Gomułka. Piotr Lipinski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Gomułka - Piotr Lipinski страница 11
Ale syn Ryszard uważa to za bajki. W rodzinie właściwie nigdy nie mówiono, że Zofia jest Żydówką. Choć Władysław był komunistą, to ubierał choinkę i dzielił się opłatkiem. Obchodzili święta po chrześcijańsku.
Słabość ukrył przed światem
W lipcu 1930 roku Lewica Związkowa, kierowana przez KPP, pierwszy raz wysłała go do Związku Radzieckiego, który forsownym marszem zmierzał do lepszego świata, jak wówczas mówili między sobą komuniści. W tę pierwszą pielgrzymkę zabrał tylko piżamę, przybory do golenia oraz pastę i szczoteczkę do zębów. Wydelegowano go potajemnie na konferencję V Kongresu Profinternu, czyli Czerwonej Międzynarodówki Związków Zawodowych.
Swoją drogę rozpoczął, wyjeżdżając w przeciwną niż ZSRR stronę. Przekroczył granicę polsko-niemiecką na Górnym Śląsku. Właśnie dlatego, żeby nie wzbudzać podejrzeń, zabrał ze sobą tak mało bagażu.
W Berlinie po długim oczekiwaniu otrzymał radziecki paszport. Wystawiła go sowiecka ambasada na fikcyjne nazwisko, całą podróż spowijała bowiem tajemnica. Do Moskwy wyruszył koleją. Przez korytarz pomorski, Prusy Wschodnie, Litwę i Łotwę.
Polscy komuniści, widząc na radzieckiej granicy napis: „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się”, przeżywali niemal religijną ekstazę, a na żołnierza Armii Czerwonej w czapce z gwiazdą patrzyli jak na boga.
Po przekroczeniu rubieży poczuł podniecenie, że znajduje się w Związku Radzieckim. Zachwycili go pierwsi radzieccy przedstawiciele władzy, pogranicznicy. Zobaczył „przeważnie młodych jeszcze, schludnie umundurowanych strażników i celników”19. Potem jeden z nich spuścił psa, który obwąchał podwozie wagonu. Gomułka domyślił się, że tak sprawdza się, czy pod wagonem nie ukrywa się ktoś, kto by wdzierał się do Związku Radzieckiego. Bardzo spodobała mu się ta czujność. Widział w tym też dowód, że wrogowie próbują przerzucać szpiegów nawet w tak podstępny sposób.
Główną siedzibą tego „raju” był Komintern, siedziba Międzynarodówki Komunistycznej. Kiedy Gomułka dotarł do Moskwy, wypytywał na ulicach, jak do niej dotrzeć. Wyobrażał sobie, że każdy człowiek w Związku Radzieckim bezbłędnie wskaże mu to święte miejsce.
Niestety, moskwianie o Kominternie nie słyszeli. Zapytany na skrzyżowaniu milicjant przegonił Gomułkę, strofując, że przeszkadza mu w pracy.
Gomułka poczuł się zmieszany. Nawet w burżuazyjnej Polsce policjant spróbowałby pomóc szukającemu drogi. Tego dnia – jak zapamiętał – wyzbył się złudzeń, że w Moskwie znają Komintern, pałac międzynarodowego komunizmu, równie dobrze jak Wawel w Krakowie.
Potem było jeszcze gorzej. Kelnerka w stołówce Kominternu, sądząc, że nikt z międzynarodowych komunistów nie zna rosyjskiego, złorzeczyła, że przyjezdni sycą się rosyjskim masłem, choć samym Rosjanom brakuje chleba. Gomułka posmutniał. Czuł się wielkim przyjacielem Związku Radzieckiego, a ten, ucieleśniony w postaci kelnerki, odpłacał mu nienawiścią. Jakby był kimś obcym w sowieckim żywiole.
Z powodu przedłużającego się oczekiwania w Berlinie do Moskwy dotarł już po zjeździe Profinternu. Nie uczestniczył w żadnym zebraniu, ustalenia poznał tylko z dokumentów. W Związku Radzieckim spędził jedynie kilkanaście dni.
W Moskwie odebrał jednak dwie ważne lekcje. Pierwsza dotyczyła rozczarowania. Po latach zanotował, że był naiwny. Idealizował Związek Radziecki i wszystko, co z tamtejszej rzeczywistości burzyło jego wyobrażenia, odbierał bardzo osobiście, jako wyrządzaną mu przykrość.
Druga była co najmniej równie istotna – dotyczyła radzieckiego głodu. Brakowało wszystkiego. Ale on nie dawał wcześniej temu wiary. Opisy radzieckiej gospodarki w polskiej prasie traktował jako burżuazyjne paszkwile. Wierzył tylko w cudowne relacje drukowane w prasie komunistycznej. Na miejscu jednak przekonał się, że kolektywizacja rolnictwa głodziła poddanych Stalina.
Zrozumiał to, czego nie dostrzegli jego towarzysze – radziecki komunizm oznacza głód. Ale to ledwie częściowo zmieniło jego sposób myślenia. Wystarczyło proste działanie – od komunizmu należało odjąć kołchozy. Arytmetyka, która miała sprawić, że polski, jego, Gomułki, komunizm stanie się lepszy.
Po powrocie do Polski wciąż prowadził podwójne życie.
Zamieszkał w Warszawie. Sekretarzował Związkowi Zawodowemu Robotników Przemysłu Chemicznego i Pokrewnych RP. To legalnie. Specjalnie od czasu do czasu chodził do lokalu związkowego przy Chłodnej 10, aby nie wzbudzać nadmiernych podejrzeń policji. Równocześnie w konspiracji był funkcjonariuszem Centralnego Wydziału Zawodowego KPP. W czerwcu 1931 roku pomagał w planowaniu strajku warszawskich tramwajarzy. Ale nie udało się go rozszerzyć na wszystkich pracowników komunalnych. Komuniści byli zbyt słabi, aby zorganizować protest wbrew innym związkom zawodowym, których przywódcy nie poparli apelu o strajk powszechny w całej Warszawie. W rezultacie niczego nie zyskali, a niektórych strajkujących aresztowano.
Latem 1931 roku policja zrewidowała jego mieszkanie i zatrzymała go za sprawą małej kartki z kilkoma cyframi i skrótami. Uznała, że to szpiegowski szyfr. Poza tym nie znaleziono niczego obciążającego. Gomułka pilnował, żeby w domu nie znalazły się żadne konspiracyjne materiały. Ukrywał za to dwieście złotych, których żandarmi nie tknęli. Całą sumę ukradła jednak żona dozorcy, która znała jego schowek. Przedstawiała się jako sympatyczka KPP.
W czerwcu 1932 roku wysłano Gomułkę, aby zorganizował strajk w Łodzi, w fabrykach włókienniczych. Kryzys lat trzydziestych doświadczał Łódź. Szczególnie dotkliwie właśnie przemysł włókienniczy. Zakłady pracowały po dwa, trzy dni w tygodniu. Płace w porównaniu z 1928 rokiem spadły o jedną trzecią.
Zamieszkał w Łodzi przy ulicy Emilii Plater. W dwudziestometrowej izbie, którą dzielił z właścicielką i z jej osiemnastoletnią córką.
W środku stały piec kuchenny, stolik, a do mycia konewka i miednica. Wodę wszyscy lokatorzy czerpali z jednego kranu na piętrze. Naczynia myli we wspólnym zlewie. Do ubikacji chodzili na zewnątrz. Gomułka rzadko, bo niezameldowany nie chciał się ludziom rzucać w oczy. Przed nocą izbę przedzielano zasłoną, po jednej stronie spały matka i córka, po drugiej na polówce Gomułka.
W niedzielę 28 sierpnia 1932 roku stanął wśród robotników w lesie w pobliżu folwarku Młynek. Schodzili się powoli, w tajemnicy. Zamierzali radzić o strajku. Chcieli się spotkać między cmentarzem a pętlą tramwajową, lecz dostrzegli policyjnego wywiadowcę. Zdecydowali się więc grupami przejść do lasu.
Ale wśród konspiratorów był policyjny agent. Gomułka zapamiętał, że pracował jako murarz, miał silne i twarde dłonie. Mocno utykał po wypadku przy pracy. Znał go z wcześniejszych spotkań. Był nawet u niego w domu i dostał na niedzielne śniadanie bułkę, masło i wędlinę, co było podejrzanym luksusem. Żoną prowokatora była Władysława Bytomska, również komunistka, która już siedziała w więzieniu. Po wojnie uczczono ją nazwą ulicy w Łodzi z powodu rzekomego mordu, jakiego miała się na niej dopuścić policja.
Gomułka zapamiętał, że było wtedy upalnie. Ubrał
19
Władysław Gomułka,