Niemiecki bękart (wyd. 3). Camilla Lackberg
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niemiecki bękart (wyd. 3) - Camilla Lackberg страница 8
– A chcesz, żebym została w tym domu?
– Okej. Wygrałaś. Umawiamy się, że łóżko już wyleciało.
Oboje się roześmiali. Potem zaczęli się całować. Na górze muzyka dudniła na cały regulator.
Martin podjechał pod dom i od razu zobaczył chłopców. Stali na uboczu ze skrzyżowanymi ramionami. Trzęśli się ze zdenerwowania. Martin spojrzał na ich pobladłe twarze i zobaczył, że im ulżyło, że wreszcie przyjechali.
– Jestem Martin Molin. – Wyciągnął rękę do chłopaka stojącego bliżej.
Przedstawił się, mamrocząc pod nosem: – Adam Andersson. – Drugi, stojący nieco z tyłu, machnął ręką i wyjaśnił z zawstydzeniem:
– Nie witam się. Wymiotowałem i wytarłem ręką…
Martin ze zrozumieniem kiwnął głową. Nie ma się czego wstydzić, on też tak reaguje na widok trupa.
– No jak, co się tu stało? – zwrócił się do Adama, który wydawał się bardziej opanowany. Był niższy od kolegi, na policzkach miał ostre wykwity trądziku, jasne, przydługie włosy.
– To było tak, że my… – Adam obejrzał się na Mattiasa. Mattias wzruszył ramionami, więc ciągnął dalej: – Pomyśleliśmy, że wejdziemy do środka się rozejrzeć. Wyglądało na to, że obaj wyjechali.
– Obaj? – spytał Martin. – Dwóch ich tutaj mieszka?
– Bracia – wtrącił Mattias. – Nie wiem, jak się nazywają, ale moja matka wie na pewno. Od początku czerwca opróżnia ich skrzynkę na listy. Jeden z nich zawsze wyjeżdża na lato, ale drugi zostaje. W tym roku nikt nie odbierał poczty, więc myśleliśmy, że… – Nie dokończył. Wpatrywał się w swoje buty. Na jednym z nich spostrzegł martwą muchę. Z obrzydzeniem potrząsnął nogą, żeby ją zrzucić. – Czy to on tam siedzi nieżywy? – spytał, podnosząc wzrok.
– W tej chwili wiemy mniej od was – odparł Martin. – Mówcie dalej. Postanowiliście się dostać do środka. I co dalej?
– Mattias odkrył, że jedno okno da się otworzyć, i wszedł pierwszy – powiedział Adam. – Potem wciąg-nął mnie. Kiedy zeskoczyliśmy na podłogę, coś nam zatrzeszczało pod butami, ale nie widzieliśmy co, bo było ciemno.
– Ciemno? – przerwał Martin. – Dlaczego ciemno?
Kątem oka zobaczył, że Gösta, Paula i Bertil przy-stanęli z tyłu i nasłuchują.
– Wszystkie rolety były spuszczone – cierpliwie wyjaśnił Adam. – Podciągnęliśmy roletę w tym oknie, przez które weszliśmy, i wtedy zobaczyliśmy, że na podłodze jest pełno martwych much. W dodatku strasznie śmierdziało.
– Koszmarnie – powtórzył Mattias. Znów zaczęło go mdlić.
– I co dalej? – ponaglał Martin.
– Weszliśmy do pokoju. Fotel przy biurku stał tyłem, nie widzieliśmy, czy ktoś tam siedzi. Tknęło mnie przeczucie… oglądało się CSI, prawda, więc ten smród i martwe muchy, i tak dalej… Nie trzeba być Einsteinem, żeby wydedukować, że ktoś tu umarł. Podszedłem do fotela, obróciłem… siedział w nim!
Mattias przypomniał sobie ten widok. Odwrócił się i zwymiotował na trawę. Otarł usta ręką i wyszeptał:
– Przepraszam.
– W porządku – powiedział Martin. – Każdemu się zdarza na widok trupa.
– Mnie nie – powiedział z wyższością Mellberg.
– Mnie też nie – lakonicznie stwierdził Gösta.
– Mnie też nigdy się nie przytrafiło – oświadczyła Paula.
Martin odwrócił się i rzucił im ostrzegawcze spoj-rzenie.
– Obrzydliwie wyglądał – skwapliwie dopowiedział Adam.
Mimo początkowego szoku wszystko to zaczęło mu chyba sprawiać pewną przyjemność. Mattiasem, który stał zgięty wpół za jego plecami, wstrząsały torsje. Wymiotował już samą żółcią.
– Czy ktoś mógłby odwieźć chłopaków do domu? – Martin zwrócił się do kolegów, ale do nikogo konkretnie. Zapadło milczenie, po chwili zgłosił się Gösta.
– Ja ich wezmę. Chodźcie, chłopcy, zawiozę was do domu.
– Mieszkamy tylko paręset metrów stąd – słabym głosem powiedział Mattias.
– No to was odprowadzę – powiedział Gösta i kiwnął na nich ręką.
Poszli za nim, powłócząc nogami w sposób charakterystyczny dla nastolatków. Na twarzy Mattiasa malował się wyraz ulgi, natomiast Adam był zawiedziony, że go ominą ciekawe wydarzenia.
Martin odprowadził ich wzrokiem aż do rogu, a potem powiedział tonem zdradzającym, że nie oczekuje zbyt wiele:
– Zobaczmy, co tu mamy.
Mellberg odchrząknął.
– Nie mam wprawdzie problemu z patrzeniem na trupy i tak dalej… naprawdę… tyle lat służby, więc niejedno widziałem, ale ktoś tu powinien zostać… na straży. Najlepiej będzie, jeśli wezmę na siebie ten obowiązek, jako szef, jako ten z największym doświadczeniem. – Znów odchrząknął.
Martin i Paula spojrzeli na siebie z rozbawieniem, ale Martin natychmiast zrobił poważną minę.
– Racja. Lepiej, żeby ktoś z twoim doświadczeniem miał oko na teren wokół domu, a my z Paulą wejdziemy do środka i się rozejrzymy.
– Właśnie… Pomyślałem, że tak będzie najlepiej. – Mellberg przez moment kołysał się na piętach, potem ociężale ruszył przez trawnik.
– To co, wchodzimy? – powiedział Martin. Paula kiwnęła głową.
– Ostrożnie – ostrzegł Martin przed drzwiami. – Nie wolno nam zatrzeć żadnych śladów, na wypadek gdyby się okazało, że śmierć nie nastąpiła z przyczyn naturalnych. Tylko się rozejrzymy, zanim przyjedzie ekipa techniczna.
– Pięć lat pracowałam w wydziale kryminalnym komendy okręgowej w Sztokholmie. Wiem, jak należy się zachowywać na domniemanym miejscu przestępstwa – powiedziała Paula bez złości.
– Przepraszam, nie wiedziałem – zawstydził się Martin, ale natychmiast skupił się na czekającym go zadaniu.
W domu panowała niesamowita cisza. Zakłócał ją tylko stukot butów o podłogę. Martin stał w przedpokoju i zastanawiał się, czy wydawałaby mu się