W Trójkącie Beskidzkim. Hanna Greń

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу W Trójkącie Beskidzkim - Hanna Greń страница 7

W Trójkącie Beskidzkim - Hanna Greń

Скачать книгу

nad starymi zapisami i notatkami swoich poprzedników, zgłębiających tajemnice Gojnego, cierpliwie przebijając się przez zebrane, najczęściej nic niewnoszące do sprawy informacje. Ich ogromna ilość, a także obfitość najdrobniejszych nawet szczegółów z jego życia dobitnie świadczyły o determinacji, z jaką organa ścigania chciały go dopaść.

      Aleksander był drugim dzieckiem Krystyny Podżorskiej. Córka Elżbieta, jedenaście lat starsza od brata, miała innego ojca.

      – Czyli rodzeństwo przyrodnie – mruknęła Benita, odnotowując ten fakt w notatniku. – Czy to coś zmienia? Pewnie nic.

      Stanisław Podżorski zginął w lesie podczas wyrębu. Ścinane drzewo niespodziewanie zmieniło tor spadania, a on albo tego nie zauważył, albo zlekceważył niebezpieczeństwo. Wydobyty spod przygniatającego go konaru, przeżył jeszcze trzy dni, ale odniósł zbyt ciężkie obrażenia, by dało się go uratować. Osierocił sześcioletnią wówczas córkę. Po kilku latach Podżorska związała się z o sześć lat młodszym mężczyzną, będącym biologicznym ojcem Aleksandra. Opinia środowiska tym razem była wyjątkowo zgodna. Przystojny nierób – tak o nim mówiono, i było to jedno z łagodniejszych określeń. Marek Korczyk nie pracował i nie zarabiał, za to wydawał garściami ciężko zarobione przez konkubinę pieniądze. Nawet nie to, że pił, pod tym względem jakoś specjalnie się nie wyróżniał. On wydawał je w jeszcze bardziej bezsensowny sposób, kupując drogie i niczemu niesłużące gadżety oraz eleganckie ubrania, w których chodził tylko do pobliskiej knajpy i do kościoła, bo wbrew swoim barwnym opowieściom nigdzie indziej nie bywał. Uważał się za kogoś lepszego od miejscowych i niejednokrotnie dawał im to odczuć, toteż gdy wreszcie, po monstrualnej awanturze, Krystyna wyrzuciła go z domu, nikt za nim nie tęsknił. Faktycznych przyczyn rozstania nigdy nie poznano, lecz mówiło się o zakwestionowaniu przez Korczyka ojcostwa mającego się narodzić dziecka. Kiedy po pięciu miesiącach malec przyszedł na świat, po jego ojcu już dawno słuch w Wiśle zaginął. Zacięta w gniewie Krystyna oznajmiała wszem i wobec, że nie ma najmniejszego zamiaru go szukać, a tym bardziej domagać się uznania synka. Co do tego, że faktycznie nim był, nie było raczej najmniejszych wątpliwości, zważywszy na to, że mały Olek wyglądał jak maleńka kopia Korczyka.

      Jako dziecko i nastolatek Aleksander nie sprawiał większych problemów wychowawczych. Wśród nauczycieli miał opinię nieprzeciętnie zdolnego, lecz nieco leniwego ucznia. Uczył się tyle, by mieć w miarę dobre oceny, i to wszystko. Zmarnowany potencjał, tak go określali, i patrząc na jego późniejsze dokonania, Benita skłonna była przyznać im rację. Po ukończeniu technikum nie podjął pracy, przez trzy lata błąkał się po okolicznych kawiarniach i dyskotekach, grając rolę „złotego młodzieńca”. Sąsiedzi mawiali, że idzie w ślady ojca, a policja wzięła go na celownik, podejrzewając o handel narkotykami, gdyż dysponował, jak na bezrobotnego syna samotnej matki, zbyt dużą ilością pieniędzy. Jednakże po dokładniejszym sprawdzeniu okazało się, że chłopak z dilerką nie ma nic wspólnego, a pieniądze zarabia legalnie, wykonując drobne zlecenia dla kilku firm komputerowych. Zleceń było dużo, tyle że każde z nich na małą kwotę, więc, jako opodatkowane ryczałtem, nie podlegały wykazywaniu ich w rocznym zeznaniu podatkowym. Dlatego pobieżna kontrola finansów Aleksandra, polegająca na zadaniu urzędowi skarbowemu standardowego pytania o wysokość zadeklarowanego przychodu, tego nie wychwyciła.

      – Już wtedy byłeś sprytny! – mruknęła Benita. Nie umiała ukryć podziwu dla przedsiębiorczego dwudziestolatka. – Wiedziałeś, że to jest praktycznie nie do podważenia. Poza tym nie była to sprawa, dla której warto byłoby wnikać, czy faktycznie coś robiłeś dla tych firm.

      Poczuła też dziwną ulgę, wyczytawszy, że podejrzenia o handel narkotykami okazały się nieprawdziwe.

      Mając niespełna dwadzieścia trzy lata, Podżorski został prywatnym przedsiębiorcą. Zgłosił działalność gospodarczą w zakresie produkcji i usług, a na działce należącej do jego dziadków zaczął powstawać budynek hali produkcyjnej. Oczywiście od razu sprawdzono, jakie są źródła finansowania tej inwestycji, było bowiem mało prawdopodobne, żeby młody człowiek zarobił na zleceniach aż tyle pieniędzy. Okazało się, że nie zarobił. Ogromną działkę dostał od dziadków, a pieniądze na budowę zakładu i rozkręcenie interesu – od nieobecnego przez tyle lat ojca. Wszystko odbyło się legalnie, darowizny zostały zdeklarowane w urzędzie skarbowym, podatek zapłacony. Wówczas sprawdzono finanse Marka Korczyka i znów pudło.

      „Przystojny nierób” po rozstaniu z Krystyną Podżorską przez kilka lat błąkał się to tu, to tam, aż wreszcie poznał kobietę będącą właścicielką wielkiego obszaru nieużytków. Wkrótce po ich ślubie zmieniono kwalifikację okolicznych gruntów rolnych na tereny pod zabudowę. Korczykowie, w przeciwieństwie do sąsiadów, wstrzymali się ze sprzedażą, mimo że ofert kupna było sporo. Cierpliwie czekali i sprzedali podzielony na działki grunt dopiero wówczas, gdy na innych parcelach stały już budynki, a teren zyskał opinię atrakcyjnego i modnego, co oczywiście bardzo podniosło cenę ziemi.

      – Ciekawe, kto wpadł na pomysł, żeby nie spieszyć się ze zbyciem gruntu? – zastanawiała się głośno Benita. – Jeżeli „przystojny nierób”, to być może Aleksander, prócz fizycznego podobieństwa, odziedziczył po ojcu również zmysł do interesów?

      Mówiąc te słowa, odłożyła notatki zawierające dalsze informacje o Korczyku. Lubiła w trakcie rozwiązywania problemów mówić do siebie i chociaż koledzy w pracy kpili z niej niemiłosiernie, nie zamierzała rezygnować z tego przyzwyczajenia. Pomagało jej, gdy wypowiadała na głos swoje spostrzeżenia, a w domu z kolei nieraz mówiła do siebie, by przełamać panującą ciszę.

      Sięgnęła po kolejne zapiski, zauważywszy przy tym, że stosik nieprzeczytanych kartek bardzo zmalał. Czyżby koniec notatek? Tak było w istocie, historia Korczyków kończyła zbiór zapisanych odręcznie oraz na maszynie do pisania informacji o Podżorskim, pozostała tylko notatka informująca o tym, że reszta danych znajduje się w folderze „Gojny”. Ponieważ Korczyk i pochodzenie jego majątku nie miało nic wspólnego z osobowością Aleksandra, Benita nie zamierzała tracić czasu na rozczytywanie się o tym. Władowała papiery z powrotem do pudła i przeszła do komputera.

      Folder był obszerny, zawierał kilka podfolderów. Jeden z nich nosił nazwę „ALDA” i dowiedziała się z niego, że młody przedsiębiorca już w pierwszym roku działalności uzyskał kolosalny dochód, głównie ze świadczenia usług ochroniarskich i windykacyjnych. Działalności produkcyjnej wówczas jeszcze nie podjął. Następne lata wyglądały podobnie.

      Zasada działania Podżorskiego była prosta. Zalecał klientom, by nie wierzyli w zapewnienia dłużników, iż zwłoka w uregulowaniu płatności jest spowodowana przejściowymi trudnościami i że na pewno wkrótce zapłacą. Tłumaczył, że takie postępowanie daje nieuczciwym kontrahentom czas potrzebny na przepisanie majątku na osoby trzecie, załatwienie rozdzielności majątkowej czy zwyczajne zniknięcie. Należy wyegzekwować dług, dopóki jeszcze jest z czego. Klienci szybko dawali się przekonać i zlecali mu odzyskanie pieniędzy, a wtedy wysyłał do opornych dłużników swoich ludzi. Ci ostatni musieli być bardzo skuteczni i bardzo ostrożni, bo przez te wszystkie lata utarła się opinia, że dla Gojnego nie istnieje dług nie do odzyskania, natomiast tylko cztery osoby złożyły zawiadomienie o wymuszeniu spłaty długu. Żeby było ciekawiej, wszystkie te osoby po kilku dniach wycofały swoje zgłoszenia, tłumacząc sprawę zwykłym nieporozumieniem, nadmierną nerwowością i niezrozumieniem intencji. Długi oczywiście zostały natychmiast spłacone. Plotka mówiła o zastosowaniu przez ludzi Podżorskiego środków przymusu w postaci obicia kilku gęb i paru rzuconych od niechcenia pogróżek.

      Faktycznie

Скачать книгу