znowu siedzieli Szot i Forman.

      – Co, ślicznotko? Udała się sobotnia randka z gangsterem? – zapytał Rysiek i wyszczerzył zęby w uśmiechu.

      – Nie byłam na żadnej randce! Nie macie nic do roboty?

      – Mamy, mamy, nawet za dużo, ale musieliśmy czekać na naszą szefową, która zaspała po spotkaniu z szefem wiślańskiej mafii. Czyżby przeciągnęło się do niedzieli?

      – Jak cię walnę w łeb, to sam zaśniesz, ale na wieki!

      – Komisarz Herrera zdecydowanie nie przejawia dzisiaj poczucia humoru – zauważył Michał. – W takim razie chyba nie ma co opowiadać o Enderze, bo pewnie jej to nie rozbawi.

      – Jak zacząłeś, to dokończ. – Przysiadła na brzegu biurka i sięgnęła po kubek z kawą, nie zważając na protesty Formana. – Zrób sobie drugą. Jeśli zaraz się nie napiję, to chyba umrę. Co z Konradem?

      – W piątek dopadł tego seryjnego, którego nazywali Yellow-kniferem. – Michał przerwał i napił się kawy.

      Informacja nie była dla Herrery wielkim zaskoczeniem. Procner słynął z tego, że był uparty i nigdy się nie poddawał. Zdarzało się oczywiście, że bywał zmuszony wnioskować o umorzenie śledztwa, ale nie znaczyło to, że zapominał o sprawie. Dalej poświęcał jej uwagę, co na ogół skutkowało sukcesem. Tej właśnie cesze zawdzięczał swoje przezwisko. Ender, czyli kończący.

      – To było do przewidzenia – skonstatowała. – Co w tym takiego sensacyjnego?

      – Został ranny – odpowiedział Szot z szerokim uśmiechem.

      – Konrad? Ranny? Ciężko? I to ma być śmieszne? Kretyn! – Wstała z biurka i podchodząc do okna, zapaliła papierosa.

      – Bo to jest śmieszne. Został postrzelony w ramię, na szczęście niegroźnie – włączył się Forman i też się roześmiał.

      – Co z wami jest? To naprawdę ma być powód do uciechy, że kolega został ranny, bo postrzelił go seryjny zabójca?

      – Nie postrzelił go zabójca i właśnie dlatego to jest śmieszne! – Forman ponownie się roześmiał. – Postrzeliła go żona.

      Benita poczuła, że musi usiąść. Nie spodziewała się takiej wiadomości.

      – Konrad się ożenił? – wyjąkała wreszcie. – Jak to możliwe?

      Tak sformułowane pytanie wywołało u kolegów kolejny atak śmiechu. Miała ochotę nimi potrząsnąć, żeby wreszcie przestali ją trzymać w niepewności.

      – Pytam, jak to możliwe, bo nigdy go nie widziałam z żadną kobietą, a z tego, co słyszałam, dalej jest zakochany w byłej narzeczonej. To z nią się ożenił?

      – Ktoś ci głupot naopowiadał, dawno już mu przeszło. Słyszałem, jak mówił, że w gruncie rzeczy miał szczęście, bo gdyby nie zerwała zaręczyn, utkwiłby w małżeństwie z samolubną idiotką. Pamiętasz, jak jesienią ciągle biegał do szpitala do kobiety, którą ktoś zepchnął wraz z samochodem do rzeki?

      – Pamiętam. To miało związek ze sprawą tego Sprzedawcy Snów i dlatego tak się przejmował. Pilnował jej.

      – Nie dlatego się przejmował i pilnował. To była właśnie jego przyszła żona. Wzięli ślub w grudniu i podobno są w sobie strasznie zakochani.

      Pokręciła głową ze zdumieniem, ciągle nie mogąc uwierzyć w te informacje.

      – Zakochany Konrad, coś takiego… Dlaczego żona go postrzeliła? Tak szybko się odkochała?

      – Oficjalna wersja jest taka, że broń wystrzeliła przypadkowo, ale prawda wygląda zupełnie inaczej.

      – Biedak – użaliła się Benita. – Teraz pewnie dwa razy się zastanowi, zanim zrobi coś nie po jej myśli. A właściwie skąd wy wiecie o tym wszystkim?

      – Konrad powiedział o tym koledze, przykazując jednocześnie, żeby nikomu nie mówił – odpowiedział Szot. – To wystarczyło, by wieść się rozniosła.

      – Zawsze uważałam, że mężczyźni to więksi plotkarze od kobiet. Dlatego ogłaszam koniec plotek na dzisiaj, pora brać się za robotę. Macie coś nowego?

      – Owszem, mamy, coś nowego i bardzo dziwnego. Zobacz sama. – Forman podsunął jej dwie kartki papieru opakowane w ochronną folię.

      Herrera uważnie przyjrzała się pierwszej kartce. Był to rysunek wykonany kolorowymi ołówkami ze sporą dozą artyzmu, przedstawiający dosyć sielski obrazek. Łan zboża na dużej, otoczonej drzewami polanie, nad nim pałające czerwonawym blaskiem zachodzące słońce. Nie było w tym widoku niczego niepokojącego, a mimo to niespodziewanie poczuła nagły dreszcz przebiegający przez plecy.

      Wstrząsnąwszy się lekko, wzięła do ręki drugą kartkę. Ujrzała na niej ciągnącą się aż po horyzont zieloną płaszczyznę, porośniętą wysoką trawą i kwiatami. Wszędzie klęczeli ludzie, a wychylające się zza chmur słońce rozświetlało obrazek, nadając mu łagodny, kojący wydźwięk.

      – Skąd to macie? – spytała

Скачать книгу