Dobry omen. Терри Пратчетт

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dobry omen - Терри Пратчетт страница 6

Dobry omen - Терри Пратчетт

Скачать книгу

Young nie uwierzył w ani jedno słowo, które wydrukowano w kolumnach „Moda”, „Opinie” i „Opcje”.

      Nie miał nic przeciwko radosnym wspólnym doznaniom. Radosne wspólne doznania bardzo mu odpowiadały. Świat, zdaje się, potrzebował coraz więcej radosnych wspólnych doznań. W krytycznej chwili wygłosił porywającą orację, która chyba przekonała Deirdre, że akurat tego radosnego wspólnego doznania powinna doświadczyć bez towarzystwa męża.

      Zakonnice poparły go całkowicie. Ich zdaniem nie było absolutnie żadnej potrzeby angażowania przyszłego ojca w charakterze dodatkowej akuszerki. Sposób, w jaki to wyraziły, niedwuznacznie sugerował, że ojcowie w ogóle nie powinni się angażować w te ani inne sprawy.

      Ubił kciukiem namiastkę tytoniu w cybuchu i tupnął groźnie na wiszącą w poczekalni tabliczkę informującą go, że dla swej własnej wygody nie powinien palić. Wobec tego i dla własnej wygody wstał i ruszył na ganek. Gdybyż jeszcze okazało się, że w pobliżu wyrosły krzaki albo miękki trawnik, gdzie mógłby wygodnie poleniuchować.

      Idąc pustym korytarzem, dotarł do drzwi prowadzących na podwórze. Rzęsisty deszcz dudnił miarowo o dostojne kosze na śmieci.

      Wzdrygnął się i osłonił cybuch, by przypalić fajkę.

      Na każdą żonę przychodzi ta chwila. Po dwudziestu pięciu nienagannie przeżytych latach nagle coś im strzela do głowy, zakładają różowe skarpetki, wbijają się w dżinsy i zaczynają wypominać człowiekowi, że nigdy w życiu nic nie zrobił dla domu. Pewnie to przez te hormony.

      Wielki czarny samochód z piskiem opon zatrzymał się przy koszach. Młody mężczyzna w ciemnych okularach zgrabnie wyśliznął się z wnętrza wprost w strugi deszczu, trzymając w ręku przedmiot podobny do przenośnego wózka dla niemowląt i kocim krokiem skierował się do wejścia.

      Mr Young wyjął fajkę z ust.

      – Nie zapomniał pan o światłach? – powiedział uprzejmie.

      Mężczyzna spojrzał na niego pustym wzrokiem człowieka, dla którego nie zgaszone światła są ostatnim powodem zmartwienia i niedbale machnął ręką w stronę bentleya. Światła zgasły.

      – Zmyślne – powiedział Mr Young. – Na pewno podczerwień.

      Był nieco zaskoczony, że tamten wcale nie zmókł, a także tym, że nosidełko nie było puste.

      – Zaczęło się? – zapytał mężczyzna.

      Nie bez dumy Mr Young stwierdził, że już na pierwszy rzut oka rozpoznano w nim przyszłego ojca.

      – Tak. Kazali mi wyjść – dodał z wdzięcznością w głosie.

      – Już? A ile mamy do końca?

      My – pomyślał Mr Young. Pewnie znowu jakiś doktorek-propagator koncepcji wspólnych porodów.

      – Chyba już niedługo. Idzie dobrze – odpowiedział Mr Young.

      – W którym pokoju? – pośpiesznie zapytał tamten.

      – Numer 3 – odparł i pogładził ręką kieszeń, w której w pogniecionym pudełku, zgodnie z tradycją, spoczywały cygara.

      – A może doznamy wspólnie radosnego uczucia zaciągnięcia się cygarem urodzinowym?

      Mężczyzna zniknął.

      Mr Young wsunął pudełko z powrotem do kieszeni. Ach, ci lekarze. Stale zapędzeni. Każdą chwilę daną od Najwyższego wypełniają pracą.

      Jest taka stara sztuczka z trzema kubkami i ziarenkiem piachu. Ziarenko wędruje z jednego do drugiego tak szybko, że nawet najbystrzejsze oko nie dostrzega kiedy i którędy.

      Podobna sztuczka z nieoczekiwaną zamianą miejsc zostanie przedstawiona za chwilę, z tym, że przemieszczający się obiekt jest znacznie większy od ziarenka grochu.

      Teraz zwolnimy nieco tempo narracji, by wreszcie choć raz przyjrzeć się dokładnie rzekomej sztuczce.

      Pani Deirdre Young właśnie rodzi w sali porodowej nr 3. Na świat przychodzi złotowłose niemowlę płci męskiej, które oznaczymy: Niemowlę A.

      Małżonka attaché kulturalnego ambasady USA, pani Hariet Dowling, rodzi w sali nr 4. Także złotowłose niemowlę płci męskiej, które oznaczymy: Niemowlę B.

      Siostra Mary Złotousta wiernie służy Szatanowi od urodzenia. W szkółce sabatowej wyróżniała się w kaligrafii i przyrządzaniu wątróbki na gorąco. Kiedy nakazano jej wstąpić do zakonu trajkoczącego, uczyniła to posłusznie, w pełni świadoma swoich przyrodzonych zdolności w tej materii, jak też i tego, że nareszcie trafi do swoich. Być może w sprzyjających okolicznościach odkryłaby także inne funkcje mózgu, na przykład zdolność myślenia i logicznego wnioskowania, ale już dawno temu przekonała się, że ptasim móżdżkom tudzież trzpiotkom, jak sama się określała, wiedzie się znacznie lepiej. W tej chwili siostra Mary odbiera świeżo dostarczone złotowłose niemowlę płci męskiej, które nazwiemy Wielkim Adwersarzem, Pogromcą Królów, Aniołem Bezdennej Otchłani, Bestią zwaną Smokiem, Panem Tego Świata, Szatańskim Pomiotem i Księciem Ciemności.

      Proszę o skupienie. Zaczynamy pokaz.

      – Czy to on? Myślałam, że będzie miał jakieś śmieszne oczy. Czerwone albo zielone kopyciąteczka. I ogonek – mówiąc to, siostra Mary oglądała niemowlę ze wszystkich stron. Rogów też nie znalazła. Potomek Szatana wyglądał zadziwiająco normalnie.

      – Tak, to on – odparł Crowley.

      – Proszę, proszę. Patrzcie państwo. Oto mam w rękach samego Antychrysta – trajkotała. – A zaraz wykąpiemy Antychryściątko. I policzymy paluszki.

      Wpatrywała się w niemowlę i trajkotała, tak jakby była gdzie indziej i przemawiała do sobie tylko znanej istoty. Crowley przesunął ręką przed jej oczami.

      – Siostro? Halo, siostro Mary! Siostro?!

      – Najmocniej przepraszam. Jest taki słodki. Ciekawe, czy podobny do tatusia? Ależ na pewno. Jesteś podobny do swojego dziubdziusia-tatusia, prawda?

      – Nie – powiedział stanowczo Crowley. – A na miejscu siostry byłbym już dawno na porodówce.

      – Jak pan myśli, czy będzie mnie pamiętał, gdy dorośnie? – zapytała tęsknym głosem i odpłynęła korytarzem.

      – Módl się, żeby nie – odparł Crowley i zniknął.

      Siostra Mary z dumą niosła Wielkiego Adwersarza, Pogromcę Królów, Anioła Bezdennej Otchłani, Księcia Ciemności, Ojca Kłamstwa, Szatański Pomiot i Bestię zwaną Smokiem przez szpitalne korytarze, po czym położyła go w pierwszym wolnym wózku.

      Zaczął gaworzyć. Połaskotała go delikatnie.

      W uchylonych drzwiach pojawiła się głowa przełożonej i przemówiła:

Скачать книгу