W Trójkącie Beskidzkim. Hanna Greń

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу W Trójkącie Beskidzkim - Hanna Greń страница 10

W Trójkącie Beskidzkim - Hanna Greń

Скачать книгу

z nagłym podejrzeniem.

      – Wiem tyle, co i ty, ale znam Herrerę. Ona ma niesamowitą intuicję, poza tym jest sporo racji w tym, co powiedziała. Bielawa lubi się znęcać nad słabszymi, w dodatku czuje się upokorzony. No i jest mściwy. Gdyby to on dopadł żonę, nie odbyłoby się to tak czysto. Nie potrafiłby sobie odmówić przyjemności poniżenia jej, więc z pewnością najpierw by ją wyzywał, potem pobił, być może także zgwałcił, żeby pokazać, kto rządzi. Poza tym nie zadałby tylko jednej rany. Raczej dźgnąłby ją wielokrotnie, wyładowując w ten sposób agresję. Po wszystkim zwiewałby stamtąd w popłochu, a nie bawił się w układanie ciała w specjalnej pozie.

      W miarę jak Forman mówił, Szotowi wydłużała się mina. Widział teraz wyraźnie, że to jemu przyjdzie gnać do bankomatu.

      – Chyba masz rację. Sposób, w jaki zginęła Katarzyna, wskazuje, że sprawca nie był opętany gniewem czy żądzą zemsty. W sumie bardziej kojarzy mi się to z rzetelnym wykonaniem zadania. Coś takiego jak zabójstwo na zlecenie. Może to rzeczywiście ten gangster?

      Gangster kontra policjantka – pierwsze starcie3

      2 sierpnia 2014

      Tuż przed południem stanęła przed masywną bramą i nim zadzwoniła, rozejrzała się z ciekawością. Nie wiadomo dlaczego była przygotowana na widok koszmaru, czegoś na kształt zgierskich potworności, a przecież nic w wyglądzie czy zachowaniu Podżorskiego nie świadczyło o zamiłowaniu do ostentacji i bezguścia. Przeciwnie, ubrany był z dyskretną elegancją, a i maniery miał nienaganne, jak to wywnioskowała z nagrania.

      Taką samą elegancją jak ubiór cechowała się też jego posesja. Rozłożysty, parterowy dom był duży, ale nie monstrualnie wielki. Ot, spory budynek, zdolny pomieścić dość liczną rodzinę. Idealnie wkomponowany w otoczenie, nie raził nadmiernym przepychem, choć widać było, że do tanich nie należy. Z prawej strony stał drugi, dłuższy i węższy, z licznymi drzwiami prowadzącymi do pomieszczeń z zabezpieczonymi kratą oknami. Zapewne zakład produkcyjny, ten od elektronicznych dupstw – wspomniała słowa Formana o profilu działalności ALDY. Szara kostka brukowa, starannie przystrzyżony trawnik i feeria barw kipiąca z wielkich, kamiennych mis obsadzonych kwiatami, naprzeciw budynku produkcyjnego garaże – podświadomie zapisawszy w pamięci te spostrzeżenia, wyciągnęła rękę do dzwonka. Musiała być obserwowana, bo zanim zdążyła go nacisnąć, brama otworzyła się z cichym szmerem i w przejściu stanął mężczyzna w eleganckim garniturze.

      – Dzień dobry – powitał ją uprzejmym tonem. – Czym mogę służyć?

      – Benita Herrera do pana Podżorskiego – odparła, nie spuszczając z mężczyzny oczu. Nie pasował do jej wyobrażenia o gorylu szefa gangu, nie miał w sobie nic z prymitywnej brutalności, jaką na ogół odznaczali się żołnierze grup przestępczych.

      – Mogę prosić o jakiś dokument tożsamości?

      – Oczywiście.

      Wyjęła z torebki dowód osobisty. Bramkarz rzucił okiem najpierw na dokument, potem na nią, wreszcie skinął głową.

      – Dziękuję.

      Oddał dowód i kiwnął na stojącego w pobliżu drugiego mężczyznę.

      – Kolega zaprowadzi panią do szefa, tylko najpierw musi pani oddać broń.

      – Słucham? – Wbiła w niego niewinnie zdziwione oczy. – Skąd to absurdalne przypuszczenie, że jestem uzbrojona?

      – Stąd, że ubranie nie układa się, jak należy. – Wskazał dłonią jej prawy bok, gdzie żakiet dziwnie się wybrzuszał.

      Pobiegła wzrokiem za jego spojrzeniem i roześmiawszy się, odsłoniła połę żakietu, by mógł zobaczyć związaną w gruby węzeł bluzkę.

      – Mam ją zdjąć, żeby poczuł się pan pewniej? – zażartowała. Ku jej zdumieniu zmieszał się i lekko poczerwieniał.

      – Oczywiście, że nie. Przepraszam, ale to tak wyglądało… Proszę dalej.

      Została wprowadzona do przestronnego salonu, gdzie dojrzała siedzącego w fotelu mężczyznę z nagrania. Na ich widok wstał z wdziękiem leniwego drapieżnika i podszedł ku nim.

      – Dziękuję, Jura. Możesz nas zostawić, nie sądzę, by coś mi groziło ze strony naszego gościa. Kodi zapewniał, że pani Herrera jest łagodną kobietą o miłym usposobieniu.

      Błysnął w uśmiechu olśniewająco białymi zębami, w czarnych oczach zamigotały zielonkawe iskierki, a Benita poczuła, że nagle zabrakło jej tchu. Z wysiłkiem oderwała wzrok od gospodarza, starając się odzyskać zimną krew.

      – Kto to jest Kodi? – postarała się, by w jej głosie zabrzmiało jedynie umiarkowane zaciekawienie.

      – Konrad – wyjaśnił Podżorski. – Tak go nazywaliśmy w czasach, gdy byliśmy młodsi, niż mój syn jest dzisiaj. Proszę spocząć. Nie sądzę, by bała się pani zasiąść w fortecy wroga. Chyba że pistolet za bardzo przeszkadza…

      Po raz drugi tego dnia Benita demonstracyjnie lekko uniosła prawą połę żakietu.

      – To tylko bluzka – wyjaśniła.

      – Wiem – odpowiedział spokojnie. – Mówiłem o tym, co jest wyżej. – Gestem wskazał jej prawą pachę.

      Westchnęła z rezygnacją i usiadła.

      – Nie zawoła pan swoich ludzi, żeby odebrali mi broń i wyrzucili na zbity pysk? – spytała prowokacyjnie.

      – A po co? – wydawał się zaskoczony jej uwagą. – Przecież nie będzie pani do mnie strzelać, a ta twarz jest zbyt ładna, żeby ryzykować jej uszkodzenie przy wyrzucaniu na wzmiankowany zbity pysk. Wiedziałem, że będzie pani uzbrojona, bo zawsze nosi pani pistolet.

      – Robił pan wywiad na mój temat?

      – Skądże znowu. Po prostu znam panią. – Znów się uśmiechnął. – Benita, najmłodsze dziecko Roberta i Urszuli… Jak się miewa senior rodu?

      – Kto taki?! – bezwiednie podniosła głos i zaraz odetchnęła głęboko, próbując odzyskać panowanie nad sobą. Nie tak wyobrażała sobie tę rozmowę. Zgodnie z planem to ona miała z chłodnym spokojem zadawać pytania, a on, pocąc się ze zdenerwowania, udzielać odpowiedzi. Tymczasem już na wstępie udało mu się przejąć kontrolę.

      – Xavier José Herrera y Lares de Braga – wyjaśnił, wyraźnie ubawiony jej zmieszaniem.

      – Zna pan pełne nazwisko dziadka? Jakim cudem?

      – Spokojnie, Benito, nie musi się pani niepokoić, nie stanowię zagrożenia dla pani rodziny. Po prostu kiedyś poznałem pani dziadka, to wszystko.

      – Jak pan go poznał? – Poczuła nagły lęk. Czyżby dziadek miał jakieś kłopoty?

      – Dosiadłem się kiedyś do niego w kawiarni, gdzie ma zwyczaj codziennie w południe pić kawę. Zaczęliśmy rozmawiać i od tamtej pory spotykamy się tam od czasu do czasu. Można nawet powiedzieć, że mimo różnicy

Скачать книгу